IKS

Mariusz Duda [Rozmowa]

mariusz-duda-rozmowa

Płyta „Interior Drawings” zamyka ‘trylogię pandemiczną’ Mariusza Dudy, choć muzyk szykuje pewien suplement do tej historii. Nam jednak opowiedział o zawartości swojego ostatniego dzieła oraz nakreślił plany dalszej działalności związanej z pozostałymi swoimi projektami.

 

Maciej Majewski : Gdy rozmawialiśmy przy okazji „Claustrophobic Universe”, mówiłeś mi, że ostatnia część trylogii będzie inspirowana komiksami. Tymczasem nagrałeś płytę o… tworzeniu czegoś z niczego, konceptu, jakiejś całości. Jak to się zatem ma do komiksów?

 Mariusz Duda: Słychać na tej płycie te wszystkie sample rysowania. One są właśnie zainspirowane faktem, że w dzieciństwie rysowałem komiksy. To mi wystarczyło. Nie chciałem przecież nagrywać płyty z tytułami „Thorgal i ja”, „Lockdownowy Funky Koval” czy „Kapitan Żbik na tropach pandemii.” (śmiech).
 

MM: Myślałem, że przełoży się to także na kwestie graficzne – że Hajo Müller oprócz trójkątów dołoży pandemicznego bohatera z komiksowymi 'dymkami’.

 MD: Jeszcze można to nadrobić na wersji winylowej, którą właśnie przygotowujemy, albo na boxie cd ze zbiorczym wydaniem całej trylogii (śmiech). A tak poważnie, te komiksy to takie bardziej tło, kolejna warstwa nawiązująca do moich początków muzycznych. Moje nastoletnie życie było zdominowane przez gry planszowe i gry video, muzykę kolekcjonowaną na kasetach magnetofonowych oraz książki i komiksy. Oczywiście było też kino i telewizja, ale własnych filmów nie robiłem, natomiast gry, muzykę i komiksy – już tak. I do tej mojej nastoletniej kreacji nawiązuje cała trylogia. Trzecia, najbardziej analogowa i organiczna część nawiązuje do komiksów i książek. Stąd to rysowanie, stąd te sample papieru.
 

MM: Powiem Ci, że jak usłyszałem ten zapętlony sample zdaje się ołówka na początku „Interior Drawings”, to przeszedł mnie dreszcz… To trochę jak wodzenie paznokciami po tablicy szkolnej.

MD: To miał być mroczny utwór, więc skojarzenie ze szkołą, zwłaszcza przy obecnym systemie edukacji idealne (śmiech). Te zapętlone sample, tak w ogóle to rysowanie kwadratu, koła i trójkąta.

MM: A te 'młoteczki/dzwoneczki’ na początku „Shapes In Notebooks” przed wejściem fortepianu? Co to za dźwięki?

MD: To najwyższe klawisze pianina. Te najbardziej po prawej. W tych rejestrach bardziej słychać młoteczki, niż dźwięki. Idealne jako „element perkusyjny”.
 

MM: Wiem, że użyłeś malutkich instrumentów przy realizacji tej części trylogii. Tymczasem udało Ci się wygenerować momentami całkiem potężne brzmienie, czego najlepszym dowodem „Prisoner By Request”.

 MD: W niektórych małych syntezatorach drzemie naprawdę wielka moc! Idealnym przykładem jest seria „Butique” firmy Roland, albo syntezator OP1 firmy Teenage Engineering, który dosłownie mieści się w kieszeni.
 

MM: Poruszasz na tej płycie różne kwestie takie jak wątek izolacji (ponownie), czy niemoc twórczą. A czy „Dream Of Calm” nie jest raczej marzeniem życzeniowym, jeśli chodzi o tak aktywnie twórczą jednostkę jak Ty?

 MD: Jest (śmiech).
 

MM: Zdaje się, że używasz zeszytów do rozpisywania kolejnych. To trochę jak storyboarding w filmach.

 MD: To prawda, w przypadku każdej nowej płyty pojawia się u mnie nowy zeszyt. Najlepiej w twardej okładce i z czystymi kartkami. To mój rytuał. Zapisuje w nim koncept danego albumu, teksty, cytaty, refleksje. Przy okazji również ćwiczę , żeby nie było tak, że moje jedyne doświadczenie związane z odręcznym pisaniem to dawanie autografów lub podpisywanie dokumentów w banku (śmiech).
 

MM: „Almost Done” jest najbliższy spełnienia?

 MD: „Almost Done” to bardzo wymowny utwór. Już prawie koniec, ale jest jeszcze to ostatnie okrążenie, ostatnia prosta. Często jest to najtrudniejszy do wykonania odcinek. Na przykład – kiedy miksuje płytę i zostają mi ostatnie dni przed deadlinem, najczęściej pojawia się u mnie zmęczenie i nie chce mi się już tak dbać o szczegóły. Kiedyś odpuszczałem, teraz się już pilnuję. Zabawne, że kiedy teraz rozmawiamy, już prawie skończyłem bonusową ep-kę, która jako czwarta płyta będzie wydana do zbiorczego wydania całej trylogii w formie fizycznej na cd.
 

MM: Z kolei to wyjście na zewnątrz i złapanie oddechu w „Temporary Hapiness” nie wydaje się – jak sugeruje tytuł – ulgą.

 MD: Zakończenie jest raczej dosyć mroczne, to prawda. Świat na zewnątrz nie wygląda najlepiej, czasem aż się chce zostać jeszcze jeden rok w Lockdownie (śmiech). Rozmawialiśmy ostatnio w studiu z Magdą i Robertem Srzednickimi na ten temat, że zakończenie płyty niby pozytywne, ale brzmi jak polskie kino moralnego niepokoju.
 

MM: No właśnie, sam już parokrotnie wspominałeś w różnych miejscach, że sytuacja lockdownowa w jakimś sensie Ci sprzyja. Mówisz, że kończysz bonusową ep-kę do tej lockdownowej trylogii, a tymczasem pandemia się wcale nie kończy. Nie kusiło Cię, by rozszerzyć tę formułę – tak jak to zrobiłeś w przypadku Lunatic Soul – na lata?

 MD: Wiesz, Lunatic Soul to jeszcze jedna płyta i zamykam cykl. Nie wiem, czy na dobre, ale płyty z wężowymi symbolami się skończą. Nie wykluczone, że w jakiejś formie MD przejmie ten świat. Ale może będę kontynuował trzy światy jednocześnie? Jak na razie mi się udaje. Przy okazji, jakiś czas temu powstała strona https://mariuszduda.md. Tam wszystko jest ładnie i czytelnie rozrysowane. MD nie musi nagrywać tylko płyt o Lockdownie. Zresztą ep-ka będzie już miała tytuł związany z wyjściem na zewnątrz. Na kolejnych płytach pewnie tu zostanę. Lunatic Soul szykuje jednak prequel do „Walking On a Flashlight Beam”. Z tematyki zamknięcia szybko więc nie ucieknę (śmiech).
 

MM: A wrócisz do akustyczno piosenkowej formuły MD z „The Song Of A Dying Memory”?

 MD: Przyznam Ci się, że przez ostatnie dwa lata nie byłem w stanie się jakoś w piosenkach odnaleźć. Raptem wyplułem z siebie trzy sztuki, dwie solo i jedną dla Riverside, czyli „Story Of My Dream”. A Lunatic Soul „Through Shaded Woods” się nie liczy, bo skomponowałem całą płytę już pod koniec 2019 roku. W 2020 zrobiłem „Transition II”, czyli utwór instrumentalny. A potem już była tylko elektroniczna trylogia. Ep-ka też jest instrumentalna. Niemniej jednak pod koniec ubiegłego roku zacząłem już komponować nowe Riverside, gdzie muszą być przecież piosenki i melodie. I tak jakoś zaczęło mi dobrze iść, że chyba się z piosenkami przeproszę. Na razie czas jednak na nowy album i to jest teraz dla mnie priorytetem. Do trasy po Stanach trzeba będzie zrobić większość materiału. A po powrocie to nagrać. Najpierw trylogia na cd, potem Riverside a potem dopiero final Lunatic Soul. Od Riverside musiałem sobie trochę odpocząć ostatnio, na szczęście już zatęskniłem i jestem gotowy na nowy album.
 

Rozmawiał: Maciej Majewski

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz