IKS

Inhaler – „It Won’t Always Be Like This” [Recenzja]

inhaler-it-wony-be-always-be-likes-this-recenzja

Przyjęło się, że znane nazwisko ułatwia rozpoczęcie kariery i otwiera przed dziećmi słynnych rodziców wszystkie drzwi, by z łatwością pójść w ich ślady. Czasem jest również tak, że staje się ono przeszkodą i przyczepioną z góry łatką, skazującą na wieczne porównywania i komentarze względem dorobku członków rodziny, którzy mają już pewną i wyrobioną markę w świecie show-biznesu. Znane są doskonale przypadki, gdzie dzieci znanych rodziców bezskutecznie próbowały zrobić wielką karierę, niosąc na barkach przede wszystkim rozpoznawalne nazwisko. Gdzieś pomiędzy tymi dwoma obozami zdaje się być irlandzki zespół Inhaler, który przebojem wkradł się do serc wielu słuchaczy na całym świecie swoimi chwytliwymi, gitarowymi singlami.

Jasne, Elijah Hewson, syn jednego z najsłynniejszych liderów rocka wszech czasów, wygląda w teledyskach jak Bono z epoki płyty „War” U2, a jego chóralne zaśpiewy przywołują echa stadionowych i większych niż życie hymnów tej irlandzkiej grupy. Jednak czy to wada? Absolutnie nie! Pewne cechy fizyczne mogą być wrodzone, jednak drzemiącej w nim charyzmy nie da się nauczyć ani zrzucić na muzyczne geny. Trzeba ją w sobie mieć.
 

A trzeba przyznać, że 22-letni lider Inhaler w swojej nienachalnej, lecz pewnej siebie postawie potrafi porwać słuchacza od pierwszych chwil, co na ten wiek jest świadectwem niezwykłej scenicznej pewności i dojrzałości wymieszanej z rozrywającą energią startującego debiutanta.

I umówmy się, mimo iż (podobnie jak również w tej recenzji) przy praktycznie każdej wzmiance o losach młodego zespołu pada pseudonim irlandzkiego zbawcy rocka, nie dla każdego nazwisko „Hewson” jest tak oczywiste. A i muzyczne wpływy i skojarzenia niekoniecznie krążą wokół muzyki U2. Członkowie Inhaler, którzy wśród swoich inspiracji wymieniają m.in. The Stone Roses, Joy Division czy Kings of Leon, czerpią z tego co im w duszach gra garściami i próbują po swojemu zdefiniować rocka na nowo. Z jakim skutkiem?
 

Odpowiedź na to pytanie zdaje się przynosić już pierwszy utwór na płycie.

Tytułowy kawałek zanurzony jest w smakowitej fuzji nowofalowych wpływów, które najmocniej słychać w grze sekcji rytmicznej, solidnych gitarowych zagrywek oraz wpadających w ucho melodii, które przede wszystkim aż skrzą się od tego co na debiucie Inhaler jest najcenniejsze – młodzieńczej energii i wzniosłej atmosferze celebracji wspólnego grania młodych muzyków na pierwszej, wspólnej płycie, która niesie ich przez całe 45 minut krążka. Zresztą zespół nie zwalnia tempa i podbija stawkę z kapitalnie podbitym „My Honest Face”, które wydane na singlu rok temu nie tylko przedstawiło światu nowy obiecujący zespół, ale również zapewniło grupie pierwsze grono wiernych fanów, którzy dali porwać się zabójczo chwytliwej sile zespołu. Melodyjny i mocny bas, którego nie powstydziłby się sam Peter Hook, zapadające w pamięci niebanalne refreny i pełen pasji głos Elijah Hewsona, który przywołuje wokalną siłę swojego ojca z początków kariery, ale tylko w tym najlepszym i godnym podziwu aspekcie. Inhaler od samego początku „It Won’t Always Be Like This” zaznaczają swój teren i składają muzyczną obietnicę, której dotrzymują aż do samego końca. Takich celnych, rockowych strzałów jest tu bowiem więcej: przebojowe „Cheer Up Baby” czy kończące album „In My Sleep” to trafiające w sam środek tarczy natchnione rockery, które z nowoczesną produkcją łączą to co najlepsze w brzmieniu lat 80.
 

Świetnie wypadają również te bardziej stonowane momenty, takie jak:

delikatne „Slide Out The Window” oraz melodyjne „My King Will Be Kind” z ciętym tekstem, ujawniające kolejne z wielu muzycznych oblicz zespołu. Jednym z najmocniejszych fragmentów płyty jest duszne i dojrzałe „A Night On The Floor”, gdzie Inhaler rozwijają skrzydła, by dać się ponieść instrumentalnym fantazjom i zamknąć usta wszystkim, którzy zarzucali im lekkie, chłopięce brzmienie. Nie chcę przesadzać, ale w tej kipiącej od emocji, jednocześnie intymnej i bardzo odsłaniającej różne odcienie ich muzyki kompozycji, Inhaler wzlatują najwyżej swoich twórczych możliwości. Z kolei rozbudowane, ponownie niesione przez dźwięki basu „Who’s Your Money On? (Plastic House)” to ciekawy eksperyment z mieszaniem stylów, gdzie spotykają się światy zarówno fantazyjnego ognia Red Hot Chili Peppers, jak i magia ulotnych pejzaży spod znaku The Cure, malowanych dźwiękami opadającej lekko niebiańskiej końcówki. I choć gdzieś pod koniec płyta traci trochę nerwu i zwartej formy, wraz ze zbędną miniaturką „Strange Time To Be Alive” oraz miałkim i pozbawionym polotu „Totally (szkoda, że na płycie zabrakło miejsca dla świetnego singla „We Have To Move On” z 2020 roku), pozostawia po sobie powiew świeżego, gitarowego orzeźwienia.
 

Ta płyta z pewnością nie zbawi rock and rolla.

Za to pozostanie trwałą pamiątką tego, co trwa tylko chwilę i wydaje się być nieuchwytne – młodzieńczej energii i kipiącej w żyłach pasji, którą zespół zdaje się chcieć wykrzyczeć i podzielić się nią z każdym kto jest obok. Bo płytowy debiut ma się tylko raz. Życzę każdej młodej i pełnej marzeń kapeli, by był tak dobry jak w przypadku Inhaler.
 
Ocena( w skali od 1 do 10) – 7,5 
🎤🎤🎤🎤🎤🎤🎤1/2🎤

Kuba Banaszewski

 
Tracklista:
 
1. It Won’t Always Be Like This
2. My Honest Face
3. Slide Out The Window
4. Cheer Up Baby
5. A Night On The Floor
6. My King Will Be KInd
7. When It Breaks
8. Who’s Your Money On? (Plastic House)
9. Totally
10. Strange Time To Be Alive
11. In My Sleep
IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz