IKS

Cult of Luna + Russian Circles (support: Svalbard), Klub Studio, Kraków, 30.03.2023 [Relacja]

Pod koniec marca, aż dwukrotnie w ramach wspólnej trasy koncertowej formacje Russian Circles oraz Cult Of Luna odwiedziły Polskę. Nasza redakcja miała przyjemność sprawdzić zarówno występ w krakowskim klubie Studio, jak i w warszawskiej Progresji. Galerię fotografii ze stołecznego koncertu można zobaczyć na naszej stronie, a poniżej zapraszamy do przeczytania krótkiej relacji tekstowej z krakowskiego występu, na którym dzięki uprzejmości organizatora, Winiary Bookings, miałem przyjemność gościć.

Trasy klubowe posiadające dwóch headlinerów rządzą się swoimi prawami. Trudno jest dogodzić wszystkim, dlatego zapewne część fanów przychodzących na takie wydarzenia będzie przerzucać się argumentami, który z zespołów jest ważniejszy lub, który powinien zająć wyższe miejsce na plakacie. Muszę przyznać, że tym razem i ja wpisałem się w podobną retorykę. W tym przypadku dla mnie faworyt był tylko jeden. Był nim zespół Russian Circles. Z perspektywy kilku dni, które minęły od imprezy, mogę śmiało powiedzieć ,że nie zawiodłem się, a koncert tej kultowej post rockowej/metalowej formacji  na pewno znajdzie się w moim podsumowaniu najlepszych występów 2023 roku. 

 

Minęło 13 lat od koncertowego debiutu Amerykanów na polskiej ziemi i 5 lat od ich ostatniej wizyty w naszym kraju. Można powiedzieć, że pod wieloma względami właśnie tych kilka ostatnich lat odcisnęło na formacji z Chicago szczególnie istotne piętno. Czas epidemii okazał się okresem, w którym muzycy mogli skupić się na tworzeniu nowego materiału, czego owocem był promowany na obecnej trasie niezwykle udany album „Gnosis”. I o ile w pandemicznej izolacji można doszukać się pewnych pozytywów (w szczególności biorąc pod uwagę proces twórczy), to wojna w Europie, która spadła na wszystkich, jak grom z jasnego nieba, nie jest już tematem tak łatwym. W szczególności, kiedy bierze się pod uwagę nazwę kapeli, która w promocji wydarzenia mogła – delikatnie mówiąc – przeszkadzać. I chociaż Russian Circles to nazwa techniki wykorzystywanej w hokeju, w dzisiejszych czasach wszystko, co kojarzy się z „sami wiecie, którym krajem” może zostać różnie odebrane. Oczywiście, amerykańskie trio głośno sprzeciwia się wojnie, czego wyrazem była m.in. ukraińska flaga wywieszona na jednym z głośników. Na szczęście, fani nie obrazili się na panów Briana Cooka, Mike’a Sullivana i Dave’a Turncrantza. Frekwencja na każdym z występów tego wieczoru dopisała. 

 

Występ Russian Circles nie należał do najdłuższych – w ciągu niecałej godziny panowie zaprezentowali 7 kompozycji. Całość rozpoczął odtworzony z taśmy „Ó Braonáin”, który – tak samo, jak na albumie – przeszedł w „Betrayal”. Oniryczny klimat  utworu użytego jako intro momentalnie został zdominowany przez masywny riff Mike’a Sullivana, przetaczając się po zebranych w klubie Studio słuchaczach niczym walec. Z wydanej w ubiegłym roku płyty zabrzmiały jeszcze dwie kompozycje: „Conduit” i moim zdaniem najmocniejszy punkt całego koncertu – „Gnosis”.  Właśnie ta kompozycja pokazała, jak dobrzy w budowaniu nastroju i narastającego napięcia jest trio Sullivan – Cook – Turncrantz. W przypadku zespołów post-rockowych czy post-metalowych, całkowicie pozbawionych wokali, stworzenie odpowiedniej atmosfery jest niezwykle istotne. Na koncercie usłyszeliśmy jeszcze cztery inne kompozycje – po jednej z każdego z czterech ostatnich albumów: „Quartered” z „Blood Year”, „Afrika” z „Guidance”, „Deficit” z „Memorial” i zamykający całość „Mlàdek” z „Empros”. Niesamowite jest jak ogromny ładunek emocjonalny był w stanie przekazać zespół bez użycia jakichkolwiek słów. Russian Circles to mistrzowie w tworzeniu głębokich, wielowarstwowych muzycznych kolarzy. Amerykanie wykonali swoją pracę perfekcyjnie i bez zbędnych podniosłych pożegnań zakończyli swój koncert przekazując scenę szwedzkiemu Cult of Luna. 

 

Weterani post-metalowego grania z Umeå skupili się na promocji swojego ostatniego krążka „The Long Road North”. Wliczając intro, połowa z 10 zaprezentowanych kompozycji pochodziła właśnie z wydanego przed rokiem, ich ósmego studyjnego albumu. Muzycznie Cult of Luna to klasa sama w sobie. Dwóch perkusistów, wściekłe wokale i gitary mieszające się z elektroniką stworzyły duszny masywny klimat, swoisty znak rozpoznawczy formacji. Pierwsze dźwięki „Cold Burn”, idealnie zsynchronizowane z pulsującym oświetleniem, wybrzmiały niczym syreny ostrzegawcze przed nadejściem Johannesa Perssona, którego wokale zdominowały ten i kolejne utwory. I chociaż promowany na trasie album przypadł mi do gustu to pod koniec 90-minutowego występu czułem lekkie zmęczenie. Może to kwestia mojego nastawienia, ale momentami miałem wrażenie, że głębia jaką udało się stworzyć na studyjnych albumach, w wersji na żywo gdzieś się rozmyła.

 

W porównaniu z Russian Circles, którzy całkowicie spełnili moje oczekiwania, czegoś mi w tym występie zabrakło. Co ciekawe – polskie koncerty były ostatnie na trasie, a biorąc pod uwagę, że zespoły grały niemalże bez przerwy przez ostatnie dwa tygodnie, zataczając przy tym obszerne koło po Europie, ostatni odcinek pomiędzy stolicą Słowenii a Warszawą dosłownie mógł być „długą drogą na północ”. Cult of Luna zaprezentowali materiał niemal z całego okresu swojej trwającej blisko ćwierć wieku scenicznej aktywności, kończąc swój występ monumentalnym, kilkunastominutowym „Blood Upon Stone”. Jako ciekawostkę dodam, że dzień później w warszawskiej Progresji muzycy wykonali na bis kompozycję „In Awe Of”, która na tej trasie pojawiła się dopiero po raz drugi i była ciekawym urozmaiceniem setlisty w stosunku do krakowskiego koncertu. 

 

W roli supportu na całości trasy wystąpili Brytyjczycy z Svalbard. Zespół dowodzony przez charyzmatyczną wokalistkę, gitarzystkę Serene Cherry, pomimo wczesnej godziny swoją trudną do sklasyfikowania muzyką (nie podejmę się wyzwania, żeby to zrobić) przyciągnął sporą grupę słuchaczy. To, co wyróżniło formację na tle starszych kolegów z Russian Circles i Cult of Luna, to niespotykanie dobry kontakt z publicznością. Ja czwartkowy wieczór spędzony w klubie Studio uważam za bardzo udany. Dzięki niezwykłemu spektaklowi, jaki zaprezentowali Russian Circles, mój apetyt na muzykę z pogranicza  instrumentalnego post-rocka tylko wzrósł. Na szczęście, w połowie kwietnia nasz kraj odwiedza God Is An Astronaut, a ich koncert będzie doskonałą okazją, żeby ponownie zanurzyć się w świat post-rockowego grania.

Grzegorz Bohosiewicz

 


 

Kliknij i obserwuj nasz fanpage👉 bit.ly/Nasz-Facebook1

Kliknij i obserwuj nasz Instagram 👉 bit.ly/nasz-instagram1

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz