IKS

Michał Dziadosz (Strange Pop) [Rozmowa]

Po dwóch płytach utrzymanych w klimacie rocka progresywnego, Strange Pop powraca z nowym materiałem – znacznie szerszym stylistycznie. Płyta „Urban Legends”, której oficjalnym patronem medialnym jest SztukMix, to refleksyjna podróż, podczas której słuchacz spogląda wstecz razem z bohaterem tej opowieści przy anturażu muzyki zahaczającej o downtempo, alt pop i art rock. O zmianach w podejściu i o esencji płyty opowiedział mi jej autor – Michał Dziadosz.

 

MM: Mówisz, że „Urban Legends” to nie tylko list do samego siebie z przeszłości, ale również hołd dla czasów, kiedy wiodłeś dynamiczny tryb życia wśród neonów, hałasu, energii i ulicznego zgiełku. Mam jednak wrażenie, że ta płyta jest raczej spacerem poboczem.

 

MD: Mógłbyś rozwinąć pojęcie ‘spaceru poboczem’?

 

zdj. materiały promocyjne

 

MM: To jest muzyka spacerowa między miastem, a przedmieściem. Snująca się wokół mniejszych i większych refleksji, nieanektująca słuchacza maksymalnie – raczej relaksująca.

 

MD: Ależ oczywiście, że tak. Najsilniejsze gatunki żyją w ekotonie. I tam dzieją się najciekawsze rzeczy.

 

MM: Skąd zatem osadzenie jej pomiędzy jedną przestrzenią, a drugą?

 

MD: Z wrodzonej tendencji do nienarzucania się. Oczywiście jestem wrogiem transmitowania na odbiorcę odpowiedzialności za interpretację dzieła. Natomiast niekoniecznie już uważam, by musiało być ono (sensu largo) akcentowane grubą czcionką. Dlatego też ów brak komiksowej dosłowności jest punktem wyjścia do właściwego odbioru „Urban Legends”.

 

MM: A skąd potrzeba wysyłania takiego dźwiękowo obudowanego listu do samego siebie? To jakaś forma rozliczenia?

 

MD: Częściowo tak. Tego typu zabiegi działają na mnie autoterapeutycznie i wzmacniająco. Z trzeciej strony – to czytelny i uniwersalny kod porozumiewania się nie tylko z samym sobą, ale i słuchaczem. Wszak nasze historie są czasem do siebie dość podobne.

 

zdj. materiały promocyjne

 

MM: Owszem, bywają. Jakie miałeś podejście do tej płyty w warstwie muzycznej?

 

MD: To już trzecia płyta Strange Pop. Podobnie jak na poprzednich podstawowym założeniem było stworzenie muzyki jak najbardziej naturalnej. Unikałem więc (jak zawsze) nowoczesnych rozwiązań, które z jednej strony udoskonalają wszystko do granic możliwości, a z drugiej odbierają dźwiękom prawdę. Pod tym względem nie zmieniło się nic od pierwszych dwóch albumów. Jednak pod względem gatunkowym postanowiłem pójść dalej. O ile na początku tworzyłem dość klasyczny art rock, o tyle teraz postanowiłem potraktować go jedynie jako punkt wyjścia i wyeksplorować areały, które od dawna czułem i kochałem jako słuchacz, ale nie miałem wystarczającej odwagi, by sięgnąć do nich jako twórca. Mam na myśli szeroko pojętą muzykę czarną, która opiera się bardziej na czuciu, niż liczeniu i więcej jest w niej ‘swingu’.

 

MM: Moim zdaniem nie ma tu grama czarnej muzyki. Jest za to downtempo, destylat twórczości Air i Zero7, a nawet trochę Talk Talk.

 

MD: A zatem wyszła płyta mieniąca się różnymi skojarzeniami i odcieniami – w zależności od przygotowania słuchacza i niezależnie od intencji twórcy. Uwielbiam Talk Talk, Air i Zero 7. Cieszy mnie to, że znalazłeś w tej muzyce pewien kod, który rozszyfrowałeś właśnie w ten sposób. Większość sygnałów jakie dostaję ze strony świata, oscyluje dookoła moich założeń. Ale wszystkie dobre skojarzenia są mile widziane.

 

MM: Co jest apogeum tej narracji? Bo moim zdaniem paradoksalnie pozbawiony tekstu „Nocturnal Lifestyle”.

 

MD: Doskonale odczytany trop, choć muszę dodać, że prowadzi do niego wątek napoczęty w utworze otwierającym płytę „All My Nights”.

 

 

MM: Na płycie wspierają Cię tylko dwaj muzycy. Rozumiem, że celowo ograniczyłeś tym razem udział gości?

 

MD: Sprawa jest o wiele prostsza, niż może się wydawać. Najtrudniej było się rozkręcić, bo…początki zawsze są trudne. Jako muzyk z trzydziestoletnim doświadczeniem, miałem przerobione już w głowie niemal wszystkie scenariusze. Uznałem zatem, że nie będę zaczynał z wysokiego ‘c’, bo może się to nie udać. Stąd pierwsze płyty Strange Pop skomponowane, zagrane i zaśpiewane były dość spokojnie, żeby nie powiedzieć asekurancko. Tam skupiłem się na gatunku, który znam na wylot, czyli art rocku.  Oczywiście nie uważam, by był to art rock schematyczny i skrajnie powtarzalny, ale to moja perspektywa jako kompozytora i aranżera. Słuchacz nie ma obowiązku odróżniania każdego niuansu i słyszenia wszystkiego. Podobnie było z zapraszanymi na płytę gośćmi. Od dawna należę do tego środowiska, znamy się, więc gdzieżbym miał uderzyć z prośbą o wsparcie, jak nie właśnie do moich przyjaciół z kręgu polskiego rocka progresywnego? Ale tak było tylko na początku. Z czasem zacząłem nabierać odwagi, ale również chęci wymiksowania się z pewnych schematów i pójścia w kierunku nieco innej muzyki. Nie oznacza to oczywiście, że odwracam się od środowiska plecami, ale tak jak zawsze wolałem chodzić własną drogą, tak jest też tym razem.

 

MM: Nie bez znaczenia jest też fakt, że pozbawiłeś ten materiał masteringu. To od początku był celowy zabieg?

 

MD: Wbrew pozorom to techniczne pytanie ma ogromny związek z poprzednim, które miało zupełnie inną naturę. Tak, wszystko było zamierzone od samego początku. Już przy edycji dwóch pierwszych materiałów miksy dopracowane były do tego stopnia, że masteringi nie były niezbędne, ale nie ufałem sobie wówczas jeszcze na tyle, by zdecydować się na taki krok. Tym razem jednak byłem już całkowicie pewien, że dalsza ingerencja w bardzo staranny, koronkowy wręcz miks może tylko go popsuć, a na pewno niewiele da. Dlatego też „Urban Legends” nie została poddana masteringowi.

 

MM: Będziesz koncertował z tym materiałem?

 

MD: Nie mam takich planów. Jestem perfekcjonistą (choć staram się zaklinać rzeczywistość, że niby nie), więc dopóki nie stworzę sobie odpowiednich warunków, by dać ludziom coś, co będzie w nich rezonować bardzo długo, a do tego pod każdym względem będzie spięte idealnie – koncertowanie nie będzie możliwe. Po prostu musiałbym się zreplikować albo znaleźć muzyków, którym chciałoby się zrozumieć moją ideę. Wolę skupiać się na działalności studyjno-fonograficznej, bo nad nią mam pełną kontrolę. Koncerty to zupełnie inna bajka i dodatkowy bezpłatny etat.

 

Rozmawiał Maciej Majewski

 


ZAPISZ SIĘ DO  NASZEGO NEWSLETTERA WYSYŁAJĄC MAIL NA:  sztukmixnewsletter@gmail.com

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

👉 Twitter

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz