IKS

Felieton Maciej Ornoch (Venflon) – „Kanciapa”

maciej-ornoch-kanciapa-felieton

Pandemia Covid19, i jej szeroko pojęte skutki, spadła na nas jak grom z jasnego nieba. Brutalnie zweryfikowała życie milionów ludzi. Na światło dzienne wypełzły konflikty, lęki, uzależnienia. Nagle wszyscy w panice i po omacku zaczęliśmy szukać czegoś, czego można by się złapać, gonić za czymś co zabrał nam koronawirus, uciekać przed czymś co nam unaocznił.

Jednych zamknięcie lasów zmusiło do zakupu działki poza miastem, inni, niesieni nagłą, nieznaną dotąd kompulsywną potrzebą spacerowania wokół bloku, przyjęli w domowe progi czworonoga. Harujący dotąd jak trybiki w maszynie korpoludkowie nagle przejrzeli na oczy, kupili kampera i ruszyli w podróż dookoła świata ratować to, co zostało z ich przeciekniętego już przecież przez palce życia…
 

Na każdego z nas pandemia podziałała trochę inaczej. Ja zbudowałem w piwnicy kanciapę.

Po kilku tygodniach wlewania w siebie przemysłowych ilości piwska i łychy zorientowałem się, że pandemia, wbrew przyjętej wiedzy potocznej, wcale nie skończy się do wakacji, oraz że na tym paliwie nie zdołam uciec przed światem, który teraz stał się koronoświatem. Wszystko stało się teraz koronowszystkim i trzeba było przyjąć temat na klatę. Kiedy w końcu wynurzyłem się z brunatno-złocistej mgły zorientowałem się, że pod względem emocjonalnym w ogóle nie potrafię funkcjonować w nowo zastanej rzeczywistości. Negatywne emocje wzięły górę. Gniew, lęk, czarne myśli. Traciłem kontrolę, byłem wściekły. Dopiero żona uświadomiła mi w czym rzecz (bo od czegóż się ma żony ). Któregoś razu, kiedy miała mnie już dość, zapytała czy przypadkiem nie muszę wyjść zaraz z domu na próbę albo z kumplami na piwo. No tak…Na próbę…
 

Covidek zatkał mój „emocjonalny wentyl bezpieczeństwa”.

Przestałem śpiewać i krzyczeć, przestałem pisać. Złe emocje siedziały we mnie i nie było ich jak wyrzygać. Okazało się, że muzykowanie wrosło we mnie na tyle, że bez niego po prostu nie umim w życie. Trzeba było przeprosić się z muzyką. Na szczęście przez cały ten czas Maciek Podlasin siedział na chacie i tłukł kozackie riffy na nową płytę Venflon. Zacząłem wpadać do niego żeby razem składać te kozackie riffy w kozackie kawałki. Szło jak złe. Wraz z nadejściem drugiej fali pandemii okazało się, że kozackich kawałków jest już sporo i teraz potrzebowałyby wbicia kozackich wokali.
 

Pomysł zorganizowania sobie w domu jakiejś homerecordingowej bazy chodził za mną już od ładnych kilku lat,

ale że od zawsze byłem technologiczną dupą, a do tego leniem patentowanym, każde podejście do tematu kończyło się na niczym. Bo to darcie mordy a dzieci za ścianą, bo (jak to w rodzinie) są pilniejsze wydatki, bo trzeba by się sprawą zainteresować, poczytać, czas poświęcić, pracę włożyć i czy starczy mi czasu na opierdalanie się?? Problem za problemem i problemem pogania. Wobec takiego ogromu niemożliwych do pokonania przeciwności powstanie kanciapy wygenerowała dopiero pandemia Covid19. Na szczęście, chyba podświadomie czując pismo nosem, kupiłem mocnego lapka już we wrześniu. No bo przecież zdalne lekcje, czyli dla dobra dzieci.
 

W ten sposób jedna z koronnych przeciwności pokonała się sama.

Interfejs pożyczyłem od Maksa, program do nagrywek dla debili ogarnęli mi Maciek z Radkiem. Czyli No exclusives – padło na piwnicę. Robota zajęła mi aż całe 4 godziny. Wypatroszyłem z gratów dziuplę (mniej więcej 3x3m), zostawiając tylko dwa regały zawalone zabawkami, przetworami, sprzętem narciarskim, turystycznym itd. Wstawiłem stolik turystyczny, krzesło, piecyk (bo w zimę piździ), powiesiłem plakat Rejdżów (zachował się jeszcze z mojego kawalerskiego pokoju u rodziców), a drzwi, starym cygańskim sposobem, zrobiłem ze starej narzuty na tapczan.
 

No i pyk – słowo stało się ciałem,

po niemal dekadzie planowania homerecordingowa kanciapa, czyli „BejSmętStudio” (chciałem, żeby nazwa oddawała po trochu charakter zarówno artysty, jak i sztuki przez niego tworzonej) powstała w niecały tydzień. Od podjęcia tematu do finalnej realizacji. Kto rządzi na dzielni?? Powiem wincyj – kanciapa stała się nie tylko miejscem magicznej utylizacji wspomnianego wcześniej emocjonalnego gówna. Kanciapa okazała się doskonałym azylem, do którego uciekam, niczym w poprzednim świecie na próbę, by zatopić się w muzyce, w procesie twórczym, którego brakowało mi bardziej niż sądziłem.
 

Zorientowałem się po jakimś czasie, że to miejsce działa na mnie wyjątkowo.

Pisanie tekstów przychodzi mi tam z łatwością, linie melodyczne układają się same. Na świeżo wbijam wokale (okazało się bowiem, że nie jestem aż taką technologiczną dupą jak myślałem i jednak potrafię ogarnąć podstawy prostego programu do nagrywek dla debili) i kiedy siedzę tam z lampką czerwonego wytrawnego wina i słucham efektów to jaram się jak dzieciak w wigilię albo jak norweskie kościoły (wedle wyznania – co kto woli ). Ostatnio zacząłem nawet użyczać kanciapy mojej żonie, która – korzystając z nadzwyczajnego mikroklimatu tego miejsca – dokształca się z języków obcych oraz uczestniczy w różnego rodzaju webinarach. Cisza i spokój, a rozwrzeszczana ekipa piętro wyżej, na głowie przeszczęśliwego tatusia.
 

Potwierdza się więc funkcja terapeutyczna BejSmętStudio.

Dla mnie, dla żony, a więc i dla całej rodziny i jest zajebiście! Życzę Wam, aby każdy z Was znalazł w życiu swoją „kanciapę”. Nie zawsze szukając jej trzeba się tak w chuj urobić jak ja. Czasami czeka gotowa gdzieś obok, czasami wystarczy zrobić do niej pierwszy krok (albo dziesięć), ale naprawdę się opyla! To pisałem ja – skromny wokaliścina legendarnej formacji Venflon.
 
Pozdro!
 

Maciej Ornoch

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Ten post ma 2 komentarzy

  1. Z

    „BejSmętStudio”, genialna nazwa! Szanuję w opór całą treść i to co żeś ogarnął. Oby do przodu byku!

Dodaj komentarz