IKS

„What Drives Us”, reż. Dave Grohl, Amazon Prime Video – [recenzja]

what-drives-us-film-recenzja

Dave Grohl nie po raz pierwszy staje za kamerą filmową. Tym razem wraz z kolegami z Foo Fighters w roli producentów wykonawczych proponuje dokument poświęcony powodom, dla których młodzi ludzie zakładają zespoły, wsiadają do vanu i ruszają świat.

Na początku filmu autor przyznaje, że początkowym pomysłem było zebranie opowieści z życia w drodze od różnych z mniej lub bardziej znajomych muzyków. Większość z nich najczęściej pakowała się do vanów, którymi przemieszczali się po niezliczonych drogach, by występować w mniej lub bardziej odległych miejscach (dla mniejszej, bądź większej publiczności) i promować swoją muzykę. Okazało się jednak, że nie wszyscy zaproszeni do tego przedsięwzięcia muzycy podróżowali w ten sposób, co bez ogródek od razu przyznaje Lars Ulrich z Metalliki.
 

Od tego momentu zaczynamy poznawać powody, dla których liczni admiratorzy głównie rock and rolla, porzucali swoje dotychczasowe życie i ruszali świat.

Począwszy od The Edge’a z U2, który chciał się wyrwać z przedmieści Dublina, przez Briana Johnsona (AC/DC), nie chcącego skończyć w fabryce w angielskim Newcastle, po Exene Cervenkę z X, która nie widziała siebie w profesji typowej dla kobiet stanu Illinois, czy D.H. Peligro z Dead Kennedys – zwyczajnie zafascynowanego robieniem hałasu przy pomocy gitary. Z czasem opowieści kolejnych artystów przepytywanych w filmie przez Grohla, stają się coraz bardziej wyrafinowane. Dave Lombardo, wieloletni bębniarz Slayera, tłumaczy, że gra w szkolnej orkiestrze dała mu mniej, niż słuchanie płyt Led Zeppelin, czy The Rolling Stones. Z kolei Ben Harper, będący sąsiadem punkrockowców z Christian Death, wypadał blado ze swoimi fascynacjami popowymi. Na szczęście ‘nextdoorowcy’ przekonali go do swoich fascynacji, proponując zapoznanie się z twórczością The Clash czy The Jam. Zaś jedynak i fascynat Prince’a, Tony Kanal opowiada jak koledzy z No Doubt poszerzyli jego horyzonty muzyczne za sprawą crossoverowców typu Fishbone, ale też Bad Brains, czy Red Hot Chilli Peppers.
 

Kolejna część to już stricte wycinki z biografii poszczególnych artystów.

Poznajemy okoliczności powstania U2, Metalliki, powody dla których Flea znajdował ukojenie w grze na trąbce, czy moment, w którym 19-letni Ben Harper postanowił zostać bardem. Autor podsumowuje tę część, twierdząc, że każdy zespół, czy wykonawca ma swoją odrębną historię, ale jednocześnie każda z nich ma pewien wspólny mianownik – więź. O niej najdosadniej opowiada Steven Tyler z Aerosmith. Wątek jednak rozwija się o genezę pierwszych podróży na trasach koncertowych vanami. W tym miejscu narrację przejmuje legenda hardcore’u z Waszyngtonu, Ian McKaye, który przytacza opowieść kanadyjskiej grupy D.O.A. i ich trasy z 1979 roku, podejmując niezwykle ciekawy wątek powstania sieci klubów i nazwisk osób, które mogą pomóc w zorganizowaniu kolejnych koncertów. Ową sieć rozwija inna legenda punkrocka ze Stanów – Black Flag, która przemierza kraj, grając dosłownie – gdzie popadnie i tym samym torując drogę wielu innym wykonawcom, nie tylko ze swojego najbliższego muzycznego kręgu. Tu jednak wątek znowu powraca do pierwotnego punktu wyjścia: przemieszczania się vanem z miejsca na miejsce, przygotowania go do trasy, zagospodarowania przestrzeni w nim, by zmieścił się zespół i jego sprzęt, czy wreszcie – dzielenie się wspólną energią, doświadczeniami i przygodami.
 

Tych historii oczywiście jest bez liku, a jednak nie pada ich w filmie zbyt wiele.

Nie wiem, czy ten element wyszedł naturalnie, czy też Grohl niejako go wymusił, ale większość muzyków wypowiadających się w filmie, zwłaszcza tych ze środowiska alternatywnego, podkreśla szczególnie etap pracy u podstaw, właśnie za sprawą podróżowania na koncerty vanami. Zaś ci, którzy odnieśli sukces w mainstreamie (Red Hot Chili Peppers, No Doubt), zdają się doceniać tę drogę od podstaw jeszcze bardziej.
 

Ten wątek niesie ze sobą także drugą stronę medalu – wypadki na trasie, które niekoniecznie są spowodowane złą pogodą,

ale przede wszystkim zmęczeniem fizycznym. Do tego dochodzi również skazanie na siebie przez wiele dni na niewielkiej przestrzeni, które rodzi nie tylko wspomnianą wcześniej więź, ale… tworzy także swoistą grupę wsparcia. To bardzo przydatna cecha, zwłaszcza w środowisku, w którym nietrudno o nałogi, zmiany nastrojów, czy zderzenia trudnych charakterów. Tu swoją dość poruszającą historię przytacza D.H. Peligro, który po pierwszym zawieszeniu działalności przez Dead Kennedys zaczął się staczać… Na prostą udało mu się wyjść dopiero za ósmym podejściem (!). Nie brakuje też wątków humorystycznych – St. Vincent, Brian Johnson i Ringo Starr opowiadają o swoich doświadczeniach związanych puszczaniem bąków w vanie.
 

Natomiast całość narracji zmierza do smutnej, bieżącej konstatacji, w której zespoły już rzadko jeżdżą w trasy małym dostawczakiem

(choć w filmie wyjątek od tej reguły stanowi trio Radkey z St. Joseph w stanie Missouri). Pojawia się za to wątek technologii, która umożliwiła oglądanie koncertów w domu, ale jednak pozbawia bezpośredniego, niemalże namacalnego kontaktu z muzyką. Podsumowanie zaś sprowadza się do jednego – dla wszystkich pojawiających się w filmie artystów, granie muzyki, nagrywanie jej i jeżdżenie w trasy jest po prostu treścią życia i ani myślą z tego rezygnować.
 

Dave Grohl za sprawę „What Drives Us” wystawił nieco boomerską laurkę dla czasów, które mijają,

kto wie, czy za sprawą panującej pandemii nie miną bezpowrotnie. W filmie siłą rzeczy przeważają materiały Foo Fighters, ale nie brakuje też kilku świetnych zdjęć z epoki (polecam fragment z reklamą Ford’a Econoline’a). Tym niemniej, obraz na pewno nie wyczerpuje tematu, a raczej bardzo wyraźnie go nakreśla. Może by z tego zrobić całkiem ciekawy serial, prawda panie Grohl?
 
Ocena (w skali od 1 do 10) 7 klatek filmowych
🎞️🎞️🎞️🎞️🎞️🎞️🎞️
 
 

Maciej Majewski

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz