IKS

Soup – „Visions” [Recenzja]

soup-visions-recenzja

Wsród wielu zapowiedzianych na 2021 rok płyt było kilka, na które czekałem szczególnie. Nowe wydawnictwo Soup było wydane napóźniej z nich. Oczekiwania co do jakości nowej muzyki miałem spore, bo „Remedies” z 2017 zwróciło moją uwagę na ten zespół i natychmiast skradło mi serce. Wkrótce po tym dyskografia Norwegów pochłonęła mnie bez reszty. Uwielbiłem ich za gigantyczny ładunek emocji przemycany w rozdzierającej serce melancholii, kojący głos Erlenda Vikena, magiczną przestrzeń, ale i charakterytyczny, postrockowy ogień w tworzonej przez nich muzyce. To wszystko sprawiło, że „Visions” stało się jedną z najbardziej oczekiwanych przeze mnie premier. Czy teraz, kilka długich tygodni po premierze odczuwam spodzewaną satysfakcję?

 
Długo przymierzałem się do tej recenzji. Długo porządkowałem sobie w głowie ten album. Bo prawdę mówiąc nie wywołał we mnie zachwytu. Przy pierwszych odsłuchach wydał mi się nijaki, zabrakło mi tych jedynych w swoim rodzaju momentów, które każą po wybiciu ostatniej sekundy albumu natychmiast odpalić go od początku. Potrzebował jednak trochę uwagi. Jak odbieram go po czasie? Norwegowie kontunuują przyjętą na „Remedies” formę długich kompozycji, rozbudowanych muzycznie, płynacych struktur.
 
Album rozpoczyna się przesyconym floydowskim vibem, pietnastominutowym „Burning Bridges”, moim ulubionym utworem na płycie. Otwiera się utkanym łkającą gitarą intro. Sprawia wrażenie, jakby kompozycja podzielona była na rozdziały, każdy niosący odmienną dynamikę, tworzące jednak kompletną, przejmującą całość. Głos Vikena ukazuje się tu nam, raz w swojej tradycyjnej, nieco folkowej odsłonie, znanej dobrze chociażby z „The Beauty of Our Youth”, a raz w nowej, psychodzelicznej i rozdzierającej. Nastroje podbija fantastyczna instrumentalizacja. Raz nienachalna gitara, a raz przenoszące w odległy, opustoszały wymiar klawisze, krążące w obrębie brzmienia „Wish You Were Here” Floydów. Utwór zamyka postrockowe, dynamiczne i niepokojące wręcz outro z prowadzącym fletem na czele. Kontrastujące z „Burning Bridges” kojące, intymne „Crystalline”, estetycznie balansujące gdzieś w tych nostalgicznych, piosenkowych klimatach wspomnianego „The Beauty of Our Youth”. W drugiej połowe nabiera, dzięki podniośle brzmiacym smyczkom, epickiego wręcz wymiaru i gna ku końcowi.
 

Pierwsza część „Skins” to krótka, instrumentalna podróż płynąca w kierunku wyciszającego Kingdom of Color z chwytającym za serce, kolejnym zresztą, instrumentalnym, wytkanym smyczkami outro z falsetowymi wokalami z zauważalnym wpływem Sigur Ros. „Skins pt 2-3” to kontynuacja tej opowieści. Wyważony wokal i gitary ponownie przejmują prowadzącą rolę, by w końcu ustąpić prowadzącej ku końcowi płyty solówce.

W zasadzie album brzmi trochę jak wspomniane już dwukrotnie wydawnictwo zespołu z 2013 roku, ale na psychodelicznych sterydach i z rozbudowanymi, jazgoczącymi pejzażami. Mamy tu połączenie dobrze znanej konwencji i dramatycznych jak nigdy dotad intrumentalizacji. „Visions” odbieram jako album wymagający. Nawet na tle poprzednich dokonań Norwegów. Cieżko tu znaleźć słaby punkt, ale nie jestem nim też tak zachwycony, jak miało to miejsce w przypadku jego, przynajmniej dwóch, młodszych o cztery i osiem lat poprzedników. Być może nie czuję tutaj tego trudnego do opisania, miażdżącego emocjonalnie pierwiastka, w tak potężnych ilościach jak, chociażby w „Clandestine Eyes” czy „Sleepers”. Momentami wydaje się też zbyt rozciągnięty.

Niemniej, otwierające „Burning Bridges” zapisze się jako jeden z moich ulubionych utworów Soup. Gdybym miał wybrać jeden rozdział albumu, który najtrafniej uogólnia nowy kierunek zespołu, to wybrałbym właśnie ten.

„Visions” to kolejna obowiązkowa pozycja dla każdego fana grupy będącej dla mnie jednym z najlepszych dowodów na to, że Norwegia to istna wylęgarnia fantastycznej muzyki. Album, jak większość w dorobku z muzyków to gwarancja zaciskających gardło dźwięków przenoszących czasami nad wzburzone, północne morze, innym razem zaś do małej chatki na zboczu fiordu podczas letniego, spokojnego zachodu słońca.
 
Ocena (w skali od 1 do 10) 7 gwieździstych pejzaży
🌌 🌌 🌌 🌌 🌌 🌌 🌌 
 

Damian Wilk

 
Tracklista:
 
1. Burning Bridges 15:02
2. Crystalline 7:02
3. Skins Pt. 1 1:19
4. Kingdom Of Color 9:11
5. Skins Pt. 2-3 7:18
6. Orbit Pt. 1 1:00
7. Gatekeeper 4:05
8. Orbit Pt. 2-3 11:02
IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz