..z każdym kolejnym muzycznym wydarzeniem, w którym mam przyjemność brać udział, utwierdzam się w przekonaniu, że Gdański Teatr Szekspirowski to najlepsze koncertowe miejsce na mapie Trójmiasta. Powody są dwa. Pierwszy – bardzo kameralna przestrzeń, nie czuć w niej natłoku ludzi i ich oddechów na karku, co stwarza możliwość skupienia się na sztuce i jej przeżywaniu w spokojnych okolicznościach. Drugi – to akustyka otoczenia. Drewno, drewno, wszędzie drewno i grube zasłony – to elementy wystroju znacząco wpływające na odbiór i estetykę brzmienia, obok, rzecz jasna, solidnego akustyka, który sprawuje pieczę nad konsolą, suwakami i częstotliwościami. Kolejny raz o powyższych cechach przekonałem się 29 października udając się do GTS-u na koncert zespołu Raz, Dwa, Trzy, występującego już od ponad trzech dekad na scenach w całym kraju.
Sztuka muzyczna rozpoczęła się kilka minut po godzinie 20 i wypełniła konstrukcję Teatru na grubo ponad półtorej godziny, podczas której zespół pod przewodnictwem Adama Nowaka zabrał słuchaczy w odmęty poezji ubiegłego wieku, a mianowicie do treści tworzonych przez Agnieszkę Osiecką i Wojciecha Młynarskiego. To był idealny sposób na odchamienie się (proszę wybaczyć ten frazes), bo nic tak nie koi moich myśli jak dobra muzyka i odrobina wierszy. Zanim panowie zaczęli występ, Nowak zapowiedział, że będzie nie tylko gitarzystą i wokalistą, ale również narratorem całej historii, której fabuła budowała się z utworu na utwór, a jednym z jej głównych niecielesnych bohaterów było wszechobecne fatum.
Pierwszy utwór – „Kołysanka dla okruszka” skomponowana przez Seweryna Krajewskiego do słów wspomnianej wyżej warszawskiej poetki – zrobił na mnie niemałe wrażenie. I zupełnie nie chodzi o wirtuozerię, czy raczej w tym wypadku jej brak (i to absolutnie nic złego), ale o czyste, szczere emocje zawarte w warstwie tekstowej, w której podmiot liryczny śpiewa kołysankę i próbuje chociaż na moment zamrozić czas, by ta konkretna chwila nie ulotniła się zbyt szybko. Wokalista Raz, Dwa, Trzy wielokrotnie mówił ze sceny, że zarówno Osiecka, jak i Młynarski potrafili niezwykle sprawnym okiem obserwować i notować otaczające ich realia. Umieli nazywać wielkie rzeczy prostymi słowami i było to słychać z każdej piosenki, jaka popłynęła z głośników tego wieczoru. Kolejna kompozycja była przeskokiem w historii o dobre kilka dekad, do chwili, gdy bohaterowie opowieści są już dorośli i w swojej relacji zdążyli przeżyć dobre i gorzkie momenty. W tym wypadku wiersz Młynarskiego „Piosenka Starych Kochanków” był pretekstem do stworzenia aranżacji przez występujący w Teatrze zespół. Instrumentalnie to rozbudowana struktura, której napięcie budowane jest przez gitary rytmiczne i akordeon, a solówka na końcu w mojej ocenie jest jedną z najbardziej wyrafinowanych, jakie słyszałem w polskiej muzyce rockowej. Na żywo brzmiała jeszcze lepiej. W trakcie koncertu zostały zaprezentowane jeszcze między innymi „Oczy tej małej”, „Uciekaj moje serce” (Mark Knopfler nie powstydziłby się takiej gitary!), „Okularnicy”, „Co każdy chłopiec powinien wiedzieć”, czy „Nie ma jak u mamy”. Po wykonaniu tego ostatniego utworu Nowak powiedział, że Młynarski potrafił w tak krótkim tekście zawrzeć kilka istotnych prawd, o których dziś zwyczajnie potrafimy zapominać. Bohaterowie historii, której wątki odkrywały kolejne pozycje z setlisty, wrócili do bezpiecznego miejsca, jakim był matczyny dom. Kto temu zaprzeczy. Nie zabrakło również takich klasyków jak choćby „Gaj” (w głowie nadal siedzi mi wykonanie tego numeru z 1977 roku, gdy w duecie prezentowali go Maryla Rodowicz i Marek Grechuta) oraz „Czy te oczy mogą kłamać”, w trakcie którego nie mogłem przestać wsłuchiwać się w tony gitary. Mimo że nie do końca przepadam za tym utworem (chyba przez te chórki w refrenie) to solówka, ilekroć bym ją słyszał, robi na mnie piorunujące wrażenie, bo brzmi jak Santana i jego taniec palców po gryfie. „Absolutnie”, ostatnia kompozycja zagrana do tekstu Młynarskiego, pobudziła obecnych w Teatrze słuchaczy do wygenerowania głośnych oklasków, którym nie było końca przez kilka chwil, gdy muzycy zeszli ze sceny przy gasnących światłach reflektorów.
Adam Nowak w czasie muzycznego spektaklu nie szczędził słów, był dygresyjny, świetnie wypadając w roli przewodnika po nostalgicznej i emocjonalnej wędrówce bohaterów, którzy nieustannie stawali oko w oko z nieubłaganym fatum. W przemyślany sposób, bazując na treściach Osieckiej i Młynarskiego wraz z zespołem opowiedział sporą część życiorysu nie tylko swojego, ale śmiało mogę zaryzykować stwierdzenie, większości osób zgromadzonych na publiczności. Gdyby tak zajść w głowę na dłuższą sekundę, cofnąć się do chwil minionych, rzeczywiście sam mógłbym wiele z tych scenariuszy przywołać. Dowodzi to, że poezja dwójki warszawskich autorów jest ponadczasowa i prostymi słowami w dobitny sposób opowiada życie zwykłych ludzi, a to właśnie te historie są najciekawsze i najbliższe prawdy. Muzycznie uczta dla uszu. Szczególne podziękowania za gitarę pana Jarka Trelińskiego i trąbkę Tadeusza Kulasa. Była to ogromna przyjemność usłyszeć zielonogórzan w świetnej formie i – oby do usłyszenia ponownie.
W refleksji i zadumie na drewnianej ławce bocznej nawy dumał Błażej Obiała.
Setlista:
- Kołysanka dla okruszka
- Piosenka starych kochanków
- Oczy tej małej
- Uciekaj serce moje
- Nie ma jak u mamy
- Okularnicy
- Wanka Morozow
- La valse du mal
- Co każdy chłopiec powinien wiedzieć
- Bynajmniej
- Kiedy mnie już nie będzie
- Czy te oczy mogą kłamać?
- Jesteśmy na wczasach
- Gaj
- Absolutnie
Kliknij i obserwuj nasz fanpage bit.ly/Nasz-Facebook1
Kliknij i obserwuj nasz Instagram bit.ly/nasz-instagram1