IKS

WaluśKraksaKryzys [Rozmowa]

walus-kraksa-kryzys-rozmowa

WaluśKraksaKryzys to obecnie mój ulubiony polski artysta. Mam wrażenie, że mógłby zagrać, nagrać i wydać wszystko. Wydaje mi się, że czeka nas jeszcze sporo bomb wydawniczych i ciekawa kariera młodego muzyka, który ewidentnie ma pomysł na to wszystko. Z Walusiem porozmawialiśmy pół-żartem/pół-serio m.in. o niedotrzymanych postanowieniach noworocznych, ulubionych artystach z polskiej sceny i radości z roli, jaką otrzymał w Orkiestrze Męskiego Grania w 2022 r.

 

Paweł Zajączkowski (PZ): Skąd nadajesz Waluś? 

 

WaluśKraksaKryzys (WKK): Ze swojego pokoju w Skale pod Krakowem.

 

PZ: Oglądałem Twoje wywiady, sporo też czytałem, więc nie chcę powtarzać pewnych pytań, które mam wrażenie, są zadawane Tobie na okrągło. Napisałeś do tej pory bardzo osobisty materiał. Z innych wywiadów dowiedziałem się, że nie bez wpływu na Twoją twórczość pozostawało miejsce, z którego właśnie pochodzisz. Usłyszałem, że w nowych tekstach chciałbyś jednak opowiadać o rzeczywistości z większym dystansem. Nie boisz się od tego odchodzić? Jest w tym duża wartość artystyczna.

 

WKK: Szczerze powiedziawszy nie wiem. Myślę, że zawsze będę filtrował swoją rzeczywistość i że to zawsze w tym kierunku będzie szło. Wtedy, kiedy to mówiłem, może chciałem, jakby, dać do zrozumienia, że sprawy, które są poza mną, wokół mnie, nie są również mi obojętne. Nie wiem, czy mój warsztat zmieni się na tyle, żeby opisywać ogólnie, co się dzieje na świecie. Mój świat kończy się na tym, gdzie sięga mój wzrok. Może to niepoprawne politycznie, ale moje problemy…są najważniejsze na świecie (śmiech)…i absorbują dużo mojej energii. Przez to jakoś do tej pory nie mogłem zaangażować się w problemy globalne. Myślę, że są artyści, którzy bardziej się angażują w wiele spraw, a ja się angażuję w to żeby przeżyć i ludziom, którzy mają z tym problem, pomóc.

 

PZ: Piszesz już materiał na nową płytę?

 

WKK: Nie chcę odnosić się do tego pytania i narzucać sam na siebie jakiejkolwiek presji, przeżywam dużo rzeczy i… mam takie okresy, że robię dużo rzeczy i dużo się dzieje, a potem przychodzi okres, który trwa rok lub dwa i nie robię nic twórczo. I teraz, wydaje mi się, przychodzi ten czas, żeby coś może uzewnętrznić, więc bardzo, bardzo powoli za coś się zabieram.

 

PZ: Wydałeś już płytę bardziej dojrzałą, która też nie jest tylko i wyłącznie nagrana w domowych warunkach, stałeś się uczestnikiem szeroko rozumianej „sceny”, rozpoznawalną osobą. Wiesz już, jak będzie wyglądało samo nagrywanie nowego materiału?

 

WKK: Na pewno jestem bardziej świadomym muzykiem i człowiekiem. Jak nagrywałem „Atak” i wchodziłem do Michała Kupicza do studio, w mojej głowie to jedyne, co miałem odnośnie nagrywania w studio, to było podejście takie metalowe, które mówi, że nie mogę używać efektów, nie mogę nic, tylko nagrywam czyste ślady i producent robi resztę w studio. Co jest bzdurą, bo wydaję, pewnie bajońskie sumy, na efekty gitarowe i później mam z nich nie korzystać?! Dlatego następna płyta na pewno będzie takim większym odjazdem instrumentalnym i na pewno nagrywanie będzie podzielone na etapy, ponieważ i budżet i czas nie pozwalają na to, żeby siedzieć, wiesz, jak Guns ‘n Roses, pewnie z dziesięć lat i nagrywać, co tam się chce. Ale już mniej więcej chyba wiem, jak chcę się określać, w którą stronę ma to wszystko iść.

 

PZ: Trochę mówiłeś o tekstach. Masz pomysł na samo brzmienie, jakieś inspiracje konkretne, które widzisz, że będą miały wpływ na muzykę na nowej płycie?

 

WKK: Do tej pory zżynałem z innych i się tego nie wstydzę (śmiech). Trochę żartuję…

 

PZ: No właśnie, z kogo będziesz zżynał teraz?

 

WKK: No właśnie super, że już nie zżynam od nikogo. Muzyka na tyle mi zbrzydła, że już jej nie słucham prywatnie sam ze sobą, tylko znajomi coś tam puszczają. Ale proces twórczy już nie wygląda tak, że mówię sobie „chcę brzmieć jak to albo to”, tylko to jest zabawa, eksperyment, odkrywanie instrumentów. Kupiłem trochę gitar, kupiłem trochę efektów i naprawdę frajdę daje mi to, że ja nic nie wiem dalej. Wydaje ci się, że jesteś już kozakiem w jakimś temacie muzycznym, a tu okazuje się, że właściwie nie liznęło się wstępu do całej zabawy. Na pewno nie będę przystępny, wiesz…nie zacznę nagrywać numerów jak Sanah i nie będę śpiewał, i grał piosenek, które są muzyką towarzyszącą, i mają gdzieś lecieć w radiu, nie przeszkadzać w życiu codziennym. Mam nadzieję, że moja muzyka będzie bardzo przeszkadzać, gdziekolwiek się nie pojawi.

 

PZ: Odnośnie instrumentów, jest sprzęt, którego nie masz, a marzy ci się, go zdobyć, z gitar przede wszystkim?

 

WKS: Pod koniec ubiegłego roku zrobiłem sobie postanowienie, że w 2022 roku już nie kupię gitary. I 4 stycznia kupiłem gitarę.

 

PZ: (śmiech)

 

WKK: Oczywiście są instrumenty, ale już teraz się ograniczam się do wyjątkowych okazji, dziwolągów albo czegoś, czego do tej pory nie widziałem, żeby odkrywać nowe dźwięki, nowe systemy w gitarach, bo w sumie ostatnią gitarą, którą kupiłem był bas, ale jeszcze przedostatnią był Framus z ’62 roku, który ma super systemy, których nie widziałem do tej pory w żadnym innym instrumencie. Okazuje się, że nie potrafię używać eksponatu z muzeum. Ma tyle pokręteł, przełączników, różnych jakichś wichajstrów. No więc mam na pewno takie rzeczy na liście, które chciałbym zdobyć, ale na teraz takim moim chłopięcym marzeniem albo po prostu marzeniem jest, żeby mieć miejsce swoje na ziemi, takie żebym mógł sobie posiedzieć, tworzyć, nagrywać. Brakuje mi teraz takiej przestrzeni, w której czułbym się fajnie i tak dalej. Mam nadzieję, że ciężką pracą uda się takie miejsce ogarnąć.

 

PZ: No to życzę Ci tego! Żebyś miał takie warunki komfortowe, jakbyś chciał, bo to pewnie przełoży się na muzykę. No właśnie, odnośnie Twojej muzyki, ja osobiście słyszę trochę Zdechłego Osę na ostatniej płycie…

 

WKK: Tak, to jest super celna uwaga. O Zdechłym Osie mogę wypowiadać się w samych superlatywach, bo…jest super! Wydaje mi się, że spotkanie z nim opisuję jako zobaczenie siebie w lustrze, ale dokładnie innego. Jesteśmy na tyle ze sobą dziwacznie związani, ale też zupełnie odmienni, inni w niektórych aspektach życiowych, że oprócz jego twórczości, którą kupuję, jego osoba i to jak żyje jest dla mnie czymś fenomenalnym. Zderzając to z resztą towarzyszy muzycznych z naszego podwórka, to Zdechły Osa jest taki, jak jego piosenki – jest zajebiście prawdziwy i to jest piękne. On jakby zaczął jeździć na łyżwach i totalnie nie umiał jeździć na łyżwach, to byłby w tym i tak zajebisty, bo byłby w tym wszystkim prawdziwy. Życzę mu jak najlepiej, ma teraz chyba lekkie problemy zdrowotne, więc wysyłam w jego stronę pozytywne wibracje, żeby jak najszybciej wrócił do formy.

 

PZ: Życzymy Zdechłemu Osie powrotu do zdrowia. To, co zauważyłem w nowej scenie, w nowych artystach – mam wrażenie, że jest w tym wszystkim dużo różnorodności, mieszania styli. Kto Ci się podoba z nowych artystów, kto robi na Tobie wrażenie? Mówisz, że nie słuchasz muzyki obecnie sam z siebie, ale na pewno trafiają do Ciebie jakieś rzeczy, o których inni dotąd nie słyszeli.

 

WKK: Teraz dochodzi do mnie myśl, że trochę kłamałem z tym, że nie słuchałem muzyki, bo coś tam słuchałem. No i jeśli mam być szczery, nie jest to piętnastolatek. Może nie spełnia kryteriów młodego artysty, ale myślę, że i tak jest młody, ale starszy ode mnie. Mam na myśli tutaj Jakuba Skorupę i jego płytę „Zeszyt pierwszy” i tutaj to samo. Słucham jego muzyki i totalnie czuję, że to wszystko jest prawdziwe, te teksty są obok nas, one się dzieją,

 

PZ: Osobiste bardzo.

 

WKK: Tak, to jest dla mnie fajne, że ktoś robi taką muzykę, ona wydaje mi się najbardziej wartościowa. Znajomi polecają sobie różnych artystów, a ja polecam Jakuba Skorupę, bo poleciłem go trzy razy. Jeden raz komuś, kto go znał i zrobił takie: „wow, ty znasz Jakuba Skorupę?”, a ja mówię: „oczywiście”. A kolejne dwie osoby, którym poleciłem Skorupę, tak samo przepadły w jego muzyce jak ja. I tak z ostatnio poznanych rzeczy, to właśnie on zrobił na mnie największe wrażenie

 

PZ: Na mnie ostatnio zrobił wrażenie Daniel Spanielak i Miły ATZ, kojarzysz?

 

WKK: Kojarzę obu panów, ale tylko z ksywek, a luksus ignorancji, w którym niestety się pławię, sprawił, że nie sprawdziłem ich muzyki. Ale tak samo miałem z Kubą Skorupą i z wieloma innymi, więc pewnie kwestią czasu jest, zanim ogarnę te rzeczy. A ostatnio w busie mamy nowego kierowcę i słuchamy dużo artysty Kizo, ale nie polecam. Nie kierowcy, tylko Kiza.

 

PZ: Piszesz teksty, które odnoszą sukces, dużo się o nich mówi, zawsze się ciebie o nie pyta, więc widać, że robią wrażenie. Czy piszesz teksty, które nie stają się potem częścią muzyki, może jakieś dłuższe formy? Nawet do przysłowiowej szuflady?

 

WKK: Szczerze nie, bo jestem na tyle samokrytyczny, że u mnie nie ma szuflady, tylko jest kosz i jak się coś dziwnego dzieje, to ląduje w tym koszu i wtedy sobie myślę: „Boże, jaki jestem głupi, że to w ogóle wymyśliłem”. Nie ukrywam, że kiedyś chciałbym podjąć próbę może napisania czegoś dłuższego, ale na pewno, po pierwsze, mam na to czas, po drugie, mój warsztat powinien być dużo lepszy. Po trzecie, oprócz samej chęci napisania czegoś dłuższego, nie bardzo wiem co mógłbym napisać, a nie chcę się zapętlać i być monotematyczny. Boję się, że tylko tyle miałbym do zaoferowania. W jakiś sposób zawsze chciałem, żeby moje teksty były suwerenne, żeby bez muzyki też o czymś opowiadały, a ta muzyka dodawała jej większego ładunku emocjonalnego. Jeśli ktoś zwraca na nie uwagę, to jest mi bardzo miło, bo…bo tak.

 

PZ: Bywa tak, że tekst poprzedza muzykę? Jaka jest kolejność?

 

WKK: Raczej najpierw muzyka i wiesz, pewne emocje, ciągle zastanawianie się, co ja chce tą muzyka wyrazić. Potem tworzą się myśli, teksty. Z jednym wyjątkiem, kiedy napisałem tekst, zrobiłem fatalną muzykę, zrobiłem chyba cztery wersje utworu pod ten tekst i piąta okazała się „chyba ok”, mówię „chyba”, bo jeszcze słyszę ją w głowie, grałem ją sobie na gitarze, ale jeszcze nie zdystansowałem się na tyle, że nie nagrałem żadnego dema, a to zawsze…brakuje mi słowa…sprawdza…zawsze…

 

PZ: Weryfikuje?

 

WKK: Weryfikuje! Dokładnie! Dziękuję ci. Weryfikuje jakość tych pomysłów. Czasami coś w głowie wydaje się spoko, a po nagraniu i to nie po jakimś czasie, tylko od razu, czuć, że coś nie gra…

 

PZ: A potem jeszcze próby i występ na żywo weryfikują to…

 

WKK: Tak, to jest jeszcze inna para kaloszy. To, co jest na płycie, chciałbym zawsze raczej zostawiać na płycie, a na żywo już troszeczkę inaczej prezentować ten materiał. Są numery, które na płycie brzmią świetnie, a na żywo brzmią nijak, są numery, które z kolei na żywo brzmią super, a na płycie są numerami przeciętnymi. Wiele rzeczy się na to składa. Ja jestem fanem, poza tym, takiego rozwiązania, żeby na koncertach tworzyć ulotność chwili, dawać ludziom coś, czego nie usłyszą nigdzie indzie.

 

PZ: Mówisz o inspiracji Zdechłym Osą, na pewno miałeś też swoich idoli w młodości, kogo jeszcze możesz wymienić?

 

WKK: U mnie zaczęło się od AC/DC i wiesz, dla mnie Bon Scott jest takim ikonicznym frontmanem niemalże, który w moim mniemaniu miał wszystko łącznie z pięknym zakończeniem kariery, bo lepiej się nie da zakończyć kariery muzyka, niż umrzeć. A wiem, co mówię, bo pracuję na co dzień w wytwórni płytowej i niestety na co dzień mogę oglądać, jak wygląda sprzedaż płyt po śmierci artysty. To jest zawsze, wiesz, strzał. Ale wracając do idoli, ja się potem jarałem metalem. Ale czy to byli moi idole? Chyba nie. Dla mnie człowiekiem, którego śladami kariery chciałbym podążać, jest pan Lesław Matecki, który jest gitarzystą w zespole Artura Rojka, kiedyś Moniki Brodki, teraz Kaśki Sochackiej, Korteza. Wiesz, łatwiej powiedzieć, gdzie on nie grał, niż gdzie grał. Jak go obserwuję, myślę sobie: „wiem, co w życiu chciałbym robić”. Jego życie to muzyka. I to w każdej rozmowie z nim i w sposobie jego gry, sposobie, po prostu bycia, to pięknie widać. I ja bym tak chciał. Nie mam marzeń o Narodowym, bo…bo nie. I wiem, jak życie wygląda i nie chcę zacząć śpiewać disco polo, żeby wtedy nagle na roztańczonym Narodowym się pokazywać.

 

PZ: No tak, ale Taco i Podsiadło na Narodowym się pojawili i są dość mainstreamowi, ale…

 

WKK: Są wyżsi ode mnie i wątpię, żebym mógł ze swoim niskim wzrostem porwać takie tłumy.

 

PZ: Ok (śmiech). Skoro mówimy o występach na żywo, będziesz jednym z artystów na Męskim Graniu?

 

WKK: Tak, w tym roku będę grał na gitarze w Orkiestrze Męskiego Grania i jest to dla mnie spoko sytuacja. Chciałem stanąć, wiesz, w drugim rzędzie i nie skupiać na sobie całej uwagi tak, jak jest w moim zespole, bo właściwie nie miałem nigdy takiej prawdziwej okazji, sprawdzić się jako stricte gitarzysta.

 

PZ: Gratulacje!

 

WKK: Dziękuję serdecznie. No zobaczymy po trasie, czy mnie nie wywalą w trakcie, ale jestem dobrej myśli.

 

PZ: (śmiech) Jesteś twórcą muzyki, piszesz teksty, komponujesz, możliwe, że pojawisz się na czyichś płytach jako stricte gitarzysta na przykład?

 

WKK: Myślę, że wątpię. Chętnie pewnie bym się podjął, ale na dzisiaj raczej nie, bo mam na tyle sam dużo do zrobienia, że brakuje na to czasu. Będą pewnie po drodze jakieś gościnne występy na płytach innych artystów z mojej strony, ale tak, żeby na stałe się do kogoś doczepiać, to raczej nie.

 

PZ: Wystąpiłeś z Organkiem na żywo. Widziałem to na żywo. Jesteś zadowolony z tego występu? Jest możliwe, że zrobicie coś razem?

 

WKK: Bardzo chętnie bym z Tomkiem coś zrobił. Tak jak mówiłeś o Danielu Spaleniaku i Miłym ATZ, to tak miałem z okładką jego płyty „Głupi”, ale po roku od premiery dopiero sprawdziłem, co to w ogóle jest i też przepadłem, bo tak mi się spodobało. Dlatego ten występ był dla mnie mega dużą zajawką, bo był na Fryderykach i mogłem wystąpić z Tomkiem, i napisać swoją zwrotkę dodatkową. I wiesz, może los nas spiknie razem ze sobą, że zrobimy coś wspólnie. Ja naprawdę bardzo chętnie.

 

PZ: Co robisz z materiałem, który nie trafia na płytę?

 

WKK: Różnie bywa, ale ostatnio nawet przez przypadek usunąłem ślady pierwszej płyty z komputera brata, bo to bardzo dużo miejsca zajmowało, ta moja działalność na jego komputerze i powiedziałem: „a usuwaj, tam są zdjęcia byłych dziewczyn i nic więcej”. No i teraz będziemy grać na Offie (Off Festival – przyp. red.) całą pierwszą płytę i wiesz, chcieliśmy posłuchać śladów z tej płyty, ja mówię: „panowie, prawdopodobnie ślady tej płyty nie istnieją, musimy sobie poradzić bez nich”. Więc dużo rzeczy jest na jakichś zepsutych dyskach, pendrive’ach czy Bóg raczy, wie..Bóg…słaby jestem z religii.

 

PZ: „Raczy wiedzieć” pewnie, coś takiego.

 

WKK: Tak, „raczy wiedzieć”, dokładnie, przepraszam, teraz widzę, ze ktoś pisze za mnie te teksty (śmiech). Więc różnie to bywa. Kiedy byłem jeszcze młodszym niż teraz chłopakiem i grałem metal, i byłem pełen pewnej frustracji, że to nie jest moja codzienność, że nikt nie pokłada we mnie nadziei, że mogę robić to w życiu i tak dalej. Wtedy robiłem całe płyty, wiesz, jakieś płyty blackmetalowe albo inne klimaty i właściwie w momentach największej frustracji ja je usuwałem. To było dla mnie, najpiękniejsze przeżycie, że stwierdziłem, ze jestem chujowy, to muszę zrobić lepszego. Takie oczyszczenie się, to usunięcie tych plików i myślę, że tak trzeba na to patrzeć, bo inaczej to człowiek się mota po słabych pomysłach, nagrywa te same płyty po cztery razy. I ja gdzieś z boku obserwowałem takie projekty i pośrednio w nich uczestniczyłem, że płytę nagrywa się po trzy, cztery lata i coś dalej nie gra. Coraz lepsze studio, muzycy sesyjni…i dalej coś nie gra. A ja chyba się nauczyłem tego albo to sprawa jakichś leków, że wszystko przeze mnie przepływa. Czasem jest wena i czasem dzieje się coś fajnego i jestem w stanie, pomysły na trzy piosenki po prostu wyprodukować od tak i na zajawce działać dzień i noc, a czasami są miesiące, kiedy po prostu robię jakiś kicz, jakiś syf. I staram się nie cieszyć za bardzo, kiedy coś fajnie idzie i nie załamywać, jeśli mam jakiś gorszy moment twórczy. No i tyle, no. Mam nadzieję, że w tym swoim dążeniu, dojdę do tego, że będę mógł nagrywać, chillować, zaszyć się w lesie i po prostu żyć na swoich zasadach.

 

PZ: Ostatnio przeprowadzałem wywiad z liderem Evergrey…

 

WKK: Wow! Miałem mega zajawę na Evergrey, bardzo dużą. Nawet mam…nie wiem, czy mam ich płyty, ale zajawiony metalem, to Evergrey… człowieku, katowałem non-stop, nawet mam piórko gitarzysty Evergrey, bo byłem na dwóch koncertach, w Lochnessie w Krakowie i na drugim w klubie Studio…

 

PZ: Rozmawiałem z Tomem (Tom Englund – lider Evergrey – przy.red), opowiadał o swoim studio, które ma pod Goteborgiem z widokiem na morze i jak opowiadasz o tym, że chciałbyś mieć swoje studio, to widzę takie miejsce przed oczyma. No dobra, ostatnie pytanie: co poza muzyką ma wpływ na Twoją twórczość, np. książka, film?

 

WKK: Na pewno twórczość Gaspar’a Noé jest czymś, co wyryło mi dużą dziurę w sercu i w głowie, i pomóc jakoś zrozumieć, że sztuka może nawiązywać do najsilniejszych emocji. Natomiast ostatnio oglądałem sobie „Sukcesję”, świetny serial, polecam, myślę, ze taki brutalny w swojej istocie. Jestem w trakcie czytania „Kwantechizmu” Andrzeja Dragana. Mega ciekawa książka. Ja lubię rzeczy ludzi turbo-inteligentych. Andrzej Dragan tłumaczy zasady fizyki kwantowej odnosząc się do kur czy jazdy na rowerze, czy jakichś takich zagadnień, które są ultra-proste w zrozumieniu. I w kolejce mam autobiografię Tysona Fury’ego. Lubię czytać autobiografie czy wywiady rzeki. Czytałem, to bardzo dawno, ale bardzo miło wspominam lekturę…to było „ćpałem, chlałem i przetrwałem” Macieja Maleńczuka i to o tyle ciekawa pozycja, że to są historie z moich okolic, gdzieś ze Słomnik, jak tam gdzieś biegał po mak. Tak, by móc skonfrontować właśnie jego historie z moją codziennością, to na pewno spora dawka inspiracji. Ostatnio jeszcze czytałem, tylko nie chcę przekręcić tytułu, „Wielkie księstwo groteski” Szczepana Twardocha i to jest zbiór jego felietonów. Lubię zbiory felietonów, bo do pociągu na przykład czy gdzieś – to są szybkie formy, z których od razu coś wynika. No i lubię też myśl Szczepana Twardocha, jest wiesz, wyrazista. Jest to „jakieś”. Bo żyjemy chyba w takim świecie, gdzie wszyscy staramy się być nijacy, bo to się nam opyla, wiesz, na instagramie i tak dalej, nie mieć jakichkolwiek poglądów, jakiegokolwiek zdania. Dlatego warto czasem poczytać albo posłuchać kogoś, kto ma jakiekolwiek zdanie, kto jest takim drogowskazem. I to chyba tyle tak z ostatnich rzeczy.

 

PZ: No niestety, najczęściej pod tym kątem w przeszłość trzeba sięgać.

 

WKK: No dokładnie. Gazet nie czytam, telewizji nie oglądam. Z mamą teraz, jeżeli coś, to słuchamy radia. Dlatego zrezygnowaliśmy z przepływu informacji, bo jest to dla nas bardzo depresyjna sytuacja. Informacje mają na nas wpływ ogromny, a my na te informacje mamy wpływ niewielki. Możemy uświadamiać sąsiadów albo swoje otoczenie o sytuacji na świecie, ale wszyscy doskonale o niej wiedzą. No i co…właściwie wpływ mam taki, że mogę raz na jakiś czas wesprzeć finansowo jakąś organizację, fundację. Natomiast jedyna nasza reakcja na wojnę będzie taka, że jak trzeba będzie uciekać, to trzeba będzie uciekać. I tyle. Może ponuro zakończyłem, ale co…nie wiem, skasujmy ten temat. Skasujmy wojnę, skasujmy Putina i w ogóle wyślijmy tam…jeśli jest w Polsce jakiś John Rambo, pewnie na Youtubie jest jakiś gość, który ma ze sto sposobów na zabicie Putina, więc wypromujmy go, dajmy mu łapki w górę i subskrybujmy, a on z zrobi resztę.

 

PZ: myślę, że to będzie jakaś influencerka

 

WKK: O! (śmiech)

 

PZ: Dziękuję Waluś za wywiad.

 

WKK: Dziękuję!

 

 

Rozmawiał Pawel Zajączkowski

 


 

Kliknij i obserwuj nasz fanpage👉 bit.ly/Nasz-Facebook1

Kliknij i obserwuj nasz Instagram 👉  bit.ly/nasz-instagram1

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Ten post ma jeden komentarz

  1. Drożdżówka

    Świetny wywiad!

Dodaj komentarz