IKS

“Le Guess Who?, 11-14 listopada 2021, Utrecht, festiwal [Relacja]

le-guess-who-relacja

Nie jest łatwym zorganizować festiwal w środku pandemii, ale promotorom Holenderskiego Le Guess Who? udało się to zrobić bezbłędnie. Pomimo wielu przeciwności losu w tym wprowadzenia nowych, bardzo restrykcyjnych obostrzeń, dotyczących imprez masowych, większość z blisko dwustu zaproszonych artystów wystąpiło na imprezie. A z perspektywy czasu i licznych rozmów, mogę zaryzykować stwierdzenie, że był to jeden z lepiej zorganizowanych festiwali na kontynentalnej Europie, od czasu rozpoczęcia Pandemii. Ale po kolei…

 Festiwal odbywa się od pietnastu lat w Holenderskim Utrechcie. To przepiękne, historyczne miasto, jest bardzo ważnym elementem imprezy. Le Guess Who? to typowy miejski festiwal, który odbywa się w wielu klubach i salach koncertowych rozrzuconych po terenie całego miasta. Przemieszczając się od koncertu do koncertu, można zanurzyć się w niepowtarzalnym klimacie Holandii. A fakt, że festiwal jest obecny na każdym kroku – od znaków zapytania (logo festiwalu) w witrynach sklepów, restauracji i zakładów usługowych, po tablice z opisami artystów usytuowane na placach i skwerach, jeszcze bardziej potęguje pozytywne wrażenie i odbiór imprezy.
 
Przyjeżdżając na festiwal po raz trzeci, wiedziałem czego mogę się spodziewać od strony muzycznej oraz klimatu, jednak obostrzenia związane z covid do ostatniej chwili były jedną wielką niewiadomą. Groźba odwołania imprezy od dłuższego czasu wisiała w powietrzu. Kolejne rekordy zakażeń zarówno w Polsce jak i Holandii nie powodowały , że jechałem na Le Guess Who? tak spokojny, jak to miało jeszcze miejsce w 2019 roku. Jednak chęć przynajmniej minimalnego powrotu do festiwalowej normalności oraz mnogość artystów zaproszonych z całego świata, pomogła podjąć decyzje.
 
Pierwszą duża zmianą związaną z epidemią była konieczność odebrania tzw „Covid Pass” czyli potwierdzenia, że jest się w pełni zaszczepionym lub ma negatywny wynik testu. Każdego ranka przed rozpoczęciem festiwalu należało pokazać certyfikat szczepienia lub ujemny wynik (w przypadku kiedy nie miało się szczepienia). Co ciekawe w Holandii testy są darmowe i można je wykonać w wielu punktach w mieście. Po pozytywnym przejściu weryfikacji, dostawało się opaskę ważną przez 24 godziny… i tak każdego z czterech dni imprezy. Przez pierwsze dwa dni w zasadzie na tym kończyły się obostrzenia, bo po wejściu na teren imprezy, wszystko wracało do starej rutyny sprzed epidemii.
 
Sercem festiwalu jak co roku ,było  Tivoli Vredenburg. Gigantyczny kompleks muzyczny składający się z pięć sal koncertowych. Każda z nich została zaprojektowana przez innego architekta i ma swój niepowtarzalny klimat co doskonale komponowało się z różnorodnością artystów zaproszonych przez organizatorów. Oryginalne Tivoli powstało pod koniec lat siedemdziesiątych, a w 2014 roku rozbudowano je o cztery kolejne sale. Co ciekawe, konstrukcja pomyślana jest w taki sposób , że wejście do każdej z Sal jest usytuowane powyżej poprzedniego. Żeby dostać się do tej, położonej najwyżej, musimy użyć kilku rodzajów schodów (zarówno ruchomych jaki i klasycznych) i licznych korytarzy , które oplatają budynek i nie raz zmieniają swój kierunek.
 

I właśnie od koncertów w Tivoli Vredenburg rozpoczął się dla mnie przygoda z Le Guess Who? 2021. Przy wejściu do centrum koncertowego powitał mnie dobrze znajomy widok. Plakat Eddiego Vedera w własnoręcznie wykonanej koszulce z napisem „TIVOLI”,. Pearl Jam koncertował tu w 1992 roku. A historia koszulki ściśle wiąże się z legendarnym występem na festiwalu PinkPop , gdzie Eddie skakał z ramienia kamerzysty w tłum fanów. Ale to miejsce pełne jest takich smaczków. Na liście wykonawców którzy przez ostatnie 50 lat pojawili się na deskach Tivoli widnieją takie legendy jak David Bowie , Prince , Nirvana a z wykonawców którzy obecnie okupują listy przebojów na przykład Billie Eilish. Trudno więc się dziwić , że sam fakt powrotu w to kultowe miejsce , wzbudzał we mnie ogromny entuzjazm.

 Dzień rozpocząłem od koncertu Gabriels, tria z Los Angeles, które w znacznie poszerzonym składzie prezentowało muzykę ze swoich kilku EP’ek Zespół nie wydał jeszcze debiutanckiej płyty długogrającej, ale ich połączenie Soulu z R&B i Gospel można było usłyszeć między innymi w serialu AMAZON „Nine Perfect Strangers”. Po kilkunastu minutach koncertu przeniosłem się kilka kondygnacji wyżej, by sprawdzić dziewczynę, której cover „State Trooper” z mojej ulubionej płyty Springsteena, zainteresował mnie na kilka dni przed festiwalem. King Hannah to duet z Liverpoolu , którego sercem jest Hannah Merick. Duszne wokale, doprawione szorstkimi gitarowymi riffami sprawiły, że ja na tym koncercie bawiłem się wyśmienicie. Na ten rok zapowiedziana jest debiutancka płyta formacji. Czy uda im się przebić, przez innych artystów którzy wykonują podobną muzykę – zobaczymy ? Ja trzymam kciuki.
 
Na kolejny koncert trafiłem przypadkiem ,nie mając zielonego pojęcia na co tak naprawdę idę. Jak się później okazało był to bardzo dobry wybór. Taja Check występująca pod pseudonimem L’Rain , to pochodząca z Nowego Yorku artystka , której ostatnia płyta „Fatigue” znalazła się na szczycie wielu podsumowań roku. Między innymi Pitchfork umieścił ją na drugim miejscu najlepszych albumów 2021. Taja oscyluje gdzieś pomiędzy muzyką eksperymentalną a popem, ale można się w jej muzyce doszukać o wiele więcej. Moją uwagę przyciągnął pięknie ozdobiony kwiatami statyw pod mikrofon L’Rain, który wyróżniał ją na tle cztero osobowego zespołu. Szkoda, że koncert nie odbył się w jakimś mniejszym klubie, wydaje mi się że intymna muzyka artystki , ginęła w ogromnej hali w której dane jej było zagrać.
 
Moim kolejnym wyborem był koncert urodzonej w Pakistanie a obecnie rezydującej na Brooklinie, Arooj Aftab. Artystki, która w chwili obecnej może pochwalić się dwiema nominacjami do nagrody Grammy, a z dnia na dzień staje się coraz bardziej rozchwytywana. Między innymi została ogłoszona na tegorocznej Coacheli,. Mimo, że jakość line-upu Kalifornijskiego festiwalu, jest dla mnie wątpliwa, to dla artystów niszowych, zaproszenie na tak dużą imprezę jest wyróżnieniem samym w sobie. W Polsce nad Arooj rozpływał się na swoim facebooku między innymi Artur Rojek, więc kto wie, być może jest szansa, żeby usłyszeć te przepiękne utwory w naszym Kraju. Występ na Le Guess Who?, był fenomenalny. Wokal idealnie komponował się z dźwiękami Harfy oraz kontrabasu. Jej druga płyta „Vulture Prince” , którą prezentowała na festiwalu, została zadedykowana zmarłemu bratu. Pomimo bariery językowej (tylko jeden utwór zaśpiewny po angielsku – „last night”) przez cały występ, dało się odczuć żal i tęsknotę jaka emanowała ze sceny.
 
Po zakończeniu koncertu ponownie pobiegłem na wyższe kondygnacje Tivoli, gdzie, udało mi się zahaczyć o fragment występu Szwajcarsko-Belgijskiego trio Meril Wubslin, który miło urozmaicił mi czas w oczekiwaniu na dwa najważniejsze występy wieczoru.
 
Line up zmieniał się do ostatniej chwili. Przed imprezą z listy wykonawców „wylecieli” między innymi Low czy Black Country, New Road , autorzy naprawdę solidnych płyt nagranych w 2021 roku, którzy mogli spokojnie pretendować do miana Headlinerów. Jeżeli ja miałbym wskazać nazwę na plakacie, która wzbudzała we mnie największe emocje, to bez wahania wymienił bym The Microphones. Reaktywowana formacja Phila Elverum’a zaprezentowała w całości materiał ze swojej ostatniej płyty. Występ jest dostępny na stronie Le Guess Who?.wiec jeżeli ktoś chce usłyszeć jak brzmią The Microphones w 2021 roku, to może to teraz sprawdzić. Ktoś kiedyś powiedział , że muzyka którą gra Phil, to nie metalowe kawałki , którą pokochają metale. I po tym występie jestem pewien, że to słuszne stwierdzenie. Phil sennie snuł ze sceny swoją opowieść, by za chwile kompletnie zmienić klimat i uderzyć w publiczność sprzężonym dźwiękiem gitar. Był to bardzo solidny występ, ale mimo wszystko mam nadzieje, że The Microphones wrócą kiedyś do grania utworów z „Glow pt.2”, która bez wątpienia jest dla mnie ulubionym albumem który stworzył Phil Elverum.
Zgodnie z rozporządzeniem Holenderskiego Rządu, imprezy masowe miały obowiązek kończyć się o północy. Dla mnie pierwszy dzień festiwalu zwieńczył występ SUUNS, którzy zagrali bardzo solidny koncert. Widziałem kanadyjską formacje kilkukrotnie (w tym raz na tym samym festiwalu i scenie , dokładnie 5 lat wcześniej) ale ten występ zdecydowanie najbardziej przypadł mi do gustu. Być może, wcześniej traktowałem Suuns trochę po macoszemu, w tym roku po wydaniu bardzo dobrej płyty „the Witness”, („Witness Protection to jeden z moich ulubionych utworów w 2021 roku) wreszcie dobrze poznałem ich dyskografię, co na pewno przełożyło się na obiór.
 

Przez cały drugi dzień festiwalu, wyraźnie dało się wyczuć wszechobecne napięcie przed konferencją Holenderskiego rządu dotyczącą obostrzeń, zaplanowaną na godziny wieczorne. Już pierwszego dnia krążyły plotki, że najprawdopodobniej zostaną wprowadzone nowe restrykcje, a w najgorszym wypadku festiwal może nawet zostać odwołany. W logo Le Guess Who? widnieje znak zapytania, organizatorzy na poprzednich edycjach szykowali liczne niespodzianki, jak na przykład niezapowiedziany set Björk. Tym razem niestety niewiadoma dotyczyła faktu, czy na żywo usłyszmy jakąkolwiek muzykę.

 Drugi dzień w całości spędziłem poza Tivoli, trochę żal występów Vanishing Twins czy genialnego Ukraińskiego pianisty Lubomyra Melnyka, ale festiwal to sztuka wyboru, a jadąc na imprezę z tak imponującą liczą artystów , należy się liczyć z poświęceniami. Cztery z siedmiu występów, które udało mi się zobaczyć w piątek, odbywały się w kościołach. W Holandii kościoły stoją puste i dla nikogo nie stanowiło większego problemu zorganizowanie tam festiwalu. Widząc ludzi, w spokoju słuchających muzyki, przypomniało mi sytuacje sprzed kilku lat, gdy Krakowski Unsound musiał na szybko szukać nowej lokalizacji dla koncertu Current 93 , bo ktoś „z góry” nie zgodził się na organizacje koncertu w kościele, gdzie był zaplanowany występ. W Holandii taki problem byłby nierealny.
 
Dzień zacząłem od wysłuchania skomponowanego specjalnie dla Le Guess Who i przygotowanej do odtworzenia w gotyckim kościele Jacobikerk , kompozycji [THUS TIME GO BY] autorstwa Midori Takada , która, w związku z sytuacją Covid , niestety nie była w stanie dotrzeć na festiwal z odległej Japonii. Mimo to, jej kompozycja brzmiała imponująco w masywnych murach średniowiecznej świątyni. Kolejna artystka z Kraju Kwitnącej Wiśni , którą dane mi było zobaczyć tego samego dnia, była Ichiko Aoba.
 
Songwriterka zanim trafiła do Utrecht, odbyła długą trasę koncertową po całej Europie, którą przemierzała głównie pociągiem. Jej występy można było usłyszeć między innymi w Polsce. Koncert w Krakowskim Klubie Re wysprzedał się zanim się o nim dowiedziałem, dlatego biorąc pod uwagę niemal same pozytywne recenzje, wybór tego występu był raczej oczywisty. Trzydziestokilkuletnia Aoba ma na swoim koncie siedem albumów, co jak na jej stosunkowo młody wiek jest wynikiem imponującym. Na scenie wystąpiła tylko z gitarą akustyczną, która w połączeniu z jej delikatnym głosem zahipnotyzowało publiczność zgromadzoną w Janskerk – drugim z kościołów który odwiedziłem podczas festiwalu.
 
Lael Neale, której zeszłoroczny album został wydany przez kultową wytwórnie Sub Pop zaprezentowała się na tej samej scenie co poprzedniczka. Po koncercie udało mi się zamienić kilka słów z artystką i zdobyć podpisy na wspomnianym wcześniej „Acquainted With Night”. Gdy dowiedziała się, że jestem z Polski, z uśmiechem na twarzy i entuzjazmem powiedziała „Polska ? Gramy za kilka dni w Katowicach”. Oczywiście bilety na Ars Cameralis były już wyprzedane, wiec musiałem zadowolić się tylko jednym występem na żywo.
 
Trudno w pełni oddać się muzyce mając w tyle głowy ,że niebawem zapadnie wyrok odnośnie dalszej części festiwalu. Niepewność i poczucie bezradności udzielała się wszystkim. W ciągu dnia podano do informacji, że odwołano zaplanowane na weekend największe na Świecie targi płyt Winylowych odbywające się w Utrecht, co jeszcze bardziej podkręciło atmosferę. Koło godziny dwudziestej zaczęły spływać pierwsze oficjalne informacje z konferencji prasowej Holenderskiego rządu. Na szczęście, festiwal mógł odbywać się dalej, ale tylko pod warunkiem spełnienia nowych restrykcji. Koncerty w sobotę miały kończyć się o 18:00.
 
Organizatorzy zareagowali błyskawicznie, poinformowano, że większość artystów jest na miejscu i chce wystąpić i aktualnie trwają prace żeby „upchać” tyle koncertów ile się da przed wyznaczoną godziną lock-downu. Odwiedziłem naprawdę sporo festiwali w całej Europie, ale nigdy nie spotkałem się z tak błyskawiczną i sprawną akcją. Zarówno ja, jak i reszta publiczności odetchnęła z ulgą. Pozostało tylko czekać na rozpiskę godzinową i stworzenie nowych planów na dwa ostatnie dni imprezy.
 
W piątek zanim wybiła północ, udało mi się zobaczyć jeszcze cztery występy. W tym dwa, które miały Polski akcent. Felix Kubin, Niemiecki producent muzyki elektronicznej który w swojej dyskografii posiada album nagrany z naszym rodzinnym Mitch and Mitch oraz płytę o oryginalnym tytule „Zemasta Plutona” zagrał w klubie Ekko. Felix zaprezentował szalone show, pełne syntezatorowych dźwięków i dziwacznych wizualizacji. W podobnym klimacie utrzymany był występ Juliana Mayorga, Kolumbijskiego artysty, który podobnie jak Kubin pokazał jak duży dystans do swojej Twórczości posiada i jak umiejętnie jest w stanie to wykorzystać podczas występów scenicznych. Drugi Polski akcent, to występ duetu Wacał Zimpel & James Holden. Panowie zaprezentowali muzykę znaną z EP „Long Weekend”. Słuchanie na żywo swojego Rodaka, który już od dłuższego czasu udowadnia, że jest w światowej czołówce klarnecistów było czystą przyjemnością.
 
Na ostatni koncert drugiego dnia festiwalu, powróciłem do Jacobikerk, spinając tym samym piątek swoistą klamrą. Na scenie zaprezentowała się znana z kanadyjskiego post-punowego kolektywu A Silver Mt. Zion – Jessica Moss wraz ze wszechstronną saksofonistką i kompozytorką Mataną Roberts. Co ciekawe obie Panie udzielały się w kultowym Godspeed You! Black Emperror, co dla mnie było wystarczającą reklamą. Słuchając tego niesamowitego występu , na nowo układałem plany na kolejny dzień imprezy, który tym razem zaczynał się kilka godzin wcześniej od pierwotnej rozpiski. Niestety w związku z niespodziewanym nocnym lockdownem który miał zacząć się o 18:00, cześć artystów nie była w stanie wystąpić, ale rozpiska na sobotę , biorąc pod uwagę zaistniałą sytuacje i tak wyglądała imponująco.

Trzeci dzień festiwalu rozpocząłem od wizyt w muzeum i występów towarzyszących wystawie „The Botanical Revolution”. Po szybkim obiedzie, czas do godziny „zero” po której wszystko musiało zostać zamknięte, postanowiłem poświęcić na rockowe i punkowe zespoły. Pierwszy z nich to żeński Automatic. Dziewczyny zagrały energetyczne post-punkowe show. W wypełnionym po brzegi klubie De Helling, pomimo młodej godziny zrobiło się naprawdę gorąco. Postanowiłem nie zwalniać tempa , a kolejny zespół Old Time Relijun jeszcze bardziej go podkręcił. Koncert rozpoczął się od mocnego uderzenia, wrzaskliwe wokale i szaleńcze dźwięki perkusji, kontrabasu i gitary wypełniły klub LE:EN. Phil Elverum , który był kuratorem imprezy i zaprosił zespół na festiwal, w latach 90 grał w nim na perkusji więc można było się spodziewać jego gościnnego występu. I tak właśnie się stało. Phil zagrał w dwóch utworach z wczesnego okresu działalności grupy.

 Ostatni koncert trzeciego dnia Le Guess Who? , który udało mi się zobaczyć, to występ pochodzącego z Brooklynu zespołu Gustaf. Pięcioosobowy skład, promował swoją debiutancką płytę „Audio Drag For Ego Slobs”. Zespół doskonale bawił się na scenie, co udzieliło się entuzjastycznie oklaskującej każdy kolejny utwór publiczności. Gustaf w przeszłości koncertował między innymi z Idles, słuchając występu można było mieć pewne skojarzenia z tą Brytyjską formacją, co dla mnie jest niewątpliwą zaletą. Kolejne utwory nieubłagalnie przybliżały godzinę 18:00. Wokalistka zaczęła odliczać sekundy a bawiący się ludzie zorganizowali regularne pogo, którego chyba każdy wewnętrznie potrzebował. Występ jak i cały festiwalowy dzień, skończył się punktualnie.
 
Ostatni dzień festiwalu przyniósł kolejne zmiany i kolejne nowe obostrzenia. Co prawda wydłużono czas trwania koncertów do godziny 21:00 , ale każde z wydarzeń musiało być w pełni siedzące. I ponownie organizatorzy wykonali niesamowitą robotę dostarczając zawrotną ilość krzeseł do miejsc gdzie były potrzebne. Kierując się w stronę Tivoli , gdzie miałem spędzić cały ostatni dzień imprezy, spotkałem Kype Malone’a znanego między innymi z TV on the Radio. Kype zauważył, że go rozpoznałem i przywitał się. Le Guess Who? , to przede wszystkim festiwal, na którym spotkają się fani muzyki i nie ważne czy są to wykonawcy , promotorzy czy zwykli ludzie z całego świata. Każdy przyjeżdża do Utrecht po to żeby obcować z muzyką, wymienić się doświadczeniami a przede wszystkim poznawać nowe zespoły i ludzi dzielących tą samą pasje. Każdy z kim rozmawiałem był bardzo świadomy swoich koncertowych wyborów i w przeciwieństwie do innych imprez nie spotkałem tu ludzi przypadkowych.
 
Bent Arcana, instrumentalny projekt Johna Dwyer’a z Osses był pierwszym zespołem jaki zobaczyłem w niedzielne popołudnie. Poza Johnem na scenie pojawiło się kilku innych muzyków w tym spotkany wcześniej Kype Malone. Można narzekać na miejsca siedzące, ale po trzech dniach intensywnego festiwalu, dobrze było spokojnie usiąść napić się piwa i dać odpocząć zmęczonym nogą.
 
W oczekiwaniu na zespół Faust, który w całości miał zaprezentować swoje kraut-rockowe arcydzieło, płytę Faust IV wydaną w 1973 roku, wstąpiłem na występ duetu Maarten Vos & Maotik którzy prezentowali całkiem ciekawy audio-wizualny projekt. Po chwili musiałem jednak wrócić by zająć miejsce przed koncertem Niemców. W związku z ograniczoną ilością krzeseł, żeby zaklepać swój udział w koncercie, do Sali trzeba było przyjść wcześniej. Plan na koncert Faust był trywialnie prosty, usłyszeć pierwsze 2 – 3 utwory z płyty IV, na których najbardziej mi zależało i lecieć zająć miejsce na kolejnego wykonawcę. Niestety zespół zrobił niespodziankę i prezentowany album grał w losowej kolejności. Przez co nie usłyszałem wszystkich utworów na których mi zależało, ale i tak cieszę się, że udało się usłyszeć ten kultowy zespół na żywo.
 
Kolejny wykonawca był chyba dla mnie największą niewiadomą ale i zarazem gigantycznym odkryciem. Gdy przygotowywałem się do festiwalu i sprawdzałem ogłoszonych wykonawców, trafiłem na Eddiego Chacon’a. W latach 90, wokalista odnosił gigantyczne sukcesy w duecie Charles & Eddie, a ich piosenkę „Would I Lie to You?” zna chyba każdy. Solowa płyta artysty została wydana w 2020 roku , została stworzona wspólnie z John’em Carrollem Kirbym, który wcześniej odpowiadał między innymi za produkcje genialnych płyt Solange. Płyta „Pleasure Joy & Happiness” od razu bardzo mi się spodobała. Eddie wraz z zespołem (w którym wystąpił też Carroll Kirby) wypadł fenomenalnie na żywo. Aż trudno uwierzyć , że zanim Chacon pokazał swoje soulowe oblicze, gdy był nastolatkiem grał w zespole z Cliffem Burtonem (tak, tragicznie zmarłym basistą Metallicy) oraz Mikem Bordinem (tak , tym z Faith no more).
 
Po wyciszeniu na koncercie Eddiego Chacona przyszedł czas na wielki finał. Kto kiedykolwiek widział na żywo zespół Osees (nazwa zmieniała się kilkukrotnie) wie jak energetyczne i nieobliczalne koncerty potrafią dawać. Jak tu usiedzieć gdy napędzana przez dwóch perkusistów sterowana przez Johna Dwayera lokomotywa pędzi wprost na Ciebie i nie zamierza się zatrzymać. Publiczności na Le Guess Who? Udało się usiedzieć zaledwie kilka pierwszych kawałków. Po chwili w olbrzymie pogo, zaczęli być wciągani kolejni widzowie, a krzesła spychane w kąt sali. John ostrożnie komentował ze sceny, że ma nadzieje, że nie będzie z tego problemu. Tkwiąc gdzieś w środku bawiącego się tłumu, zobaczyłem kilku ochroniarzy którzy wmaszerowali do Sali koncertowej. Panowie grzecznie przeprosili, że przeszkadzają w zabawie i chcą tylko posprzątać krzesła, żebyśmy sobie nie zrobili krzywdy. Tych kilkadziesiąt minut sprawiło, że poczułem się jakby Pandemia faktycznie miała się skończyć ,a życie wróciło do normalności. Szkoda że kilka tygodni później okazało się że rzeczywistość jest kompletnie inna a widmo Omikrona zawisło nad sezonem festiwalowym roku 2022.
 
Koncert Osees skończył się wcześniej niż wynikało z rozpiski, ale dzięki temu udało mi się złapać jeszcze większą część występu kultowej Belgijskiej avant-rockowej formacji Aksak Maboul. Kilkanaście minut po 21 skończył się ostatni koncert i tym samym Le Guess Who? 2021. Razem z Tivoli, wszystkie knajpy i restauracje zostały zamknięte na mocy wprowadzonego dwa dni wcześniej lock-downu.
 
W chwili pisania tego tekstu, minęły prawie dwa miesiące od festiwalu , a ja dalej jestem przekonany, że była to jedna z lepiej zorganizowanych imprez na jakich kiedykolwiek byłem. Festiwal mógł zostać odwołana po drugim dniu, albo w ogóle się nie odbyć, ale sztab upartych, perfekcyjnie zorganizowanych ludzi, zrobił wszystko, żeby tak się nie stało. Walka którą stoczyli promotorzy Le guess who? nie była łatwa, a przeciwnik jakim była pandemia, wcale nie grał uczciwie. Ale pomimo tych wszystkich przeciwności udało się wygrać. Po powrocie do Polski, przeczytałem wiele recenzji oraz wątków na internetowych forach, nie spotkałem się z negatywną opinią na temat festiwalu. Jestem naprawdę dumny, że mogłem być częścią tego niezapominanego wydarzenia. Czy wrócę za rok? Jeżeli będzie tylko taka możliwość – Oczywiście, będę wracał na ten festiwal i każdy inny, który zorganizuje ekipa LGW, bo mam pewność, że choćby nie wiem co, z tymi ludźmi wszystko się uda!
 

Grzegorz Bohosiewicz

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz