W czasach, kiedy nikomu nawet nie śniły się serwisy streamingowe, na długo przed tym jak Polacy masowo ściągali filmy z Torrentów , co poniedziałek zasiadano przed kineskopami telewizorów by obejrzeć „Megahit” Polsatu. Poza wypożyczalniami VHS (a później DVD) cykl był prawdziwą kopalnią wysokobudżetowych amerykańskich produkcji, głównie filmów akcji i SF. W tamtych czasach, gdy kształtował się mój gust i poczucie estetyki, a dostęp do filmów był mocno ograniczony, głównie pochłaniałem to, co oferowała telewizja i wypożyczalnie, czyli przede wszystkim amerykańskie kino akcji. Filmy takie jak „Commando” , „Under Siege” („Liberator”) czy seria „Die Hard” („Szklana Pułapka”) wywarły ogromny wpływ nie tylko na mnie, ale na całe pokolenie. Były to produkcje nie zawsze dobre, ale nawet dziś we wspaniały sposób ukazujące magię tamtych czasów. A co najważniejsze po latach, dalej potrafiące być niezłą rozrywką. Ich wpływ był tak duży , że nawet dziś mam przed oczyma zbliżenie na twarz Sylvestra Stalone, który przez zęby cedzi „Murdoch Im Coming To Get You”. Na ekrany kin właśnie wszedł film „Pszczelarz” z Jasonem Stathamem w roli tytułowej i właśnie dzięki niemu znowu mogłem poczuć się jak nastolatek, zachłyśnięty widowiskowym kinem akcji prosto z polsatowskiego Megahitu
Reżyserem „Pszczelarza” jest David Ayer, twórca posiadający na swoim koncie kilka niezwykle udanych scenariuszy, jak „Dzień Próby”, za którego Denzel Washington dostał Oscara czy „Furia” z Bradem Pittem. Jeżeli chodzi o dorobek reżyserski, to Ayer specjalizuje się głównie w kinie akcji i to doświadczenie bardzo umiejętnie wykorzystał przy kręceniu swojego nowego filmu. