O tym, że Ralph Kaminski jest jednym z najbardziej wyjątkowych przedstawicieli współczesnej polskiej sceny muzycznej nie trzeba już chyba nikogo przekonywać. Wraz z interesującym debiutem „Morze” i drugim albumem „Młodość”, którym w 2019 roku Ralph zawładnął świadomością swoich fanów, artysta stworzył i zaprosił nas do swojego magicznego świata kosmicznych dźwięków i pełnych nostalgii i tęsknoty tekstów.
Pojawiające się zewsząd porównania do Davida Bowiego, stawiające różnorodność Ralpha jako stylistycznego kameleona i sceniczne zwierzę obok legendy, która nigdy nie dała się zaszufladkować, są jednocześnie przesadzone i trafiające w punkt, bo choć Kaminski chłonąc najróżniejsze inspiracje buduje swój muzyczny świat we własnym, autorskim stylu, to próżno szukać wśród jego równolatków na polskim rynku muzycznym równie oryginalnej, artystycznej duszy. Również podobnie co nieodżałowany brytyjski artysta, Ralph Kaminski odważnie bawi się swoim wizerunkiem i z niebywałym dystansem żongluje kiczem i groteską, tworząc z nich stałe elementy swojego kosmicznego show. Kolejnym, długo wyczekiwanym przystankiem jego wyjątkowego widowiska po pandemicznym przestoju, była Warszawa, gdzie 19 czerwca w Parku Sowińskiego Ralph Kaminski i jego zespół wykonali repertuar z drugiej płyty artysty. I była to jedna z ostatnich okazji, by wysłuchać te kompozycje w ramach trasy, promującej jeszcze album „Młodość”.
Był to magiczny wieczór, inny niż wszystkie i to nie tylko z tego powodu, że był w całości rejestrowany.
Koncert rozpoczął się tak jak zaczyna się płyta „Młodość”, z której usłyszeliśmy wszystkie kompozycje, delikatnie i powoli wraz z utworem „Zielony samochód”, podczas którego do lidera dołączali stopniowo kolejni członkowie zespołu, wszyscy ubrani w białe kombinezony, tworzący razem spójną całość scenicznej układanki. Tuż po zaintonowaniu klasycznego tematu „Moon River”, niczym muzyczna rakieta, której dosłowna replika stanowi nieodłączny element scenicznej dekoracji, zespół wystartował w niebiańskie przestworza dźwięków z jednym z najbardziej popularnych utworów Kaminskiego. Poruszające „Kosmiczne energie”, które zarówno podrywają do tańca, jak i skłaniają ku melancholijnej zadumie, dały znak, wraz z rozrywającym głosem wokalisty, że cały skład jest w świetnej formie i czeka nas wieczór pełen cudownych, muzycznych doznań. Tuż po nim kolejna emocjonalna wycieczka, tym razem do roku „2009”, gdzie w skocznych rytmach publiczność zgromadzona w Parku Sowińskiego pogrążyła się w błogim nastroju. Trzeba przyznać, że na sam początek występu Ralph Kaminski wystosował najbardziej przebojowe działa, bo jako kolejne usłyszeliśmy również singlowe, zachęcające do śpiewania „Autobusy”.
Dalsza część wieczoru skłaniała się już coraz bardziej ku spokojniejszym dźwiękom, podczas których wokalista często pozostawał sam na scenie przy klawiszach,
a zespół pochłaniał się w ceremoniale zaklętego show. Wśród najbardziej poruszających momentów tej części koncertu wymienić trzeba najsmutniejsze momenty albumu „Młodość” – wzruszającego i osobistego „Tatę” czy rytmiczny i żonglujący emocjami „Klub D”. Świetnie wypadł plemienny i najbardziej zespołowy „Tygrys”, który uwypuklił zgranie całej muzycznej sekcji. Jako, że koncert był nagrywany nie obyło się też bez niespodzianek – w pewnym momencie znienacka na scenie pojawiła się Mery Spolsky, ubrana w równie kosmiczny strój, z którą Ralph wykonał jej utwór – idealnie pasującą do okazji „Kosmiczną dziewczynę”.
Wspomniane już analogie z twórczością Davida Bowiego potwierdził sam Kaminski, wykonując urokliwą, akustyczną wersję jego przeboju „Space Oddity”,
utrzymując ciągle niezwykły i kosmiczny klimat całego widowiska. Na koniec zasadniczej części wieczoru wybrzmiały jeszcze wyśpiewany z całą publicznością ujmujący i pełen wdzięczności „Wszystkiego najlepszego”, podczas którego Ralphowi z przejęcia i wzruszenia nie raz załamał się głos oraz tytułowa „Młodość”, spinająca w stylistyczną klamrę cały wieczór. Rozmarzony i kojący nastrój, towarzyszący tym kompozycjom przerwała prawdziwie zaskakująca wolta, która zmieniła bieg całego show. Przed pierwszym bisem, nim zespół powrócił na scenę by wykonać pochodzącą z filmu „Akademia Pana Kleksa” monumentalną i campową wersję „Pożegnania z bajką”, którą to Kaminski nagrał niegdyś razem z Comą, cała publiczność została zaangażowana do niezwykłej aktywności, która wyróżniła ten koncert od wszystkich innych, jakie do tej pory widziałem. Wszyscy muzycy pojawili się bowiem na scenie w sportowych (ciągle śnieżnobiałych) strojach i przy komendach czytanych z głośników przez samą Kasię Nosowską przeprowadzili wraz z publicznością szybki aerobik, połączony z tańcem, prezentując ruchy, które fani mieli powtarzać w rytm muzyki.
Bardzo zaskakujący, ale świetny zabieg, który poderwał z miejsc wszystkich i wprowadził w ostatni akt niezwykle przemyślanego show.
Roztańczony klimat kontynuował wyzwalający „Meybick Song” w rozbudowanej wersji, podczas którego zarówno zespół na scenie, jak i publiczność przed dała się ponieść zaraźliwej sile piosenki, skacząc i śpiewając bez reszty. Był to prawdziwie magiczny i tak długo wyczekiwany moment muzycznego zatracenia i jedności, którego nie da się porównać z niczym innym i który czyni z przeżywania muzyki na żywo tak kosmiczne doświadczenie. Nie było to jednak koniec, bo na zakończenie Ralph solowo zaintonował jeszcze zaskakująco przeszywające i do bólu prawdziwe „TOWSZYSTKOBYŁODLACIEBIE”, jego duet z raperem Quebonafide, wykonując obydwie role tej niezwykłej kolaboracji między dwoma muzycznymi światami.
Piękne dopełnienie magicznego wieczoru, malowanego muzyczną paletą najróżniejszych, bardzo kolorowych emocji,
które razem składają się w spójną i przemyślaną całość niespotkanej kosmicznej podróży, w którą zabrał warszawską publiczność Ralph Kaminski i jego utalentowany zespół. Naprawdę nie sposób jest porównać tego koncertowego doświadczenia, pełnego wzruszeń, dziecięcych marzeń i najbardziej barwnych inspiracji z innym muzycznym widowiskiem na polskiej scenie. Warto dać się zaczarować jego muzyce i odpłynąć w rytm kosmicznych energii, płynących ze sceny z każdym wyśpiewanym dźwiękiem. Jest to prawdziwie niezapomniana wyprawa.