IKS

Sivert Høyem – „On An Island” [Recenzja] dystr. Warner Music Polska

sivert-hoyem-on-an-island-recenzja

Czasami mają miejsce okoliczności, które wpływają na to, że powstają albumy wręcz magiczne. Otulone płaszczem tajemnicy i geniuszu. Takim właśnie jest „On An Island” Siverta Høyema. Ten norweski muzyk, najbardziej znany jako wokalista rockowego zespołu Madrugada, zaszył się z towarzyszącymi mu muzykami w malutkiej miejscowości Nyksund, na południu Norwegii i stworzył dzieło, które książkowo definiuje czym powinna objawiać się w muzyce nostalgia, melancholia i klimat.

Nyksund to miejsce nietuzinkowe. Ta przybrzeżna wioska rybacka, w północnej części wyspy Langøya w archipelagu Vesterålen, cieszy się w Norwegii statusem miejsca kultowego. Dawniej był to tętniący życiem port rybacki, jednak w latach sześćdziesiątych XX wieku stopniowo wyludniał się, aby na jakiś czas stać się tzw „miastem duchów”. Współcześnie zaludnia go coraz więcej mieszkańców, trudno jednak mówić o nim w kategoriach metropolii. Sivert Høyem dość dobrze znał to miejsce. Dorastał niecałą godzinę jazdy samochodem od tej mieściny i w młodości zdarzało mu się chłonąć jej klimat. Po latach uznał, iż będzie to doskonała lokalizacja aby nagrać swój nowy solowy album. We wrześniu 2021 roku wraz  Christerem Knutsenem i Børgem Fjordheiem zaszył się w Zoar (starym domu parafialnym) i rozpoczął pracę nad utworami.

 

zdj. Andreas Hornoff
zdj. Andreas Hornoff

 

Dlaczego tak podkreślam miejsce w którym odbyły się nagrania? Ma kolosalne znaczenie jeśli chodzi o całą strukturę płyty. Utwory na niej zawarte oddają w pełni klimat jaki panował wtedy na wyspie (zimne deszcze, wiatry oraz migoczące pierwsze zorze polarne). Słychać w tych piosenkach chłód, surowość – ale i pierwotne piękno.

Już pierwszy, tytułowy utwór buduje odpowiedni klimat. Pojedyncze gitarowe akordy i ten przepiękny baryton Høyema zapraszają nas do krainy wyższych muzycznych doznań. Wokalista momentami przeciąga słowa niczym kaznodzieja w czasie mszy, wprowadzając pewien mistyczny nastrój. Kolejny „Two Green Feathers” to jeden z najmocniejszych punktów tego albumu. Piękna sensualna i romantyczna pieśń, której liryczną inspiracją jest dzieło „Pan” Knuta Hamsuna. Høyem ma według mnie jeden z najpiękniejszych współczesnych męskich głosów, który używa w sposób wręcz operowy. Słychać jednak w jego twórczości również inspiracje innymi bardami. „When Your True Love Is Gone” to piękny walczyk w duchu pieśni Leonarda Cohena, a najbardziej mroczny na płycie „In The Beginning” to hołd dla klimatów preferowanych przez Chrisa Issaka. Melancholia litrami wylewa się z tego utworu.

 

zdj. Andreas Hornoff

 

Warto wspomnieć, że wszystkie utwory zostały nagrane w jednym pomieszczeniu na tzw. „setkę”, bez jakiejkolwiek obróbki cyfrowej. Dominującym instrumentem jest gitara barytonowa, ale pojawiają się również tak nietypowe instrumenty jak zabytkowa elektryczna klawiatura zwana Phillicordią.

Wprawne ucho wychwyci też zupełnie przypadkowe odgłosy jak np. skrzypienie desek. Wszystkie te zabiegi powodują, że mamy do czynienia z dość surowymi i złowieszczymi dźwiękami, które rewelacyjnie zmiksował Tchad Blake w swoim domowym studiu w Walii. Całość to miks folku spod znaku Cohena, szczypta country, bluesa i melancholijne wokale ze szkoły Roya Orbisona, Scotta Walkera i wspomnianego wcześniej Chrisa Issaka.

 

Może się wydawać, że ta płyta jest nudna, ale absolutnie tak nie jest. Nawet prawie ośmiominutowy, monumentalny i najlepszy na płycie „The Rust”, nie posiada według mnie zbędnego dźwięku. Zapętlony motyw przypominający trochę „Teardrop” Massive Attack oraz głos Siverta Høyema przepięknie budują tę ponurą opowieść o miłości i rdzewiejących wrakach samochodów, a kiedy w tle wchodzą chóry to… klękajcie narody!

 

zdj. Andreas Hornoff

 

Absolutnie doskonały jest również „Now You See Me/Now You Don’t” w którym Høyem jest zadziorny niczym Nick Cave. To znowu najbardziej żywiołowy utwór na „On An Island”, w którym wokalista nawet przez chwilę krzykiem zdziera swoje gardło. Jednak nie spodziewajcie się jakiegoś sludge’u. Całość kończy „Not Enough Light”, który mógłby spokojnie znaleźć się na płycie Madrugady, gdyby nie… zaskakujące w pewnym momencie folkowe skrzypce niczym z filmów o pierwszych osadnikach zasiedlających Amerykę.

 

 „On An Island” jest płytą ukazującą Siverta Høyema jako artystę w pełni dojrzałego i świadomego. Mam również wrażenie, że mocnego kopa twórczego dała mu świetnie przyjęta płyta Madrugady „Chimes At Midnight”. To być może również najlepszy solowy album wokalisty, chociaż zapewne wielu nadal uzna za taki „Long Slow Distance”. Ja jestem po raz kolejny wręcz oczarowany przepięknym głosem wokalisty, ale i muzycznym klimatem, który tym razem zbudował w miejscu gdzieś na końcu świata. I nie boję się również napisać, że ten album może być mocnym kandydatem do czołówki najlepszych tegorocznych płyt. Artysta wystąpi 24 sierpnia na INO-ROCK FESTIVAL 2024. Zapowiada się magiczny koncert!

 

Ocena: 5,5/6

Mariusz Jagiełło

Lista utworów: On An Island; Two Green Feathers; When Your True Love Is Gone; In The Beginning; Aim For The Heart; The Rust; Keepsake; Now You See Me / Now You Don’t; Not Enough Light

 


ZAPISZ SIĘ DO  NASZEGO NEWSLETTERA WYSYŁAJĄC MAIL NA:  sztukmixnewsletter@gmail.com

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

👉 Twitter

 

 

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz