IKS

Bruce Dickinson – „The Mandrake Project” [Recenzja], dystr. Warner Music Poland

bruce-dickinson-mandrake-project-recenzja

Do muzyki Iron Maiden, jak i solowych dokonań Bruce’a Dickinsona mam ogromny sentyment. Koncert Ironów z 2003 roku był moim pierwszym, na jaki świadomie się wybrałem. Dla nastoletniego mnie – dniami i nocami katującego „Rock In Rio”, (od premiery którego wtedy minął zaledwie rok) – podróż do katowickiego Spodka była przeżyciem niezapomnianym. Lata mijały, a Ironi wydawali kolejne albumy. Jednak muszę przyznać, że od dłuższego czasu żaden z nich jakoś szczególnie nie utkwił w mojej pamięci. Nie twierdzę, że są one złe, po prostu w pewnym momencie twórczość Brytyjczyków zaczęła mi się zlewać w jedną całość. Gdy dowiedziałem się, że Bruce Dickinson wydaje swoją siódmą solową płytę, miałem lekkie obawy czy będzie w stanie mnie jeszcze czymś zaskoczyć. Dziś po premierze „The Mandrake Project” mogę śmiało stwierdzić, że udało mu się to z nawiązką.

Blisko dwie dekady to szmat czasu i właśnie tyle dzieli „Tyranny of Souls”, czyli poprzedni długogrający album Dickinsona od „The Mandrake Project”. Nowa płyta powstawała ponad 5 lat i towarzyszyła jej bardzo ciekawa i przemyślana kampania promocyjna. Pierwszy singiel „Afterglow of Ragnarok” został wydany na 7-calowym krążku. Dołączono do niego komiks będący prequelem dużo bardziej rozbudowanej historii, opowiedzianej zarówno w tekstach utworów, jak i powieści graficznej,  składającej się z dwunastu części, jakie będą wydawane w kolejnych miesiącach. Ta dbałość o detale tylko pokazuje jak rozbudowany jest cały koncept kryjący się pod nazwą „The Mandrake Project”.

 

zdj. John McMurtrie

 

Krążek powstał w studiu Doom Room w Los Angeles, a do współpracy Bruce zaprosił swojego długoletniego współpracownika Roya Z, którego wkład w kilka kluczowych płyt w solowej dyskografii artysty jest nieoceniony.

Gitarzysta zajął się produkcją i widnieje jako współautor sześciu z dziesięciu kompozycji. Dzięki kilku ciekawym zabiegom i eksperymentom, jakich próżno szukać na płytach Iron Maiden, „The Mandrake Project” brzmi niezwykle świeżo i idę o zakład, że w dużej mierze to zasługa właśnie Roya Z. Chemia pomiędzy Dickinsonem a panem Z jest wyraźnie wyczuwalna. Od pierwszego przesłuchania najnowsze dzieło weterana heavy metalu w pamięci, a z każdym kolejnym tylko zyskuje, pozwalając odkrywać kolejne szczegóły. I to jest chyba największa przewaga „The Mandrake Project” nad ostatnimi dokonaniami macierzystej formacji Dickinsona.

 

zdj. materiały promocyjne

 

Bruce Dickinson ma 65 lat na karku, wygraną walkę z rakiem, ale to w żadnym stopniu nie wpłynęło negatywnie na jego najważniejszy oręż – głos. To oczywiste, że jest on nieco zmieniony, ale dalej posiada niesamowitą skalę i siłę, którą czuć praktycznie w każdej kompozycji.

Można powiedzieć, że z biegiem lat i kolejnych życiowych doświadczeń uszlachetnił się. Ludzie kupią płyty i bilety na koncerty Dickinsona, żeby słuchać właśnie tych popisów i dzięki „The Mandrake Project” dostaną dokładnie to, na co czekali. Każdy użyty trik i zapożyczenie z szeroko pojętej muzyki rockowej/metalowej jest wykorzystane w celu podkreślenia historii, jakie opowiada Bruce. Właśnie one są tutaj kluczowe i nawet jeżeli pojawiają się gitarowe solówki, dla części fanów zapewne dużo mniej ekscytujące niż na płytach Iron Maiden, to umówmy się, że w kontekście „The Mandrake Project” spełniają swoje zadanie perfekcyjnie. Wokale Dickinsona bezapelacyjnie grają pierwsze skrzypce i nieważne w jaki sposób snuje on swoją opowieść. Robi to w charakterystyczny dla siebie pełen emocji sposób, a muzyka stanowi idealne dopełnienie tych historii.

 

Dwa najbardziej piosenkowe utwory chyba z premedytacją zostały umieszczone na początku płyty. „Afterglow of Ragnarok” to idealny otwieracz z zapadającym w pamięci riffem i kilkoma fragmentami, przy których fani bankowo będą chcieli przekrzyczeć Bruce’a na koncertach. Razem z „Many Doors to Hell” są najlepszym początkiem płyty nagranej z udziałem Dickinsona od czasów „Brave New World” (możecie mnie teraz kamieniować!).  Środkowa część albumu jest pełna sprawnych i sprytnych zapożyczeń, których jest tak wiele, że trudno je wszystkie wymienić. Począwszy od speed metalowych riffów w „Mistress of Mercy”, przez orientalne motywy w  „Fingers in the wound”, czy wreszcie kawałek „Ressurection man”, który po gitarowym wstępie pasującym jako tło do westernu, zaczyna garściami czerpać z twórczości Black Sabbath. Kilkukrotnie „The Mandrake Project” wędruje w progresywne rejony, co szczególnie czuć pod koniec albumu. Początkowo spokojny i niepozorny „Shadow of The Gods” hipnotyzuje słuchacza dźwiękami pianina i smyczków, by w połowie wypłynąć na szerokie bardziej prog-metalowe wody. Zamykająca całość materiału, dziesieciominutowa „Sonata (Immortal Beloved)”, stanowi epicki, iście filmowy finał historii.

 

zdj. materiały promocyjne

 

Płyta ma kilka mniejszych grzeszków i mogłaby być odrobinę krótsza.

Ja osobiście nie do końca kupuję też obecność na albumie „Eternity Has Faild”, pierwotnie znane w nieco zmienionej wersji z „Book of Souls” Iron Maiden. Może to przez piszczałki, które idealnie sprawdzały się na płycie Maidenów, ale czy na pewno pasują do „The Mandrake Project”? A może przez fakt, że to jedyny utwór na nowej płycie Dickinsona, który nie wnosi do całości nic nowego. Nawet biorąc pod uwagę fakt, że to jego autorska kompozycja, która za namowami Steva Harrisa wylądowała na płycie ich macierzystej formacji z 2015 roku. I o ile utwór (w wersji demo) był idealną stroną „B” do singla „Afterglow of Ragnarok”, to jego ponowne użycie na „The Mandrake Project”  (nawet w nowej, być może lepszej wersji od tej sprzed dziewięciu lat) według mnie nie sprawdziło się.

 

Jako całość siódmy studyjny krążek Bruce’a Dickinsona wypadł niezwykle dobrze. Zostaje mu tylko jeszcze jeden test do zdania – wykonanie go na żywo.  Znając możliwości frontmana Iron Maiden,  to raczej tylko formalność. Jeżeli jednak ktoś ma jakieś wątpliwości, będzie miał szansę to sprawdzić już 6 czerwca 2024 na głównej scenie Mystic Festival. I mimo, że Bruce Dickinson jest zapisany na plakacie mniejszą czcionką – zaraz pod Machine Head – to właśnie On jest dla mnie headlinerem tego dnia. Myślę, że dziś po wydaniu „The Mandrake Project”  nawet sam Robb Flynn nie obraziłby się za takie postawienie sprawy. I jeszcze jedno, jeżeli podczas koncertu Bruce poprosi żebyśmy dla niego krzyczeli… Będę darł się, jak szalony!

 

Ocena: 5/6

Grzegorz Bohosiewicz

Lista utworów: Afterglow of Ragnarok; Many Doors to Hell; Rain on the Graves; Resurrection Men; Fingers in the Wounds; Eternity Has Failed; Mistress of Mercy; Face In the Mirror; Shadow of the Gods; Sonata (Immortal Beloved)

 

 


ZAPISZ SIĘ DO  NASZEGO NEWSLETTERA WYSYŁAJĄC MAIL NA:  sztukmixnewsletter@gmail.com

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

👉 Twitter

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz