IKS

Wojciech Ślepecki (Appleseed) [Rozmowa]

Formacja progresywno-altrockowa Appleseed po kilku latach wróciła z nowym krążkiem „Earn Heaven”. Poznaniacy po zmianie składu stworzyli dość staranny album, który powinien przypaść do gustu nie tylko fanom prog rocka. O szczegółach nowego wydawnictwa opowiedział mi klawiszowiec grupy, Wojciech Ślepecki.

Maciej Majewski: Appleseed istnieje już kilkanaście lat, natomiast nie nagrywa, tudzież nie wydaje płyt zbyt często. Z czego to wynika?

 

Wojciech Ślepecki: Powody są różnorakie. Głównie życiowe. W ostatnich latach mieliśmy znaczącą zmianę personalną. Radek (Grobelny – przyp. MM) zrezygnował z wokalu. Nie było to jednoznaczne i z tematem żyliśmy w zawieszeniu ponad rok. Później przyszła pandemia… Szczęśliwie mamy teraz nowego wokalistę, który dokończył z nami nasz nowy album.

 

MM: Wspomniany wokalista, to Krzysiek Podsiadło znany z Abstrakt, doszedł do was w 2020 roku. Tak długo pracowaliście nad „Earn Heaven”?

 

WŚ: W zasadzie na chwilę obecną mamy materiał na półtora albumu – to jest bardzo optymistyczne. Pierwsze nagrania rozpoczęliśmy w 2018 roku. Niektóre kawałki są bardziej rozbudowane tak jak „False Idol” czy „Take Me”, w których dzieje się bardzo dużo – częste zmiany, przejścia, wszystko jakby ewoluuje w trakcie trwania utworu. Wymagały one przemyślanego aranżu. W międzyczasie, jak wspomniałem, nastąpiły znaczące zmiany personalne i znaleźliśmy się w kropce. Nagrania zostały zawieszone. Po jakimś czasie Krzysztof zaczął z nami grać i temat płyty powrócił. Pamiętam długie noce, kiedy wymyślaliśmy linie melodyczne do zarejestrowanego materiału. Wokale były nagrywane na dwóch sesjach. Jedna odbyła się grudniu 2021, a druga w maju 2022. Następnie miks i mastering. Wszystko odbyło się w Perlazza Studio w Poznaniu.

 

MM: Co stoi za konceptem „Earn Heaven”, bo sam tytuł wydaje się dość biblijny?

 

WŚ: Od początku wiedzieliśmy, że chcemy mieć coś w rodzaju albumu koncepcyjnego. Chcieliśmy, żeby coś skleiło całą historię. „Earn Heaven” musisz zasłużyć na swoje niebo. Nie myśleliśmy nigdy o tym w kontekście religijnym, a raczej psychologiczno-społecznym. Musisz trochę popracować, aby coś osiągnąć. Musisz zrobić krok, aby do czegoś dojść. Jakie jest twoje niebo? Gdzie to jest? Jesteś na nie gotowy? A może ostatecznie okaże się, że to nie to? Może potrzebujesz pomocy? Album jest jak zachęta do zmiany, jest ostrzeżeniem, wskazówką.

 

MM: Od kogo to wyszło? Od Krzyśka?

 

WŚ: Wiąże się z tym pewna anegdota. Dwa razy w roku wyjeżdżamy z miasta aby pobyć sami z muzyką. Jezioro, las, gitary – zabieramy cały sprzęt. Bierzemy głęboki oddech i tworzymy muzykę. Pewnego razu, kiedy siedzieliśmy tak wspólnie, Bartek coś niewyraźnie rzucił: „Nowa płyta mogłaby się nazywać…” Wypowiedział wtedy dwa słowa – to drugie to było Heaven, a pierwszego nikt nie zrozumiał. Mnie się od razu to spodobało i wtedy powiedziałem: ale zajebisty tytuł „Earn Heaven”, i tak zostało. Tytuł był strzałem w dziesiątkę, bo wiedzieliśmy, że niesie ze sobą duży potencjał. Krzysztof stanął na wysokości zadania, pisząc teksty. Wszystkie elementy tej rozsypanej w czasie układanki teraz tworzą nasz nowy album.

 

 

MM: Wymieniłeś wcześniej utwory  dość długie i złożone aranżacyjnie. Stanowią one głównie drugą część płyty. A te krótsze jak m.in. „Papa Whale”, gdzie w refrenach pada zapytanie o duszę oraz reminiscencyjna „California”? O czym traktują?

 

WŚ: „Papa Whale” mówi w gruncie rzeczy o tym, że czasem pozwalamy się szufladkować przez środowisko, w którym aktualnie się znajdujemy. Stajemy się przez to trochę inni. Czy lepsi? Czy ta zmiana to dobry kierunek? Czy czegoś po drodze nie zgubiliśmy? „Caifornia” natomiast jest o wspomnieniach, tęsknocie, o stracie. Sam utwór jest takim oddechem w środku albumu. Po „Californii”, „Rise Up” ponownie powoli rozkręca materiał na nowo.

 

MM: Grasz na płycie na organach Hammonda. Chwilami jednak Twoje partie ulegają gitarom. Takie było odgórne założenie?

 

WŚ: To nie jest kwestia odgórnego założenia, a gram tu nie tylko na Hammondzie. Jego brzmienie świetnie sprawdza się jako spoiwo w miksie. Wszystko, co usłyszycie na płycie, jest przemyślane i nieraz bywało tak, że zatrzymywaliśmy się na dłużej nad konkretnym fragmentem. Staramy się optymalizować aranże. Robić tak, aby brzmiało najlepiej. Osobiście mam wrażenie, że miejscami jest ‘na bogato’ – w sensie dużo, ale z drugiej strony brzmi to potężnie i okazale. „Earn Heven” to połączenie naszych fascynacji rockiem alternatywnym i progresywnym. Jednocześnie udało nam się stworzyć coś, co jest w naszej opinii oryginalne. Album zamyka „Behind The Smile”. To też bardzo rozbudowany i skomplikowany kawałek, gdzie nakładają się na siebie warstwy rytmiczne – zwłaszcza na początku jest tam taki rytm synkopowy, który niepokornie wyłamuje się standardowemu metrum.

 

MM: Na singlu wypuściliście wspomniany „Rise Up”. Będzie realizowali regularne teledyski do utworów z płyty?

 

WŚ: „Rise Up” pnie się do góry na streamingach aż miło. Odpowiem tak: myślimy o tym, bo to jest szczególny kawałek na płycie. To przebudzenie, powstanie. To moment, kiedy dochodzi do nas, że musimy coś zmienić w naszym życiu. Kiedy dosłownie wydaje nam się, że nasz cień jest bardziej realny niż my. Osobiście uważam ten kawałek za jeden z najlepszych utworów w całej naszej dotychczasowej dyskografii.

 

MM: Płyta ma czas winylowy. Planujecie ja wydać na tym nośniku?

 

WŚ: To jest marzenie niektórych z nas. Ja nie mam gramofonu. Dam radę. Najważniejsze, że będzie CD, bo moje ucho ubolewa na streamingową kompresją.

 

MM: Będziecie prezentować cały materiał na żywo?

 

WŚ:  Cztery z nich gramy już na koncertach. Trudno jest się nam rozstać z niektórymi kawałkami z poprzednich płyt, bo też są świetne. Myślę, że coś jeszcze wskoczy, to się dzieje bardzo naturalnie.

 

MM: Mówisz, że macie już gotową część kolejnej płyty. Rozumiem, że tym razem wydacie ją wcześniej?

 

WŚ: Zdecydowanie tak. Nowy materiał jest już wyselekcjonowany i z grubsza ograny. Nawet omówiliśmy wstępnie całą koncepcję albumu z tematyką tekstów włącznie. Z tworzeniem nowych kawałków nie mamy właściwie żadnego problemu. Na próbach pracujemy na zasadzie improwizacji, z której po czasie wyłaniają się wstępy, rozwinięcia, kolejne fragmenty itd. Wszystko nagrywamy live na próbie i później tego słuchamy. A najlepsze rzeczy zostają.

 

Rozmawiał: Maciej Majewski

 


 

Kliknij i obserwuj nasz fanpage👉 bit.ly/Nasz-Facebook1

Kliknij i obserwuj nasz Instagram 👉 bit.ly/nasz-instagram1

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz