IKS

„Spider-Man: No Way Home”, reż. Jon Watts, film [Recenzja]

spider-man-no-way-home-recenzja

Trylogie rządzą się swoimi prawami – według najczęściej powtarzanych teorii część pierwsza zazwyczaj jest najlepsza (bo przedstawia nową historię, wprowadza w świat bohaterów, intryguje nowością), dwójka jest średniakiem, takim buforem bezpieczeństwa, sympatyczną zapchajdziurą do przedłużenia tematu i podprowadzenia fabuły do wielkiego finału, a trójka już rozczarowuje, bo po nagromadzeniu takiego „hype’u” przez dwa filmy ciężko jest zrobić naprawdę wielki i zadowalający wszystkich finisz.

„Spider-Man: No Way Home” nie stosuje się do tych standardów z różnych powodów (jest to trylogia wpasowana w większą wizję Marvel Cinematic Universe), ale i tak wybija się na tle swoich dwóch poprzedników tak ogromem realizacji, nazwiskami, które biorą udział w trzecim rozdziale przygód, jak i naprawdę sprawnym rozwiązaniem wielu wątków. Choć, oczywiście, nie bez zgrzytów.
 

Ciężko jest pisać o tak rozbudowanym filmie, żeby nie zdradzić zbyt łatwo wielu niesamowicie ciekawych, a czasem też i zaskakujących sytuacji, rozwiązań i szczegółów.

Postarajmy się jednak nakreślić ogólny obraz sytuacji, od której wszystko się zaczyna. Po wydarzeniach ze „Spider-Man: Far From Home” Peter Parker zostaje ujawniony światu jako Spider-Man. Jego przyjaciele i rodzina natychmiast znajdują się pod ostrym ogniem krytyki i podejrzeń (związanych z ich działalnością i wspomaganiem Spider-Mana w działalności superbohaterskiej, jak i w „morderstwie” Quentina Becka vel Mysterio). Ale nawet po oczyszczeniu z zarzutów odium nie schodzi z naszej małej grupki „znajomych Spider-Mana”, gdyż prawie całe społeczeństwo przynajmniej Nowego Jorku podzieliło się równo na połowę między jego zwolennikami a przeciwnikami. Gdzie Ci drudzy nadal obwiniają Petera za śmierć Mysterio i uważają go za kryminalistę.
 

Gdy ta nieproszona sława staje się problemem dla przyszłości nie tylko Petera, ale również jego przyjaciół – młody bohater rusza po pomoc do Doktora Strange’a, aby ten pomógł mu zaklęciem usunąć wiedzę o tym, że jest Spider-Manem z pamięci wszystkich mieszkańców planety.

Niestety, gdy zaczyna się wtrącać w trakcie rzucania tegoż zaklęcia, odpala ono przedwcześnie i, choć ostatecznie czarodziejowi udaje się je opanować, okazuje się, że zdążyło ono przywołać do ich świata wrogów Spider-Mana z innych rzeczywistości. I teraz nasz młody bohater (otrzymujący pomoc tak od Strange’a jak i od swoich przyjaciół) musi złapać złoczyńców biegających po mieście, aby można ich było odesłać do ich własnych rzeczywistości i finalnie rzucić wstrzymane tymczasowo zaklęcie niepamięci.
 

Od początku jest wiele pytań i wątpliwości dotyczących zawiązania fabuły (Czy faktycznie jedynym sposobem było rzucenie takiego czaru? Dlaczego był on tak źle przygotowany?), jak i do niektórych późniejszych zabiegów fabularnych.

I niestety najgorszym elementem całego filmu jest Dr. Strange, który (poza jedną naprawdę fantastyczną sceną walki) jest tłem samego siebie z poprzednich filmów Marvela. Podejmuje dziwne decyzje, popełnia błędy, nie umie odpowiednio przekonać nikogo do niczego, brakuje mu najprostszych argumentów w dyskusjach… Jest zrozumiałe dlaczego tak to zostało zrobione (zaczątek fabuły, jak również odpowiedzialność za wydarzenia w kolejnym filmie z jego przygodami), ale pozostaje niesmak, że nasz magiczny doktorek został potraktowany nie fair.
 

Żeby nie było – mimo pewnych wątpliwości co do motywacji niektórych tak bohaterów, jak i złoczyńców, film jest naprawdę świetny.

Zawdzięcza to głównie wizji i jej skali w kontekście nie tylko tego filmu i jego całej trylogii, ale również i pozostałych pięciu filmów o przygodach Człowieka-Pająka (trylogii Raimi’ego oraz dylogii Webb’a). Po trochę powolnym i spokojnym początku – akty drugi i trzeci są przepełnione akcją, emocjami i niesamowitymi rolami aktorskimi. Zarówno Alfred Molina jako dr. Otto Octavius/Dr. Octopus, jak i przede wszystkim WIllem Dafoe jako Norman Osborne/Green Goblin są genialni. Nie dość, że wszystkie walki z nimi są ciekawe, energiczne i świetnie nakręcone, to postaci jako takie również są zagrane niesamowicie przez obu aktorów – wszystkie ich reakcje, teksty, zmiany nastrojów i charakteru w trakcie filmu zasługują na oklaski. Jamie Foxx jako Electro ma trochę więcej pola do popisu niż to miało miejsce w „Amazing Spider-Man 2”, ale to nie jest w żadnej mierze jeden z głównych antagonistów filmu, podobnie jak bardzo po macoszemu potraktowani Lizard (Rhys Ifans) oraz Sandman (Thomas Hayden Church). Ta trójka stanowi tło, dodatki do o wiele ciekawszej historii tak Petera, jak i dwójki pozostałych złoczyńców.
 

Żeby nie było wątpliwości – Tom Holland daje tu naprawdę niezły popis swoich umiejętności aktorskich.

Jest przekonujący w swoich decyzjach, rozterkach, udrękach, rozczarowaniach i smutku… Bo ta odsłona przygód Petera Parkera nie jest już tak wesoła i zabawna, jak poprzednie. Nadal jest z czego się pośmiać, do czego uśmiechnąć, ale tonacja filmu jest o wiele poważniejsza, jest sporo scen, przy których można uronić łzę. Jest w najnowszej części przygód Spider-mana dużo zaskoczeń i ciekawych interakcji; zwłaszcza w trzecim akcie jest dużo interesujących interakcji, bardzo sprawnie poprowadzonych konwersacji oraz nawiązań zarówno do innych produkcji Marvela (także tych telewizyjnych), innych filmów z uniwersum Spider-Mana, jak również do komiksów i rzeczy, których Marvel do tej pory unikał w swoich ekranizacjach przygód Człowieka-Pająka.

„Spider-Man: No Way Home” jest największą produkcją Marvela o przyjacielskim Spider-Manie z sąsiedztwa, tak pod względem wizji, jak i fabuły, która zatacza bardzo szerokie kręgi tak po dziełach powiązanych z MCU, jak i (dotychczas) spoza niego.

Ma parę wad, skupiających się głównie na postaci Dr. Strange’a i magicznym aspekcie całego filmu i są to rzeczy, które na pewno obniżają ocenę tego filmu. Ale świetne aktorstwo, kilka genialnych scen i konwersacji, zaskoczeń i rozwiązań nie pozwalają o nim zapomnieć na długi czas po wyświetleniu napisów końcowych. I teraz tylko usiąść i czekać czy, i co, dalej wymyślą marvelowscy scenarzyści i spece od niesamowitych historii.Trzymam kciuki.
 
Ocena (w skali od 1 do 10) 9 pajęczynek
🕸🕸🕸🕸🕸🕸🕸🕸🕸
 
 

Michał „Azirafal” Młynarski

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz