IKS

Greg Puciato – „Mirrorcell” [Recenzja]

greg-puciato-mirrorcell

Greg Puciato, po zakończeniu działalności grupy The Dillinger Escape Plan w 2017 roku, na nudę narzekać nie mógł. Zadebiutował solowo, nagrał drugi album z supergrupą Killer Be Killed, dołożył jeszcze dwa krążki z The Black Queen. W dodatku wspomagał w nagrywaniu Jerry’ego Cantrella, gitarzystę Alice in Chains. To chórki Puciato możemy usłyszeć na bardzo udanym „Brighten” z ubiegłego roku. Nic więc dziwnego, że panowie teraz występują wspólnie w ramach solowych koncertów JC. Nie da się więc ukryć, że wokalista ma muzyczne ADHD i usiedzieć w jednym miejscu przez dłuższy okres nie potrafi. Pod koniec czerwca na rynku ukazał się więc „Mirrorcell”, czyli kolejny album podpisany własnym imieniem i nazwiskiem.

Potężna perkusja, „kroczący” riff – tak zaczyna się „Reality Spiral”, który na płycie poprzedza jeszcze intro „In This Hell You Find Yourself”. Już po pierwszych taktach tej kompozycji wiedziałem, że będzie dobrze. Zwłaszcza, gdy w drugiej jego części „weszła” świetna solówka gitarowa. Tak powinien brzmieć metal w XXI wieku. Do pieca Puciato dokłada w „No More Lives To Go”. Zwrotki jeszcze nie zdradzają, co nas czeka w mocarnym refrenie – tutaj pan wokalista może się w pełni wyszaleć. W „Never Wanted That” natomiast z piątego biegu redukujemy do trzeciego. Czuć tu na kilometr klimat Alice in Chains. Prawdziwą ozdobą – jest – ponownie – solówka z cyklu „palce lizać”.

 

Najbardziej emocjonalnym momentem na „Mirrorcell” jest bez wątpienia „Lowered”, w którym duet z Puciato tworzy Reba Meyers z Code Orange. Ilekroć tej kompozycji słucham mam… ciarki na całym ciele. „We” pokazuje naszego bohatera w lżejszym anturażu – delikatny śpiew, rytm oparty na elektronicznym loopie. Wykapane lata osiemdziesiąte ubiegłego wieku. Myślę, że The Cure, gdyby mogli, chętnie by włączyli go do swojego repertuaru. Wspomnianą już dekadę słychać także doskonale w następnym w kolejności „I, Eclipse”. Nie wiem czy Wy też macie takie skojarzenia, ale w tym przypadku Puciato mocno zbliża się ekspresją wokalną do Chino Moreno z Deftones (ten „odrealniony” śpiew). „Rainbows Underground” przenosi nas także w inny świat. No i łączy delikatność (pierwsza część) z konkretnym uderzeniem (druga).

 

Dalsza część recenzji pod klipem

A na sam koniec prawdziwy kolos. „All Waves to Nothing”, bo o nim mowa, trwa prawie dziewięć minut. Ileż tu się dzieje, zmian tempa nie brakuje. Gitara, która wgniata w fotel? Jest. Wściekłość w głosie Puciato? Owszem, nie brakuje. Ściana dźwięku, po którym nadchodzi kompletne zwolnienie, żeby od nowa się rozpędzić? Tak, będziecie zadowoleni. Epickie zakończenie bardzo dobrego albumu.

W świecie cięższych brzmień w tym roku wielu lepszych płyt nie słyszałem. Greg Puciato jest w doskonałej formie, pokazuje się słuchaczowi z różnych stron. To właśnie jest największą siłą „Mirrorcell”. Czapki z głów.

 

Ocena [w skali od 1 do 10] 9 megafonów

📣📣📣📣📣📣📣📣📣

Szymon Bijak

 

Lista utworów:
1. In This Hell You Find Yourself
2. Reality Spiral
3. No More Lives to Go
4. Never Wanted That
5. Lowered
6. We
7. I, Eclipse
8. Rainbows Underground
9. All Waves to Nothing

 


 

Kliknij i obserwuj nasz fanpage👉 bit.ly/Nasz-Facebook1

Kliknij i obserwuj nasz Instagram 👉 bit.ly/nasz-instagram1

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz