IKS

Patrick the Pan – „Miło wszystko” [RECENZJA]

patrick-the-pan-milo-wszystko-muzyka-recenzja

Bardzo często, te największe muzyczne talenty i nie do końca wyeksponowane na środku sceny twórcze perły, stoją gdzieś na uboczu, zostają w drugim rzędzie oddając światła reflektorów bardziej przebojowym i pragnącym uwagi bohaterom. Same też tylko incydentalnie wychylają się, by ujawnić swój prawdziwy, twórczy głos, w którym bardzo często drzemie wielka siła.

Piotr Madej, znany pod pseudonimem Patrick the Pan, w ostatnim czasie znany najlepiej jako członek koncertowego składu Dawida Podsiadły, z którym podbija największe sceny w Polsce, może być przykładem takiego właśnie talentu, który wydaje się, że mimo wydania już trzech solowych płyt, nie wypłynął na szerokie wody, tłocznego od konkurencji morza polskiej muzyki. I choć już na poprzedniej płycie „trzy.zero” z 2018 roku the Pan śpiewał, że „ma głos jak A., wąs jak D. i piosenki jak R.”, to nie można mu odmówić autorskiego sznytu i wyjątkowego, subtelnego stylu, którym czaruje już od kilku lat. Ten stan zmienić może jego najnowsza płyta, o zgrabnym tytule „Miło wszystko”, który zdradza chyba najlepiej to czego możemy spodziewać się po czwartym krążku Patricka the Pana.
 

Płyta rozpoczyna się łagodnie, delikatnymi muśnięciami gitary, która choć nie pozostaje wiodącym instrumentem krążka, przepełnionego głębokimi przestrzeniami szlachetnej elektroniki i wygładzonych, podbitych rytmów, nadaje albumowi bieg, by z przejmującym „Daj czas” wprowadzić nas do wyjątkowego świata muzyki Piotra Madeja.

I już od pierwszej kompozycji wiemy, że to nie bogate instrumentarium, a nieco wycofany głos i wręcz konfesyjne teksty, zaglądające do przepełnionej prozą życia codzienności artysty, będą grać tu pierwsze skrzypce i wygrywać najmocniejsze nuty. Jednak w odróżnieniu od poprzednich płyt Patricka the Pana, przepełnionych do głębi dozą niepokoju i zwątpienia, „Miło wszystko” to wewnętrzny spokój ducha i harmonia z samym sobą oraz miejscem, w którym aktualnie się znajduje. I choć, jak sam szczerze przyznaje w kipiącym emocjami „Toronto”: „dziwnie mi tak na głos móc powiedzieć, że mam dobry czas”, to ta nowa optyka i jasne światło bijące z tych prostych piosenek, przynosi odświeżenie brzmienia i nową energię, która sprawia, że czwarta płyta w dorobku Madeja jest jego najbardziej dojrzałym i przemyślanym dziełem, które pochłania od początku do końca.
 

Szczęście, wdzięczność, radość z prostych, dzielonych codziennie momentów, to nie są emocje, którymi można by opisać dotychczasową karierę Patricka the Pana.

Jednak na „Miło wszystko” to przede wszystkim one dominują i ujmują nieskrywaną szczerością. Kto wie, być może ten twórczy zwrot to efekt zeszłorocznego lockdownu i wiszącego w powietrzu poczucia ulotności, które bez wątpienia były jedyną w swoim rodzaju okazją ku refleksjom i głębszym przemyśleniom, bo na płycie nie brakuje też do bólu trafnych i aktualnych diagnoz społecznych (tak jak w znakomicie napisanym utworze tytułowym), zrywających z pędzącej na złamanie karku codzienności naiwne poczucie nadmiernej powagi wielu spraw. Rzeczywistość w tekstach Piotra Madeja biegnie swoim rytmem, wyznaczanym przez powtarzające się rytuały, które wydają się najprostszą, otaczającą nas przecież na co dzień inspiracją, tak zwyczajną, że często wręcz niezauważalną. Patrick the Pan ubiera jednak te, koniec końców łączące większość z nas, życiowe sytuacje w mgiełkę osobliwości, nadającym im zaskakującego uroku. Bo przecież co może być wyjątkowego w kupowaniu bułek, wybieraniu wina (koniecznie z rowerem na etykiecie!) czy wyposażaniu mieszkania w nowe doniczki („Dzień dobry pani”). Tutaj płyta potrafi właśnie zaskoczyć, bo te z pozoru zwyczajne sprawy nagle jakby zatrzymane w czasie i ujęte w formie chwytliwych, popowo-alternatywnych piosenek, nabierają nowego wymiaru, stając się kroniką powracających i powtarzających się chwil, które także, przede wszystkim dzięki nam, mogą być wyjątkowe.

