IKS

Robbie Williams, reż. Joe Pearlman, serial dokumentalny [Recenzja]

robbie-williams-serial-recenzja

Nigdy nie byłem fanem twórczości Robbiego Williamsa. Koleś na swoich solowych albumach albo mocno zżynał z Oasis albo próbował na siłę przypodobać się gustom publiczności. Netflix wypuścił niedawno czteroodcinkowy dokument o tym wokaliście, o mało oryginalnym tytule „Robbie Williams”. I jest to bardzo dobre studium … dlaczego nie warto zostawać gwiazdą pop.

Robbie Williams swoją karierę sceniczną rozpoczął bardzo wcześnie. Już w wieku 16 lat dołączył do brytyjskiego boysbandu Take That. Na początku lat 90-tych ten zespół osiągnął na wyspach wręcz niewyobrażalną popularność. Pięciu śpiewających i pląsających po scenie młodych chłopaków z miejsca stało się bożyszczami nastolatek, ale i medialnym produktem. Trudno w takiej sytuacji mówić o jakiejkolwiek prywatności. Szczególnie Williams miał problem z radzeniem sobie ze sławą. Alkohol, narkotyki i tarcia w zespole spowodowały, że pierwszy postanowił wymiksować się z grupy.

 

Był jednak mocno uzależniony od sławy, więc rozpoczął karierę solową. Poszedł na odwyk i na przełomie 1996 i 1997 rozpoczął współpracę muzyczną z kompozytorem  Guyem Chambersem. I to z nim stworzył swoje najbardziej znane hity „Angels”, „Let Me Entertain You”, „Millenium”, „Feel” czy też „Rock Dj”. Nie chcę opisywać całej kariery scenicznej, Robbiego czy też jego romansów, bo nie to jest w tym dokumencie najbardziej interesujące. Serial przede wszystkim pokazuje, że jego kariera to była nieustanna presja, zabieganie o popularność i lęk przed porażką.

 

Narratorem całości jest sam Robbie, który oglądając wielogodzinne dokumentalne materiały na swój temat, komentuje co w danym momencie czuł czy też z czego wynikało dane zachowanie.

Większość z tych materiałów wcześniej nie było nigdzie opublikowane  Sporym minusem dokumentu „Robbie Williams” jest fakt, iż właściwie tylko bohater wypowiada się o sytuacjach z przeszłości. Wyjątkiem jest jego żona Ayda Field, którą jednak trudno uważać w pełni za osobę obiektywną. Williams oczywiście stara się być jak najbardziej szczery i wiarygodny, ale mam podskórne wrażenie, że jego wypowiedzi były mocno subiektywne. Szkoda, iż nie udało się porozmawiać z członkami Take That czy też Guyem Chambersem, z którym nie do końca pokojowo się rozstał.

 

Na pewno bardzo interesujący jest motyw depresji, stanów lekowych i generalnie problemów emocjonalnych. Ten dokument niejako tłumaczy nam dlaczego osoby sławne popełniają samobójstwa. Niby mają wszystko, cały świat jest u ich stóp a jednak nie potrafią sobie z tym poradzić w sferze emocjonalnej. Im większa sława, tym jeszcze większa presja. Im dana gwiazda jest bardziej popularna, tym bardziej boli upadek z piedestału. Williams nigdy nie był przesadnie odporny na krytykę, do tego miał delikatnie mówiąc pyszałkowaty charakter, przez co stał się „ulubieńcem” prasy brukowej, która gnoiła go na różne wymyślne sposoby. W pewnym momencie wokalista tego nie wytrzymał i dostał załamania nerwowego. Przez tę podróż w mrok prowadzi nas Rob i chwilami widza przechodzą ciarki. Życie w ciągłym strachu kiedy musisz dać koncert dla kilkudziesięciotysięcznej publiczności to katorga a nie przyjemność.

 

Tak jak wspomniałem wcześniej minusem produkcji jest właściwie jednoosobowa narracja, niemniej ogląda się ten serial z dużym zainteresowaniem. Pozwala zrozumieć blaski i cienie bycia gwiazdą światowego formatu. Do tego można przypomnieć sobie wiele hiciorów Williamsa i poczuć atmosferę przełomu wieków. To pozycja nie tylko dla fanów wokalisty. Ma swoje wady i niedociągnięcia, ale warto ją obejrzeć szczególnie dla wątku radzenia sobie z presją i popularnością.

 

Ocena: 4/6

    Mariusz Jagiełło

 

 

 


 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

👉 Twitter

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Ten post ma jeden komentarz

  1. Agnieszka Pietrzak

    Dobry tekst,mini serial obejrzany jakiś czas temu ,raczej nie do niego nie wrócę, dla mnie troszkę za dużo użalania się nad sobą

Dodaj komentarz