IKS

[Recenzja] „Tlen”, reż. Alexandre Aja, Netflix

tlen-film-netflix-recenzja

Czego boicie się najbardziej? Pająków? Ciemności? Facetów w stroju św. Mikołaja? Myślę, że wielu z Was odpowiedziałoby, że ciasnych, zamkniętych pomieszczeń albo nagłej utraty powietrza lub pamięci. Bohaterka francuskiego filmu „Tlen” przeżywa totalne combo. Uczciwie muszę przyznać, że było sporo momentów, w których i ja traciłem dech w piersi.

„Tlen” to najnowsza propozycja od Netfliksa. Obraz, który jest prawdziwym filmowym labiryntem. Co zresztą już w pierwszym ujęciu symbolizuje scena ze szczurem próbującym odnaleźć wyjście z takiej konstrukcji. Opowiadając fabułę „Tlenu”, trudno czegoś nie zaspoilerować, postaram się jednak nie zdradzić zbyt wielu szczegółów. Zatem film rozgrywa się praktycznie przez cały czas w jednym, ciasnym pomieszczeniu, kabinie kriogenicznej. Budzi się w niej główna bohaterka (Mélanie Laurent). Nie wie, kim jest i jak znalazła się w tym miejscu. Nie może się wydostać, a jakby tego było mało, szybko orientuje się, że w wyniku awarii ekspresowo maleje w nim ilość tlenu.
 

I zaczyna się powolne, żmudne rozwiązywanie zagadki.

Kim jest? Gdzie jest? Dlaczego znalazła się w kabinie? Czy została porwana? A może to jakieś badania? W dochodzeniu do prawdy pomaga jej medyczny głosowy interfejs, będący zaawansowaną sztuczną inteligencją, o imieniu MILO (głosu użyczył Mathieu Amalric). Film rozgrywa się w niedalekiej przyszłości, więc zarówno sama kabina, jak i interfejs są bogato zaawansowane technicznie. MILO nie zna odpowiedzi na wszystkie zadawane przez bohaterkę pytania, jednak kobieta stopniowo odkrywa prawdę. I tutaj zakończę przedstawianie fabuły.
 

To, co możemy podejrzewać na początku oglądania tego obrazu, finalnie okazuje się czymś kompletnie innym.

I właśnie to jest ogromną zaletą tej produkcji – twisty. Jest ich kilka i każdy naprawdę zaskakujący. Dla wielu widzów rozwiązania scenariuszowe mogą być nazbyt wydumane i tracące przez to na wiarygodności. Ja jednak wolę być do samego końca zaskakiwany (nawet jeśli te „scenariuszowe pułapki” czasem nie do końca są logiczne), niż w połowie filmu domyślać się każdej odpowiedzi. Dlatego według mnie debiutującej scenarzystce Christie LeBlanc należą się duże pochwały.
 

Ten klaustrofobiczny thriller może początkowo przypominać film „Pogrzebany”.  Jednak z biegiem rozwoju fabuły skręca w zupełnie inne rejony.

W oczywisty sposób nawiązuje również do obecnego lockdownu. Izolacja i kilka innych elementów, których nie opisałem, dobitnie o tym świadczą. Zresztą sporo w „Tlenie” symboliki. Nie jest to na pewno obraz dla fanów wartkiej akcji, pościgów i Chucka Norrisa wyskakującego z płomieni. Trudno oczekiwać takich fajerwerków po produkcji, która, tak jak wspomniałem wcześniej, rozgrywa się w jednym ciasnym pomieszczeniu (poza krótkimi wspomnieniami głównej bohaterki).
 

Twórcom filmu udało się jednak stworzyć obraz angażujący, a nie działający na widzów jak pigułka usypiająca.

Ogromna w tym zasługa Mélanie Laurent („Bekarty wojny”, „Iluzja”, „6 Underground”). Trudno jest grać, cały czas będąc w pozycji horyzontalnej, wyrażając emocje jedynie za pomocą mimiki twarzy i głosu. To Laurent ciągnie ten film, a my jej wierzymy i kibicujemy. Sama Mélanie podkreślała w wywiadach, że było to naprawdę trudne zadanie aktorskie. Bardzo dobrze ze swojej roli wywiązał się również reżyser Alexandre Aja („Blady strach”, „Wzgórza mają oczy”, „Rogi”). Aja, słynący do tej pory z zakręconych horrorów, zafundował tym razem kino wielogatunkowe. Sporym wyzwaniem było zachowanie odpowiedniej dynamiki filmu i to udało mu się naprawdę dobrze. Na pewno duża w tym zasługa osoby odpowiadającej za zdjęcia. Maxime Alexandre, od lat współpracujący z reżyserem, doskonale wiedział, jak filmować Laurent, aby oddać jej strach, frustrację, determinację oraz w bardzo poetycki, obrazowy sposób przedstawiać jej wspomnienia.
 

Obraz ma swoje niedociągnięcia, ale finalnie twórcy wracają z tarczą.

Netflix w ostatnim czasie zaproponował sporo filmowych gniotów. Ten obraz, na ich tle, naprawdę wart jest uwagi. To film m.in. o naszych lękach, obawach, doskonale wpisujący się w obecną pandemiczną sytuację. Do tego nieszablonowe twisty są ogromnym atutem tej produkcji. A niech będzie, zdradzę Wam coś – np. to, że w połowie film z klasycznego thrillera zmienia się w…
 
Albo nie, sami się przekonajcie.

Ocena (w skali od 1 do 10) 7 niekoniecznie białych szczurków

🐀🐀🐀🐀🐀🐀🐀

Mariusz Jagiełło

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz