IKS

Sorry Boys – „Moje serce w Warszawie” [Recenzja]

1 sierpnia 1944 roku to niezwykle istotna data w historii Polski. Tego dnia wybuchło bowiem Powstanie Warszawskie. W tym roku mija więc 79 lat od rozpoczęcia wystąpienia zbrojnego przeciw wojskom niemieckim okupującym stolicę naszego kraju. Z tej okazji Muzeum Powstania Warszawskiego zaprosiło do współpracy formację Sorry Boys. Końcowy efekt – w postaci albumu „Moje serce w Warszawie” – ujrzał światło dzienne jeszcze w lipcu. Wokalistka Bela Komoszyńska przyznała, że wydawnictwo powstało z miłości do Warszawy. 

W listopadzie ubiegłego roku stołeczna grupa zaprezentowała słuchaczom dość udany album „Renesans”, który zresztą na łamach „SztukMixa” miałem przyjemność recenzować. Nie przypuszczałbym wówczas, że na kolejne studyjne wydawnictwo od Sorry Boys będzie trzeba czekać tylko niecałe osiem miesięcy. Okazja jednak nadarzyła się sama. I to nie byle jaka. – Ta płyta rosła w nas od kilku lat. Warszawa jest dla mnie wielką inspiracją, piszę o niej piosenki na niemal każdą płytę Sorry Boys. Codziennie rano, kiedy przez okna naszego domu patrzę na horyzont Warszawy, witam się z miastem, którego mogło nie być. A ona odżyła, dzięki miłości – podkreślała, przed wydaniem „Mojego serca w Warszawie”, wokalistka zespołu. Dobrze więc się stało, że muzycy podjęli się tego wyzwania. Uważam zresztą, że grupa na otrzymanie takiej propozycji w pełni zasłużyła. Czym innym jednak jest sobie zasłużyć, a czym innym udźwignąć ogromną presję związaną z takim muzycznym przedsięwzięciem. Na szczęście, zespół Sorry Boys poradził sobie z tym zadaniem.

 

Pamiętacie może, jak dwa lata temu Tomasz Organek wraz ze swoją ekipą wydał krążek „Ocali nas miłość”? Pisałem wówczas dla „SM”, że grupa podeszła do tematu Powstania Warszawskiego w inny sposób. Zamiast przesadnej martyrologii, otrzymaliśmy album – w sumie – optymistyczny, który wlewał w serce nadzieję. I tym tropem na „Moim sercu…” podążyła również formacja Sorry Boys. Tematyka jest poważna (i ważna!), ale została podana w przystępny sposób. Człowiek, po przesłuchaniu albumu, nie będzie zdołowany i przygnieciony tym wszystkim. Choć oczywiście są to kompozycje, które muzycznie i tekstowo poruszają.

 

 

Na „Moim sercu w Warszawie” znajdziemy osiem autorskich kompozycji (dziewiąta to kower Czesława Niemena), do których – oprócz Beli Komoszyńskiej – teksty napisali Miuosh, Zuzanna Ginczanka i Pablo Neruda. Warto zatrzymać się chwilę przy ostatniej z wymienionych postaci. W końcu mamy do czynienia z nieżyjącą już poetą i noblistą pochodzącym z Chile, który po wojnie lubił odwiedzać Warszawę (stolicy poświęcił wiersz „Wróciła Syrena”). On więc odpowiada za „Miasto Warszawę”, w którym to utworze zaśpiewał także Dawid Tyszkowski. Zresztą to niejedyny gość na najnowszej płycie Sorry Boys. W mocno optymistycznym i zanurzonym w latach osiemdziesiątych „Dzień dobry” słyszymy Roberta Gawlińskiego z Wilków. To będzie kolejny hit grupy – refren swoją nośnością zaraża natychmiast. Na koncertach też się sprawdzi, zresztą miałem okazję usłyszeć go pod koniec lipca na łódzkim festiwalu zorganizowanym z okazji urodzin miasta. „Świątynię” swoim głosem ubogaca z kolei Natalia Szroeder, a zespół zaprosił jeszcze Jana Biedziaka (Noże), który udziela się w akustycznym „Robinsonie”.

 

Tytułowa kompozycja to z kolei mocne otwarcie całości. Nad numerem unosi się tajemniczość, czuć niepokój. Bela, niczym w transie, wyśpiewuje frazę „Moje serce w Warszawie”. Dla mnie – arcydzieło i jedna z najlepszych rzeczy w dorobku Sorry Boys. „X” urzeka swoją delikatnością i ascetycznością, w „Nocach” mamy filmową aranżacją i pięknie „łkającą” gitarę, a wspomniana już „Świątynia” rozpoczyna się mocnymi bębnami, a później całość wyłącznie narasta (w drugiej części robi się przez moment naprawdę gitarowo).

 

Nie da się ukryć, że najbardziej wyjątkowym fragmentem tej wyjątkowej płyty jest utwór „Jan”. Za jego tekst posłużyła treść autentycznego listu Powstańca Jana Kluczewskiego (pseudonim „Krawczyk”), który był dziadkiem Piotra Blaka, muzyka zespołu. Zginął on we wrześniu 1944 roku w trakcie bombardowania kamienicy przy ul. Moniuszki razem z kuzynami swojej żony, Jackiem i Witkiem Gosławskimi. Natomiast zarówno na początku, jak i na końcu kompozycji można usłyszeć słowa właśnie Danki, która opowiada o mężu. Nagrała je kilka lat przed swoją śmiercią. Muzycznie to majstersztyk. Nie musi się dużo dziać, żeby pojawił się pierwiastek magiczny.

 

Album zamyka mocno unowocześniona wersja „Snu o Warszawie” Niemena, czyli utworu-pomniku, który – nie tylko dla warszawiaków – jest bardzo ważny. Z pewnością nie każdemu się ona spodoba, ale uważam, że kowerowanie bardzo znanych kompozycji w sposób 1:1 mija się z celem. Więc ja na pewno nie będę ganił muzyków Sorry Boys, że postanowili trochę pokombinować.

 

Być może w tym momencie komuś się narażę, ale w przeszłości termin „album powstańczy” nie wywoływał u mnie wyłącznie pozytywnych skojarzeń. W ostatnich latach to się jednak zmieniło. Zespół Ørganek udowodnił, że da się podejść do tego niełatwego tematu inaczej, bez uciekania w nadmierny patos, który – na dłuższą metę – męczy. Cieszy mnie więc, że ta sama sztuka udała się w tym roku Sorry Boys. „Moje serce w Warszawie” to przepiękny album, który przy każdym kolejnym odsłuchu chwyta za serce. Tak samo mocno. I nie chce za żadne skarby puścić. Czy potrzeba w tym momencie dodawać coś jeszcze?

Ocena [w skali szkolnej 1-6]: 5 rosnących serc

💗💗💗💗💗

 

Szymon Bijak

 

Lista utworów:

1. Moje serce w Warszawie

2. Dzień dobry

3. Robinson

4. X

5. Miasto Warszawa

6. Noce

7. Jan

8. Świątynia

9. Sen o Warszawie

 


 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

👉 Twitter

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz