IKS

Heilung – „Drif” [Recenzja], dystr. Mystic Production

heilung-drif-recenzja

Klimaty staronordyckie przechodzą od pewnego czasu swoją „drugą młodość”. Zimna, surowa estetyka, atmosfera tajemnicy i pierwotności, brutalności, ale i piękna, to cechy charakterystyczne dla północnej Europy, które szturmem wzięły szeroko pojętą kulturę. Zalały świat książki, filmu i gier niejednokrotnie pojawiając się w mainstreamie. Zjawisko to nie ominęło rzecz jasna muzyki, popularyzując jej wykonawców, których twórczość zarówno samodzielnie, ale także w roli soundtracków z powodzeniem odtwarza zimny, północny klimat. Z muzyką świata jest jednak tak, że nie wystarczy wziąć do ręki kilka tradycyjnych instrumentów i zacząć odgrywać tradycyjne motywy by stworzyć coś naprawdę wartego uwagi, a mam wrażenie, że w ten sposób działa wiele grających szeroko pojęty folk zespołów. Z pewnością ciężko jest wnieść indywidualną jakość w tak charakterystyczny i wyeksploatowany gatunek, ponieważ liczba zespołów, które faktycznie odniosły na tym polu sukces jest niewielka. Zaliczający się jednak do tego grona Heilung dzięki swojemu niezwykłemu charakterowi w krótkim czasie zagarnął sobie serca wielu fanów północnych pejzaży i folkloru.

Momenty zawarte na dwóch, krótko po sobie wydanych albumach, debiucie – „Ofnir” i następującym rok po nim wydawnictwie – „Futha”, ujęły mnie bez reszty. I mimo, iż nie są to albumy doskonałe – muzyka niemiecko-duńsko-norweskiego trio przynudza często dłużącymi się obskurnymi, pogańskimi recytacjami, to jednak artyści mają na swoim koncie wiele wspaniałych kompozycji. Po trzech latach „ciąży”, Heilung wydał na świat swój trzeci studyjny album. Pod względem stylistyki „Drif” nie odstaje znacząco od swoich poprzedników. Póki co odnoszę raczej wrażenie, że zespół pozostaje w z grubsza niezmiennej konwencji. Ta jest jednak wciąż interesująca, więc w zasadzie nie mam tego za złe.

 

Początek płyty nie bierze jeńców. Rozpoczynająca się surową, pogańską inwokacją singlowa „Asja” to zdecydowanie jeden z mocniejszych fragmentów „Drif.” To typowy Heilung. Głębokie brzmienie rogów tworzy przestrzenne tło dla cudownego i równie przestrzennego głosu Marii Franz. Następująca po niej, również singlowa kompozycja, „Aonana” (czy tylko mnie denerwuje wciskanie singli na początku płyty?) to już zdecydowanie najlepszy punkt programu, jaki zaserwował zespół w swoim najnowszym dziele. Zachwyca epicki, taneczny niemal nastrój i dynamicznie następujące przejścia zamykające w niespełna pięciominutowym utworze barwną i różnorodną strukturę. Epickie outro sklejające pojawiające się wcześniej motywy to jeden z tych „ściskających gardło” fragmentów.

 

Dalsza część recenzji pod teledyskiem

 

Ujmujący nieśpiesznym tempem potężny, trzynastominutowy „Tenet” rozbudza wyobraźnię przenosząc słuchacza między prastare nordyckie sosny w miejsce podniosłego, wikińskiego rytuału. Wszystko dzieje się tu powoli, motywy zmieniają się rzadko, dominuje raczej statyka, bo jedynie w środkowej części pogańska ceremonia nabiera tempa, a jednak ta długa struktura ani przez chwilę nie wydaje się być nudna. Przeciwnie, trzyma wręcz w napięciu. Powolne, głębokie bębny wyznaczają ociężały rytm na chóralnego tła i angażującej, muzycznej historii, a płynące, mistyczne wokale po prostu odcinają od rzeczywistości.

 

Środkowa część płyty obfituje w trochę dłużące się mówiono-krzyczane bojowe marsze, „Urbani” i „Buslas Bann”, brzmiące jak audio z serialu o plemionach germańskich. Ciekawe i nawet ujmujące swoim bojowym rytmem, ale przez zagęszczenie w jednym fragmencie płyty razem z usypiającą, ponad ośmiominutową recytacją „Keltentrauer” stają się długaśnym fragmentem do przemęczenia się zamiast interesującymi akcentami albumu. W międzyczasie piękny, wolno rozkręcający się utwór „Nesso” ujmuje słuchacza nienachalnym, melodyjnym folkowym nastrojem. „Nikkal” to prosty, sakralny wręcz w swoim chóralnym brzmieniu fragment, który gasnąc płynnie przechodzi w czarodziejskie, dzwonkowe intro ostatniego na „Drif” utworu. Przez pierwszą połowę „Marduk” to mistyczne szepty podszyte łkającymi dzwonkami, z czasem nabiera jednak nieco większej dynamiki jednocześnie pozostawiając w niezwykłym, odrealnionym klimacie. Dla tak pobudzającego wyobraźnię albumu ciężko wyobrazić sobie lepsze outro.

 

Heilung nie odkrywa nowym wydawnictwem Ameryki, ale z powodzeniem eksploruje dobrze znaną fanom estetykę. Na plus działa, że tym razem trio serwuje więcej swojej magicznej muzyki, a mniej mówionych, monotonnych utworów. Wciąż mamy tutaj nieco przynudzające momenty, jednak większość stanowią te dobre i bardzo dobre. Każdemu, kogo, nawet metaforycznie, ciągnie na północ, Heilung ma do zaoferowania magiczny, rozpalający wyobraźnię twór. Nawet jeśli nie doświadczamy tu fajerwerków, to „Drif” niezaprzeczalnie jest dziełem angażującym i utwierdzającym zespół w czołówce wykonawców gatunku.

 

Ocena (w skali od 1 do 10) 7 nordyckich sosen
🌲🌲🌲🌲🌲🌲🌲

 

Damian Wilk

 

Lista utworów:

1: Asja
2: Anoana
3: Tenet
4: Urbani
5: Keltentrauer
6: Nesso
7: Buslas Bann
8: Nikkal
9: Marduk

 


 

Kliknij i obserwuj nasz fanpage👉 bit.ly/Nasz-Facebook1

Kliknij i obserwuj nasz Instagram 👉 bit.ly/nasz-instagram1

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz