IKS

BOKKA – „Blood Moon” (Recenzja)

bokka-blood-moon-recenzja

Rozpoczęta w 2014 roku seria czterech zaćmień słońca i towarzyszące im zjawisko Krwawego Księżyca stały się dla niektórych przesłanką, jakoby biblijna przepowiednia końca świata zaczęła się wypełniać. To właśnie motyw ostatniego dnia w dziejach i przerażająco wielki, czerwony księżyc nakreśliły koncept nowego wydawnictwa zespołu BOKKA.

„Blood Moon” miał stać się ścieżką dźwiękową apokalipsy. Czy tak się faktycznie stało? Nie mam co do tego żadnych wątpliwości. Obok tego, album stał się także soundtrackiem mojego minionego tygodnia, ponieważ dawno w moje ręce nie trafiła płyta, która do tego stopnia zaangażowałaby mnie jako całość. „Blood Moon” przenosi słuchacza do dnia, którego najprawdopodobniej nikt z nas nie chciałby dożyć. Czy jest to w takim razie przerażająca podróż? W pewnym sensie – tak, jednak atmosferę wykreowaną na albumie określiłbym raczej przede wszystkim jako malancholijną, posępną, a momentami wręcz podniosłą.
 
W odniesieniu do poprzednich części dyskografii, tym razem BOKKA serwuje nam płytę wyjątkowo zróżnicowaną pod względem tempa i nastrojów kompozycji, a pod względem brzmienia i produkcji Blood Moon to zdecydowanie najbardziej dojrzała pozycja w dorobku zespołu. Utwory cechuje przestrzeń, niekiedy powolnie płynące melodie, a jednak z zachowaniem gigantycznego, niezwykle sugestywnego ładunku emocjonalnego. Niespodzianki zaczynają się już od intro pierwszego, tytułowego utworu, który serwuje nam dynamiczne, orkiestrowe partie. Obok wciąż dominującej, typowej dla BOKKI elektroniki, orkiestra pojawia się na płycie regularnie, potęgując budowany mroczny, gęsty, apokaliptyczny klimat. „How It All Ends” to zdecydowanie jego kulminacja. Po bazującym na zniekształconym wokalu wstępie, intro rozwija się przechodząc w ciężki, elektroniczny rytm.
 
Nie sposób odmówić temu momentowi dramatyzmu. „900” to niesamowicie wkręcający się, a jednak wciąż estetycznie nawiązujący to motywu przewodniego utwór, który chyba najbardziej nawiązuje brzmieniem to minionych dokonań zespołu. „Altitude” jest oddechem po intensywnym początku albumu. To piękna, instrumentalna, niezwykle refleksyjna konstrukcja będąca odpowiednikiem dla filmowego momentu, w którym czas zwalnia, a główny bohater uzmysławia sobie, co się właśnie stało.
 
Charakterystyczny dla płyty jest zinstrumentalizowany wokal świetnie budujący wstep genialnego „What If?”. „Noises From The Outside” to kolejna perła. Przeszywający, smutny śpiew chwyta tu za serce jak chyba nigdzie indziej.
 

Niezwykłe jest, jak potężnie oddziałująca na wyobraźnię jest ta płyta. „Blood Moon” to potężna dawka emocji. Momentami niepokojąca, posępna i przytłaczająca, innym razem piękna, smutna, oniryczna. Mógłbym wymieniać długo. Każdy fragment stanowi tutaj oddzielny, broniący się twór, ostatniecznie świetnie pracując jako całość. Hipnotyzuje. Dzięki swojej zwartej formie w moich słuchawkach zostaje od pierwszej do ostatniej sekundy.

Zespołowi udało się stworzyć najważniejszy w swojej dotychczasowej twórczości album, który bez wątpienia zajmie miejsce wśród najlepszych wydawnictw tego roku, a dla ich przyszłego brzmienia być może stanie się kamieniem milowym.
 
Ocena ( w skali od 1 do 10)  9 mrocznych księżyców
🌑 🌑 🌑  🌑 🌑 🌑 🌑  🌑 🌑 
 

Damian Wilk

Tracklista:

1. Blood Moon
2. How… It All Ends
3. 900
4. Altitude
5. Noises
6. What If?
7. Point
8. The Abyss
9. Walk On A Wire
10. No Counting Backwards

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz