“Renesans słowiańskości jeszcze nie nadszedł, ale zbliża się grubymi krokami” – przekonuje Widun, lider zespołu Czarny Bez, który właśnie wydał swoją pierwszą długogrającą płytę “Ludzie. Duchy. Bogi”. Jaki wpływ dawne wierzenia i tradycje wywierają na nas, współczesnych? I w jaki sposób pozwalają wciąż na nowo odkrywać i odświeżać znane gatunki muzyczne? Między innymi o tym przeczytacie w poniższym wywiadzie.
Grzegorz Morawski: W ostatnich latach sporo ciekawych rzeczy dzieje się na styku słowiańskiej kultury i ciężkiego grania, czego dowodem jest choćby nowa płyta Czarnego Bzu. Jak Wy postrzegacie ten trend – renesans słowiańskości dopiero się zaczyna, czy raczej pokazał już pełnię mocy?
Widun: To proces, który trwa już długo i będzie kontynuowany latami. My również w nim uczestniczymy. Mamy wizję i misję: rozpowszechnianie wiedzy na temat słowiańskiej przeszłości, pokazywanie tego, jak wpływa ona na nas obecnie i jakie są to nierozerwalne więzi, niezależnie od zmian kulturowych. My i inni artyści być może damy impuls do zainteresowania się tym zagadnieniem. Renesans jeszcze nie nadszedł, ale zbliża się grubymi krokami. Tą tematykę poruszamy w utworze „Kołowrót” na Naszej debiutanckiej płycie „Ludzie, Duchy, Bogi”.
GM: Funkcjonujecie w gatunkowej niszy – nawet jak na muzykę rockową – o czym świadczy choćby fakt, że gracie sporo koncertów na imprezach folkowych, a mniej na typowych metalowych festach. Czy Wasza muzyka ma szansę trafić pod strzechy (nawet jeśli będą to takie “metalowe” strzechy”?
W: Czarny Bez to zespół koncepcyjny. Część osób odrzuci Nas automatycznie, ze względu na teksty o tematyce przedchrześcijańskiej. Są jednak słuchacze szukający w muzyce nie tylko rytmu i ulotnej rozrywki ale też możliwości zidentyfikowania się z tematem, z ludźmi o podobnych zainteresowaniach, lubiących folkową energię i mocne gitarowe riffy. To jest właśnie nasza nisza. To nie muzyka dla mas, zdajemy sobie z tego sprawę. Liczymy oczywiście na to, że poprzez Naszą twórczość zainteresujemy, tych którzy pierwszy raz spotkają się z zagadnieniami, które poruszamy w tekstach. Czarny Bez zadebiutował koncertowo w 2020 roku na Festiwalu „Europejski Stadion Kultury” w Rzeszowie, to była pełnia pandemii, ograniczenia osobowe były nawet na „plenerach”. Wiele koncertów zostało odwołanych. My dopiero zaczynamy. Cieszymy się, że dostrzegli Nas organizatorzy folkowych festiwali czy znane zespoły folkmetalowe jak Runika, Velesar, Łysa Góra czy Cronica, które zaprosiły Nas na wspólne występy. Graliśmy również na imprezach stricte metalowych. We wrześniu br. na przykład będziemy częścią festiwalu Summer Dying Loud w Aleksandrowie Łódzkim. To kilkudniowa, metalowa impreza z zagranicznymi headlinerami.
GM: A nie obawiacie się, że z czasem folkmetalowa koszula zrobi się za ciasna? Koniec końców, ile można napisać piosenek o Perunie i nocy Kupały? Inspiracje słowiańskością się nie wyczerpią?
W: Cały czas poszerzam swoja wiedze na temat historii, religii i tradycji Słowian przedchrześcijańskich. Czym bardziej wchodzę w tą tematykę, tym znajduję więcej tematów i inspiracji. Zrobiliśmy już przynajmniej połowę materiału na następny krążek. Idziemy też w tej tematyce trochę dalej. Sięgamy, aż do starożytnej bitwy nad Dołężą z epoki brązu, do rzymskiego Barbaricum itd., ale też legend czy mitycznych baśni. Tematów na pewno nie zabraknie. Na debiutanckim krążku mamy na przykład dwie pieśni nawiązujące do naszych rodzinnych terenów, do „Łysogór” – to „Łysiec” i „Świślina”.
Dalsza część wywiadu pod teledyskiem
GM: Muzycy zespołu wykorzystują klasyczne instrumentarium – gitarzysta, basista, perkusista i wokalistka. Jak na koncertach rozwiązujecie temat syntezatorów, bez których nie byłoby brzmienia Czarnego Bzu?
W: Rzeczywiście samplery, syntezatory, sekwensery, które używamy w nagraniach stanowią integralny i ważny element brzmienia grupy. Podczas grania na żywo używamy ich w formie sampli, generowanych z pada SPDSX lub laptopa. Możemy śmiało powiedzieć, że komputer to piąty członek zespołu. Planujemy w przyszłości akustyczną wersję zespołu, w której pojawią się typowo foklowe instrumenty.
GM: Image członków Czarnego Bzu dość futurystyczny charakter, jak na zespół nawiązujący do tradycji folkowych. Mi Wasze maski kojarzą się z czymś pomiędzy wczesnym Slipknotem a czeskim Dymytry. Opowiedz proszę więcej o tej koncepcji wizualnej.
W: Wygląd sceniczny wiąże się ściśle z Naszą historią alternatywną. To fantastyczny wątek futurystyczny, który ma łączyć wszystkie elementy muzyczne i wizualne w całość. Miejsce, z którego możemy spojrzeć na wszystko z innej perspektywy. To świat dalekiej przyszłości, zniszczony przez wojny religijne i epidemie. Nasz gatunek został zdziesiątkowany. Na terenie wschodniej Europy, znów tworzą się grupy, które jak przed wiekami wracają do plemiennych ustrojów, kultu przyrody, pradawnych zwyczajów i tradycji. Czas zatańczył krąg. To nowa era: „cybernetyczna epoka żelaza”. Ot taki słowiański „Mad Max”. Dlatego maski chroniące przed czarami, stroje w stylu steam punk, rave, goth i industrialny element w muzyce.
GM: Numery z płyty „Ludzie. Duchy. Bogi” mają bogatą konstrukcję kompozycyjną. Opowiedz proszę o procesie twórczym – jak pracujecie nad materiałem?
W: Najpierw powstają teksty i linie melodyczne. Potem riffy gitarowe i podłoże elektroniczne. W sali prób z całym zespołem spinamy te elementy z sekcją rytmiczną. Grając te kawałki wielokrotnie na próbach a czasem na koncertach, testujemy je. Niekiedy dochodzi to zmian w aranżach i tekstach. Dopiero wtedy nagrywamy wszystkie instrumenty na gotowo. Podczas rejestrowania naszej pierwszej płyty dochodziło do wielu konfiguracji w pieśniach np. gdy doszła do Nas wokalistka „Luba” zmieniliśmy strój gitar i musieliśmy je nagrać ponownie.
GM: W Waszej muzyce słyszalny jest Rammstein, słyszalny jest Tyr, Żywiołak, a ja nawet momentami miałem wrażenie, że słyszę Joy Division. Jakie kapele wymieniacie wśród swoich inspiracji? I czy pod kątem brzmieniowym od początku chcieliście właśnie w ten sposób, czy “wyszło w praniu”?
W: Ponieważ ja oraz nasz basista Ciechan wychowaliśmy się na ciężkiej muzie, głównie heavy metalu i trash’u to pewnie te naleciałości mają główny wpływ na brzmienie. Ale oczywiście Rammstein, Senser, Ministry, Nine Inch Nails ale również bandy postpunkowe odcisnęły na Nas spore piętno, więc na pewno są to nasze inspiracje. No i oczywiście folk, ten słowiański, ale też mroczny nordycki jest naszym ulubionym. Muzyka taneczna lat 90 bardzo wpłynęła na moją estetykę twórczą, jeśli chodzi o stronę elektroniczną. Techno i muzyka folk mają wiele wspólnego: pewien trans i charakterystyczny sposób grania stopą na raz. Nasz perkusista Snowidz tak właśnie rytmizuje kawałki. Wszystko jest raczej przemyślane.
GM: Jakie są plany Czarnego Bzu na kolejne miesiące i 2023? Koncerty i promocja płyty? A może już praca nad następnym krążkiem?
W: Już wspominałem, że pracujemy nad nowym materiałem. Nasz wydawca Via Nocturna i my, sami prowadzimy działania promocyjne. Nie mamy ogromnych sum na promocję i reklamę. Tyle ile będziemy w stanie zrobić, tyle osiągniemy. Jesteśmy w trakcie organizacji trasy klubowej jesienią i wiosną 2023. Cieszymy się, że portale wspierające kulturę pomagają również nam, na przykład poprzez ten wywiad czy recenzję płyty.
GM: Czy widzicie szansę wyjścia poza polski rynek muzyczny? W październiku gracie koncert w Czechach – to epizod, czy może kierunek, w którym da się podążać?
W: Śpiewamy po polsku i nie mamy zamiaru tego zmieniać. Chętnie przyjęliśmy zaproszenie do Ostrawy, bo w Czechach jest również duże zainteresowanie słowiańskością. Nie planujemy jednak zagranicznej kariery, choć o Naszym debiucie pisały portale w Austrii, Holandii, Francji, Niemczech, Japonii a nawet Meksyku. Jest wiele miejsc w Polsce w których chcielibyśmy zagrać i to nasz priorytet. A jak się los potoczy? Niebawem się przekonamy (śmiech)
GM: Oprócz Bzu, grasz też w zespole Dym – jak udaje Ci się łączyć działalność obu bandów? Nie wchodzicie sobie w paradę organizacyjnie i “twórczo”?
W: W sierpniu 2022 roku rozstaliśmy się z grupą Dym, powodem była właśnie strona organizacyjna. Zaczęły nam się nakładać terminy koncertów i sytuacja stała się trudna. W Dymie grali w zasadzie wszyscy członkowie Czarnego Bzu, epizod miała również Luba. Rozstaliśmy się w przyjacielski i kulturalny sposób. Czarny Bez jest teraz naszym głównym projektem.
Rozmawiał Grzegorz Morawski
Kliknij i obserwuj nasz fanpage bit.ly/Nasz-Facebook1
Kliknij i obserwuj nasz Instagram bit.ly/nasz-instagram1