IKS

Sunnata – „Chasing Shadows” [Recenzja]

Na polskiej scenie metalowej jest kilka zespołów, które według mnie nie zyskały jeszcze rozpoznawalności na jaką zasługują. Należy do nich warszawska Sunnata. Muzyka, którą tworzy ten kwartet bardzo sprawnie wyślizguje się z uścisku konwencji, więc postanowiłem ochrzcić ją jako tantryczny doom metal. „Chasing Shadows” to piąty album w dorobku zespołu. Panowie sugerują, że jego zawartość to ich najbardziej złożone dzieło eksplorujące graniczne obszary muzycznego świata, w którym tworzą. Z nieskrywaną ekscytacją zamierzam dać się pochłonąć Nicości wytworzonej przez Sunnatę, na powierzchni trzeciej planety od Słońca.

Album rozpoczyna się utworem „Chimera”, który był jednym z singli promujących wydawnictwo. Wyjące gitary, mocno przesterowany bas, rytualna perkusja i zawodzący wokal – czyli patenty, z których Sunnata chętnie korzystała w przeszłości, zostają nieoczekiwanie przerwane serią blast beatów. Ta z kolei wprowadza słuchacza w partię, która przypomina mi doom metalową interpretację greckiej zorby. Wiem już, że muzycy na tym albumie, po raz kolejny rozszerzają swoje horyzonty. Opisywana w tekście Chimera symbolizuje dwoistość wszechstworzenia, co świetnie obrazuje twórczość Sunnaty. Jest ona pełna, pozornie przeciwstawnych sobie wpływów, jednocześnie będąc niezależnym i samowystarczalnym podmiotem.

 

zdj. Kamil Parzychowski

 

Panowie nie kryją swojego orbitowania wokół twórczości Alice in Chains, co wyraźnie słychać w numerze „Torn”. Za jego rdzeń uważam sprawne posługiwanie się harmonią wokali oraz nieleczone uzależnienie od reverbu. Na nowym krążku ponownie pojawiają instrumentalne interludia, z których muzycy zrezygnowali na albumie „Burning in Heaven, Melting on Earth”.

W utworze „Saviours Raft” zespół inspirował się dziewiętnastowiecznym obrazem „Tratwa Meduzy” autorstwa Theodora Gericault. Pomimo nazwy dźwięczącej mitologicznym brzękiem, obraz przedstawia tragiczne wydarzenie, mające miejsce zaledwie 200 lat temu. Polecam zapoznać się z jego historią, żeby jeszcze mocniej docenić reprodukcję obrazu, wykonaną przez Sunnatę przy pomocy dźwięków.

 

zdj. Kamil Parzychowski

 

Na albumie znalazało się miejsce dla najróżniejszych form muzycznych. Są ośmiominutowe epickie utwory, które wciągają słuchacza tak bardzo, że w mgnieniu oka  wyrywają mu ten czas z życia. Są też numery tak eklektyczne, jakby żyjące w nich różne gatunki muzyczne, próbowały się wzajemnie przekrzykiwać. Sunnata serwuje również, nietypowe dla siebie, rozwiązania jak dwuminutowe „Adrift ”, będące nawiązaniem do motywu kończącego „Saviours Raft”.

Pozycja na albumie, która najmocniej mnie pochłonęła to utwór „The Tide”. Iście mantryczny śpiew, stopniowo wzmacniany kolejnymi warstwami głosów i instrumentów, działa na mnie w sposób zbliżony do hipnozy. Słowa rzucają tutaj światło na nieuchronne przesypywanie się ziaren piasku w klepsydrze naszych żyć. Fragment „Anchor thrown, there is no bottom. Dwelling deep brings only sorrow” jest przestrogą przed tym, aby w rejsie, w który wypływamy w momencie narodzin, nieustannie szukać sprzyjających nam wiatrów, ponieważ zakotwiczone okręty mogą co najwyżej rdzewieć.

 

 

Tuż przed wielkim finałem pojawia się „The Sleeper”. Chylę czoła za tak dobrze grooviący motyw oparty na metrum 5/4. W zabawach łamaniem metrum dopatruję się inspiracji Toolem, ale Sunnata dokłada do tego swój własny szamański składnik (ayahuasca?). Album jest zwieńczony utworem, który brzmieniowo jest chyba najbardziej odległym miejscem, jakie zespół zdecydował się odwiedzić  podczas swojej muzycznej ekspedycji. „Like Cogs in a Wheel, We’re Trapped Between Waves of Distorted Time” to instrumentalna kompozycja brzmiąca jak transująca elektronika, wykonywana przez ludzi wyposażonych w gitary i perkusję.

 

„Chasing Shadows” to album, który przy odpowiednim zaangażowaniu, potrafi zabrać słuchacza w psychodeliczną podróż wgłąb siebie. Bez używania innych wspomagaczy, niż para dobrych słuchawek i wygodna kanapa. Sunnata jest na nim bezkompromisowa, zdeterminowana i wizjonerska. Panowie podjęli na tym krążku odważne i ryzykowne decyzje. Owocem tego jest materiał jednocześnie zachwycający i zadziwiający. Moje pobożne życzenie do wszystkich czytających jest takie, aby poświęcać takim zespołom jak Sunnata sto procent swojej uwagi, chociażby na czas trwania albumu. Widzę w nich nadzieję na to, aby muzyka ponownie stała się bóstwem dla mas, a nie tylko udogodnieniem, które bierzemy za pewnik.

 

Ocena 5/6

Kuba Przybyła (@thingskubadoes)

 

 


 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

👉 Twitter

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz