IKS

Krzysztof Zalewski – Warszawa, Palladium 18.06.2021, koncert [Relacja]

krzysztof-zalewski-koncert-relacja

Ostatni rok dla branży koncertowej był prawdziwym horrorem. Nikomu nie muszę tłumaczyć dlaczego. Ja również na wznowienie tej działalności czekałem z ogromną niecierpliwością. Pierwszy koncert w tym roku dopiero w czerwcu? Dla takiego maniaka występów na żywo jak ja to istne science-fiction. Jednak wszyscy od półtora roku możemy czuć się niczym bohaterowie jakiegoś średniej jakości filmu katastroficznego. Wreszcie nastał ten upragniony dzień i mogłem posłuchać dźwięków wygenerowanych na żywo (aż chce się dopisać – i w kolorze). Mój pierwszy koncert A.D. 2021 to występ Krzysztofa Zalewskiego w warszawskim klubie Palladium.

Jego koncert był również jednym z ostatnich, które widziałem w 2020 roku, przed kolejnym lockdownem. Ten poprzedni, z cyklu Lato na Pradze, miał jednak bardzo niestandardowy przebieg. W połowie setu rozpętał się burzowy armagedon i w trybie pilnym trzeba było ewakuować się w bezpieczniejsze miejsce (do środka budynku), gdzie artysta wykonał jeszcze kilka utworów w wersjach akustycznych. Wczorajszy występ nie został już niczym zakłócony, a Zalewski zagrał bardzo dobry koncert.
 

Palladium to właściwie teatr, więc – jak na takie miejsce przystało – publiczność zajmowała miejsca, siadając na krzesełkach.

Do tego wymogi sanitarne zmusiły organizatorów do wpuszczenia na salę tylko dwieście pięćdziesiąt osób. Zalewski w Palladium dał tego dnia dwa koncerty – o godzinie 18.00 i 21.00. Ja byłem na tym drugim. Temat przestrzegania wymogów sanitarnych, typu noszenie maseczek i trzymanie bezpiecznych odstępów, lepiej przemilczę. Epidemiolodzy w każdym razie na pewno nie byliby zachwyceni.
Kilka minut po 21.00 sygnał dzwonków oznajmił, że przyszedł czas na rozpoczęcie przedstawienia.
 

Gdy na scenę, ubrany w bordową marynarkę i spodnie, wkroczył bohater tego wieczoru, entuzjazm publiczności osiągnął najwyższy poziom.

Wszyscy, jak na zawołanie, wstali z miejsc i już do końca imprezy krzesełka pozostały puste. Zalewski rozpoczął od „Kuriera”, by za chwilę zaserwować utwór, na który wszyscy czekali i – jak widać – nie musieli długo tego robić. „Annuszka” to jeden z największych przebojów poprzedniego roku i został fantastycznie przyjęty przez fanki. No właśnie. Trzeba uczciwie napisać, że zdecydowanie większa część widowni składała się z płci pięknej. I szczególnie w czasie, kiedy artysta dawał pośpiewać publiczności (a było to dość często), praktycznie nie było słychać męskich barytonów.
 

Zalewski wykonał repertuar złożony przede wszystkim z utworów znajdujących się na dwóch ostatnich jego albumach „Zabawa” i „Złoto”.

Nie zapomniał jednak o kawałku stworzonym dla Męskiego Grania. Mowa oczywiście o „Początku”, który rozpoczął się charakterystycznym basowym motywem queenowskiego „Under Pressure”. Warto w tym momencie przypomnieć, że muzyk jest multiinstrumentalistą i w czasie występu, poza oczywistym wyśpiewaniem wszystkich utworów, w poszczególnych grał na basie, klawiszach i przede wszystkim gitarze elektrycznej. Odegrał też większość solówek. Facet ma wszystko – wygląd, fantastyczny głos i talent muzyczno-kompozytorski. Po prostu w czepku urodzony.
 

Kolejnymi piosenkami wykonanymi tego wieczoru były „Tylko nocą”, „Lustra” i fantastyczna „Luka”. Następnie przyszedł czas na, jak to określił muzyk, blok utworów apokaliptycznych.

Pierwszym był „Wszystko będzie dobrze”. Przepiękna ballada, w trakcie której zapewne u niejednej osoby zakręciła się łezka w oku. Zalewski to artysta zaangażowany. Przed „Na apatię” wspomniał o trudnej sytuacji ekologicznej. Wywieszona na instrumentach tęczowa flaga oraz flaga Strajku Kobiet również jasno pokazywały, w którą stronę idzie wsparcie artysty. Oj, nie kocha Krzysiek obecnej władzy, zdecydowanie nie kocha. I kilkukrotnie dawał temu wyraz w trakcie swojego występu. Sypał również kolejnymi świetnymi utworami „Na drugi brzeg” i „Jaśniej” (jedyny z płyty „Zelig”). Na koniec podstawowego setu wybrzmiały jeszcze „Polsko” (najlepsze wykonanie tego wieczoru), „Miłość, miłość” i oczywiście „Zabawa”, w trakcie której Palladium osiągnęło temperaturę wrzenia. Po kilku minutach bisy i niespodziewany, ale naprawdę fajnie zaaranżowany, cover Billie Eilish „Bad Guy”. Jako ostatni usłyszeliśmy „Jak dobrze” i na tym koncert się zakończył.
 

Krzysztof Zalewski już dawno przemienił się z długowłosego nastolatka, którego pamiętamy z „Idola”, w pełni świadomego i dojrzałego artystę.

Oczywiście pominął utwory z pierwszej płyty „Pistolet” (wydanej pod nazwą Zalef), nie wykonał również nic z repertuaru Niemena. Nie ma jednak co się dziwić. Dwa ostatnie albumy to przecież skarbnica świetnych piosenek. Muzyk jest również scenicznym megazwierzakiem. Do tego bardzo charyzmatycznym. W czasie koncertu potrafi stworzyć rewelacyjny kontakt z publicznością. Śmiem twierdzić, że obecnie to jeden z najlepszych polskich wykonawców scenicznych. Facet ma też ogromną wyobraźnię muzyczną, pomysł na siebie i doskonale umie to sprzedać (w dobrym tego słowa znaczeniu). Jeśli nie byliście jeszcze na jego koncercie – polecam! Na pewno nie będziecie rozczarowani. Ja bawiłem się fantastycznie.
 

Mariusz Jagiełło

 

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz