Viagra Boys to w Polsce nadal mało znany band. A to kapela, która pod wieloma względami zdecydowanie zasługuje na uwagę. Na początku roku ukazała się ich druga płyta „Welfare Jazz”.
Ten Szwedzki zespół już na początku swojej kariery ma status „kultowego”. Panowie się nie opierdalają i przekraczają granicę właściwie gdzie tylko się da. Ogromna w tym zasługa wytatuowanego wokalisty Sebastiana Murphy, który na koncertach zamienia się w pijanego, szalonego pseudo-macho kaznodzieję, wijącego się po scenie w rytm transowych kawałków swojego sześcioosobowego zespołu.
Jednak Viagra Boys to przede wszystkim kawał rewelacyjnej muzyki. Już ich debiut „Street Worms” konkretnie namieszał i przez wielu ekspertów był wymieniany jako jedna z najlepszych płyt 2018 roku. W mojej opinii na „Welfare Jazz” poszli jeszcze dalej i udoskonalili swój styl (o ile w ogóle o czymś takim można mówić).
Już otwierający płytę „Ain’t Nice”ukazuje nam zespół, który nie zamierza brać jeńców. To czysty post-punk napędzany elektronicznym basem i klawiszami. Murphy wydziera się niczym Johnny Rotten, a my czujemy się jakbyśmy faktycznie łyknęli viagrę. „Cold Play” i „Toad” to znowu dwa blusiory, a wokalista przechodzi w manierę starego bluesmana. Dużo na tej płycie jest również wstawek jazzujących, wszak tytuł płyty zobowiązuje. Zespół przybiera co rusz inną muzyczną maskę, jednak jest przy tym niesamowicie spójny. A to nie lada umiejętność skoro potrafi połączyć w jedną całość instrumentalny „6 shooter”, przebojowy synth-popowy „Creatures” czy death-disco banger „Girls & Boys”, z utworami w stylu Americana „To the country” i satyryczną przeróbką kawałka Johna Prine’a “In Spite of Ourselves” (zaśpiewanego przez wokalistę wspólnie z Amy Taylor z Amyl and the Sniffers).
I właśnie słowo satyra, to również bardzo ważny element twórczości Viagra Boys (jak ktoś ma taką nazwę, to w sumie nie ma się co dziwić). Ich teksty bywają wywrotowe, czasem kontrowersyjne ale i bardzo autoironiczne. Murphy rozlicza się ze swoimi słabościami, ale potrafi w sposób prześmiewczy uderzyć również w burżuazyjne interesy. Nie zapominajmy, że to post-punk, więc musi się dostać wyzyskiwaczom, nawet jeśli „gong” w twarz wymierzony jest z uśmiechem na ustach.
Podsumowując, ten krążek to bardzo dobre płytowe otwarcie 2021 roku. W maju w Warszawie panowie mają dać swój gig. Czy tak się stanie? Wątpliwe. Niemniej ja na pewno przy dźwiękach ich drugiej płyty będę czekał na kolejny przyjazd Szwedów do naszego kraju. Punk’s not dead!
Ocena (w skali od 1 do 10) 8 pigułek
Mariusz Jagiełło
Tracklist:
1. Ain’t Nice
2. Cold Play
3. Toad
4. This Old Dog
5. Into the Sun
6. Creatures
7. 6 Shooter
8. Best in Show II
9. Secret Canine Agent
10. I Feel Alive
11. Girls & Boys
12. To the Country
13. In Spite of Ourselves