Ciężko wyróżnić tu faworytów, bo nieco ponad trzydziestominutowa płyta jest nie tylko zwarta i utrzymana w spójnym klimacie, ale też wolna od słabszych momentów.

Singlowe „Trochę mniej” oraz „Porozmawiajmy o emocjach” nie bez powodu zostały wybrane na reprezentantów albumu – wybijają się nie tylko błyskawiczną chwytliwością i bystrymi tekstami, ale też zróżnicowanym muzycznym tłem. Spośród całości najmocniej wybija się jednak udany duet z raperem Meek, Oh Why’em?, zaskakująco pozostający chyba najbardziej subtelnym fragmentem krążka, okraszonym solem na trąbce albumowego gościa, które nadaje lekko hip-hopowemu brzmieniu aurę szlachetności i vintage’owy vibe. Wspomniane już „Toronto” to prawdziwa liryczna spowiedź, w której szczerość Patricka the Pana dosłownie zaciska głos w gardle, a śpiewający w refrenie chórek złożony zarówno z Dawida Podsiadło, jak i babci Madeja, wzmacnia jego wymowę, czyniąc z finału utworu wyzwalający krzyk wdzięczności i jednoczesnego zwątpienia w przeżywane szczęście. Bez wątpienia jest to jeden z najcelniej trafiających w emocjonalne sedno momentów płyty. Podobnie jest z rozbrajającym „Nie chcę psa”, przepełnionym bezgranicznym uczuciem, które zrozumieją chyba najmocniej posiadacze czworonogów. Mogę zaświadczyć, że nie jednemu psiarzowi zakręci się łezka w oku i z rozrzewnieniem będzie wracał do tego dobrodusznego utworu.

Czwarty album Patricka the Pana to płyta urzekająca szczerością i prostotą twórczych środków, która w tym przypadku jest wyłącznie zaletą uwiarygodniającą wydźwięk całości.

Piotr Madej z niezwykłą lekkością i nieskrywaną radością ubiera w muzyczne szaty pozszywane w piosenkowe ramy kawałki swojego życia i dzieli się nimi z fanami, tworząc przy tym najbardziej przekonywujące dzieło w karierze. Wielokrotnie powtarzającym się tu słowem, idealnie opisującym nastrój całości albumu jest „wdzięczność”. Mogę tylko dodać, że jestem równie wdzięczny, że ciągle powstają na polskim rynku tak naturalne i świadome płyty, w których każdy tekst i wyśpiewane słowo niosą jakieś znaczenie. Oby Piotr Madej częściej i równie otwarcie zapraszał nas do swojego wyjątkowego muzycznego świata, bo „Miło wszystko” to płyta w dzisiejszych czasach wręcz potrzebna. To album, po który warto sięgnąć, by zatrzymać się w tej rozpędzonej rzeczywistości i docenić te najprostsze rzeczy, które mamy obok. Tylko tyle i aż tyle. Czyż to nie jest najtrafniejsza recepta na te skomplikowane czasy?
 
Ocena (od 1 do 10) – 8 patelni
🥘🥘🥘🥘🥘🥘🥘🥘
 

Kuba Banaszewski

 
Tracklista:
 
1. Daj czas
2. Porozmawiajmy o emocjach
3. Zmiany, zmiany
4. Nie chcę psa
5. Toronto
6. Dzień dobry pani
7. Trochę mniej
8. Remanenty serca
9. Miło wszystko
IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz