IKS

Patrick the Pan – Kraków, 22.08.2021 [Relacja]

patrick-the-pan-koncert-relacja

Dwa miesiące po wydaniu najnowszego krążka „Miło wszystko” i prawie na samo zakończenie letniego sezonu koncertowego, Patrick the Pan, czyli Piotr Madej, zawitał ze swoim zespołem do rodzinnego Krakowa, gdzie 22 sierpnia wystąpił w ramach cyklu „Lato na Fortach”.

Koncert o dość wczesnej porze, bo zaczął się po godzinie 17, zgrał się idealnie z piękną aurą jednego z ostatnich prawdziwie letnich dni drugiej połowy sierpnia, a ustawione pod sceną leżaki sprawiły, że wydarzenie miało iść niedzielny wymiar. Wszystko to w świetny sposób korespondowało z wciąż premierowym repertuarem nowej płyty, ogranej już przez ostatnie tygodnie na wielu wakacyjnych i festiwalowych scenach, co sprawiło, że muzyczny skład zagrał krakowski koncert na pełnej parze i z wielką pewnością wygrywanych dźwięków.

Zespół wszedł na scenę przy dźwiękach spinającej w całość instrumentalnej cody z ostatniego, tytułowego utworu na najnowszej płycie, by zacząć od uroczego powitania w postaci „Dzień dobry pani”.

I tak jak zaczęli, tak płynęli i czarowali pełnymi wdzięku dźwiękami do samego końca. Repertuar tego trwającego nieco ponad godzinę koncertu zdominowały kompozycje z najnowszego albumu Piotra Madeja „Miło wszystko” (recenzja SztukMix tutaj – link). Pierwszy singiel ze wspomnianego krążka – „Porozmawiajmy o emocjach” – zachęcał do wspólnego śpiewania i urzekał przebojowym połączeniem instrumentalnego kunsztu, nieskrywanej zabawy dźwiękami i zawartym w tekście przejmującym przekazem. A na więcej takich emocjonalnych strzałów nie trzeba było długo czekać, bo „Miło wszystko”, z którego usłyszeliśmy lwią część utworów, pełne jest prostych, ale jednocześnie niezwykle celnie punktujących fragmentów, ubierających w bogate i zaskakujące barwy prozę naszej codzienności.
 

Wyjątkowo wybrzmiało dogłębnie poruszające „Toronto”, poprzedzone niezwykłą opowieścią o powstaniu utworu, w którym na płycie, w chórkach słyszymy nie tylko Dawida Podsiadłę czy Misię Furtak, ale także babcię Piotra – Leokadię, która nie tylko dodała utworowi magicznego kolorytu, ale również obecna była tego dnia wśród publiczności.

I faktycznie, koncert upłynął w bardzo rodzinnej, luźnej i przyjacielskiej atmosferze. Artysta w przerwach między utworami wielokrotnie, podobnie jak w wywiadzie, którego udzielił dla SztukMix (link), podkreślał jak wdzięczny i zadowolony jest z momentu swojego życia, w którym właśnie się znajduje, czego podsumowaniem jest repertuar z najnowszego krążka „Miło wszystko”. Przełożyło się to również na to, co także Patrick zaznaczył ze sceny, że dość niechętnie wraca do swoich poprzednich dokonań, które w odróżnieniu do nowych kompozycji – okrywa mrok i bardziej ponury nastrój, a utwory są zdecydowanie bardziej rozbudowane.
 

W obecnym muzycznym wcieleniu Piotra Madeja zdecydowanie dominuje twórcza prostota i zabawa lżejszą formą, jednak mimo tego usłyszeliśmy w Krakowie kilka kawałków z poprzedniej, trzeciej płyty Patricka – „trzy.zero”.

I tak, już na samym początku koncerty pojawiło się szybkie i rockowe, jak na tego artystę „O słowach”, w którym mogliśmy poznać najlepsze atuty jego świetnie zgranego zespołu, złożonego z Kuby Dudy na gitarze, Adama Stępniowskiego na perkusji (i spacji!) oraz Wawrzyńca Topy na basie i klawiszach. Aranżacje na żywo wyróżniały się od wersji studyjnych większą obecnością gitarowych zagrywek oraz wytworzoną przez cały skład wyczuwalną muzyczną przestrzenią, nad którą panował stojący przy klawiszach lider, sięgający raz po raz po gitarę czy wybijający rytm na tamburynie, nieco nieśmiało wplatając między swoją uroczą i często rozbrajającą konferansjerkę elementy zdawkowej choreografii. Z poprzedniej płyty usłyszeliśmy jeszcze bujające „Imiona tajfunów”, niegdyś wykonywane w duecie z Ralphem Kamińskim, z niezmiennie aktualnym i ważnym przekazem, co zostało podkreślone przez wokalistę w nawiązaniu do obecnych wydarzeń na scenie politycznej. Jednak, poza tym istotnym przesłaniem, najważniejszą sceną wieczoru pozostawała ta na Fortach Kleparz, gdzie z każdą piosenką, wybrzmiewającą w rodzinnym mieście Patricka, panował coraz większy luz i uczucie przyjacielskiego spotkania.
 

Jednym z najmocniejszych fragmentów występu w Krakowie było mocne i ekspresyjne „Tango R”, które podkreśliło drzemiącą głębię i moc w subtelnym głosie Madeja i uwydatniło niezwykłą lekkość wyśpiewywanych słów, obarczonych przecież sporym ciężarem emocjonalnym.

Prawdziwy muzyczny cios, który porusza równie mocno, co wersja studyjna. I nim zespół zszedł ze sceny, by zakończyć podstawową część koncertu, wybrzmiało jeszcze singlowe „Trochę mniej” z ostatniej płyty, które na żywo zyskało jeszcze bardziej na znanej ze studyjnej wersji melodyjności i bogactwie brzmienia, pozwalając odpowiednio zagrać wszystkim niuansom i muzycznym smaczkom.

Oczywiście nie mogło obyć się bez bisów i tak jako pierwszy wybrzmiał, nieco przezorny i zaśpiewany z przekąsem „Cham” – ostatni przedstawiciel trzeciego albumu the Pana.

Na sam koniec za to pojawiła się, wyproszona przez publiczność, repryza z prawdopodobnie najbardziej lubianego i kojarzonego z najnowszą płytą utworu – „Nie chcę psa”, które z powodów technicznych usłyszeliśmy – jako jedyny punkt tego popołudnia – dwa i pół razy, ponieważ gdzieś w połowie lekko zaskoczony błędem komputerowego podkładu zespół zaczął grać od nowa. Nie spowodowało to jednak konsternacji i zagubienia, a uśmiechy i kolejny pretekst do żartów, co na koniec dodało tylko całemu koncertowi aury autentyczności. Szczere reakcje muzyków i fanów, prawdziwa lekkość zgranego zespołu, który umie bawić się słowem i muzyką oraz nieopisana wdzięczność po obu stronach sceny i uśmiechy na twarzach, które pozostawiły po sobie te pełne prawdziwych emocji kompozycje sprawiły, że było to naprawdę wyjątkowe spotkanie. Podobnie jak na płycie „Miło wszystko”, to w prostocie i pokoju ducha ukryte jest prawdziwe piękno, którego fani mieli okazję doświadczyć na koncercie w Krakowie.
 

Kuba Banaszewski

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz