IKS

Sylwia Zientek – „Polki na Montparnassie”, wyd. Agora, książka [Recenzja]

polki-na-montparnassie-sylwia-zientek-recenzja-ksiazka

Książka, którą chciałabym Wam dzisiaj polecić, to pozycja dla ludzi o tzw. mocniejszych nerwach. Zaczynam od ostrzeżenia w trosce o tych, którzy w obliczu nadciągających od Ciemnogrodu „cnót niewieścich” mają je już solidnie zszargane. I żebyście mnie dobrze zrozumieli… nie chodzi o ty, byście książkę omijali, lecz do jej lektury zasiedli z kieliszkiem winem wypełnionym. Po pierwsze, lekko Was ono uspokoi, a po drugie, jednak warto o kobietach i sztuce przy dobrym trunku pogawędzić.

 Już za sprawą pierwszych stron „Polek na Montparnassie” Sylwii Zientek przypominamy sobie o tych strasznych czasach, kiedy konwenanse, schematy, a przede wszystkim mężczyźni pozostawiali kobietom co najwyżej wybór koloru zasłon do salonu, czy też strawy na niedzielny obiad. Co ciekawe, jednym z takich delikwentów był również sam Jan Matejko twierdzący, że malarstwo nie leży w naturze kobiety.
 

Ci bardziej postępowi dochodzili znowuż do wniosku, że niewiasta powinna się zdecydować, czy chce być artystą (określenia artystki w ogóle nie dopuszczano, a we Francji do dzisiaj malarkę określa się jako femme-peintre, czyli kobietę malarza), czy kobietą.

 Byli jednak i tacy oświeceni, w najlepszym tego słowa znaczeniu, którzy przed płcią piękną otworzyli drzwi do nauki malarstwa, jak chociażby uznany malarz Radolphe Julian (i jego Académie Julian założona w 1868 roku. Muszę jednak dodać, że za naukę w tej szacownej instytucji kobiety musiały płacić dwa razy więcej niż ich koledzy), i umożliwili im przelanie na płótno drzemiących w nich obrazów. Szkoda tylko, że nie w ojczyźnie, a dopiero w odległym Paryżu Polki mogły spełniać swe marzenia. Tym sposobem wiele uznanych artystek wyemigrowało z kraju, który później domagał się przejęcia po nich spuścizny. Ma się ten tupet .
 

Przełom XIX i XX wieku – w Polsce kobiety nie mogą studiować na ASP, a do założenia rachunku bankowego i podjęcia zatrudnienia nadal potrzebna jest pisemna zgoda męża.

 Na szczęście do głosu dochodzą młode i odważne Polki, które poszukują sposobu na urzeczywistnienie swojej pasji do malowania, które chcą się uczyć i niekoniecznie łączyć to z obowiązkiem zakładania rodziny (Zofia Szeptycka, bardzo zdolna malarka i jednocześnie córka Aleksandra Fredry, niestety nie miała w sobie tyle siły, stąd decyzja o rezygnacji z kariery na rzecz zawarcia związku małżeńskiego). Zaczyna się historia takich nazwisk jak: Anna Bilińska-Bohdanowicz, Maria Dulębianka, Olga Boznańska, Alicja Halicka, Mela Muter, Aniela Pająkówna, Zofia Stankiewiczówna czy Irena Reno.
 

Ostatnią panią mamy szansę poznać właśnie dzięki Sylwii Ziętek, która dokopała się do dotychczas nieznanych materiałów przybliżających życie i twórczość Ireny.

 Dla miłośników malarstwa la belle époque to prawdziwa gratka, szczególnie że ówczesny Paryż był wtedy największym na świecie rynkiem sztuki, zdetronizowanym dopiero po pierwszej wojny światowej przez Nowy Jork. Znaną wszystkim urokliwą dzielnicę Montmarte, kolebkę bohemy artystycznej i twórców ówczesnej nowej sztuki, powoli zaczyna wypierać dzielnica Montparnasse zlokalizowana po drugiej stronie Sekwany. Powstanie tu Szkoła Paryska, i to tutaj właśnie m.in. Anna Bilińska rozpocznie swoją wielką karierę.
 

Już kiedyś pisałam Wam o tym, iż dotychczas między mną a historią malarstwa chemii nie było. Zmieniło się to w momencie, gdy poznałam tzw. ludzką twarz sztuki, czyli historie tych, którzy za płótnami stali.

 Te obrazy są niczym skrawki wyjęte z życiorysów – barwnych, niepowtarzalnych, momentami tragicznych, gdzie sukces ma posmak goryczki, a za chwilę szczęścia płaci się niebotyczną cenę. Żyły wg własnych zasad, na co Paryż im pozwalał, chcąc zatrzymać je jak najdłużej dla siebie. Jedno jest pewne, już dawno z takim wypiekami na twarzy nie śledziłam losów kobiet łokciami rozpychających się w jakże męskim świecie. Drżałam na myśl o tym, co stanie się z Anielą Pająkówną, którą wykorzystał i porzucił Stanisław Przybyszewski. Wyobrażałam sobie jej ból – samotnej kobiety z dzieckiem, napiętnowanej, a jednak na tyle silnej, by zbudować z córką piękną więź a przy tym nie zboczyć z zawodowej ścieżki. Przeżywałam burzliwe losy Meli Muter – istoty nieprzeciętnie urodziwej, której piękno była największą przeszkodą w osiągnięciu sukcesu na malarskich Salonach, a mimo to w latach 20. i 30. Triumfowała. Jak ulotna jest sława przekonała się boleśnie, umierając w skrajnej biedzie i zapomnieniu. Płakałam razem z Ireną Reno – malarką i matką, która straciła swoje ukochane dziecko, co zachwiało jej bezpruderyjnością, miłością do podróży i sensualnej części życia. Najmocniej kciuki trzymałam za Alicję Halicką – pierwszą kobietę kubistkę, o czym świat dowiedział się bardzo późno, bo ta zdecydowała ustąpić pierwszeństwa… Komu? Nie zdradzę 😉 Tradycyjnie odeślę Was do pasjonującej, porywającej wręcz książki Sylwii Zientek, która po wielu latach pracy porzuciła zawód prawniczki na rzecz pisania. To się nazywa pasja i odwaga! Brawo!

Ciekawostki:

 – Inspiracją dla słynnych polskich malarek mogła być warszawianka Elżbieta Baumann-Jerichau, która wyjechała do Rzymu na naukę rysunku, gdzie poznała swojego przyszłego męża. Urodziła ośmioro dzieci, pisała książki podróżnicze i została pierwszą profesorką w ASP w Kopenhadze.
 
– W 1908 roku partnerka życiowa Marii Konopnickiej, genialna malarka i rysowniczka, Maria Dulębianka, jako pierwsza kobieta we Lwowie próbowała wziąć udział w wyborach parlamentarnych.
 
– Budynek ASP im. Jana Matejki w Krakowie znajdujący się obecnie przy ulicy Piłsudskiego był kiedyś domem rodzinnym Olgi Boznańskiej.
 
– Rainer Maria Rilke, który przyjaźnił się z Melą Muter, i utrzymywał z nią kontakt listowny, nie odpowiedział jej na ostatni list z uwagi na to, że zranił się w palec kolcem róży. Rana nie chciała się goić i ostatecznie poeta dokonał żywota 29 grudnia 1926 roku. Bezpośrednią przyczyną jego zgonu było zakażenie, jakie wydało się za sprawą ukłucia kolcem róży. Warto jednak wspomnieć, że Rilke był już wtedy słabego zdrowia. Lekarze wykryli u niego białaczkę, o czym nigdy go nie poinformowali.
 
– Mela Muter, mimo iż w ostatnich latach swojego życia żyła w skrajnej nędzy, wyjątkowych swemu sercu gości pojawiających się w porze podwieczorku częstowała najbardziej wyrafinowanymi i najdroższymi czekoladkami, jakie w tamtych latach w Paryżu można było dostać. Trzymała je w szafie w szafirowym pudełku. Taki luksus w tak nędznym otoczeniu często wprawiał gości w zakłopotanie. Ale kto by tam próbował zrozumieć artystkę…
 
Ocena (w skali od 1 do 10) 9 pędzli malarskich
🖌🖌🖌🖌🖌🖌🖌🖌🖌
 

Anna Rok

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz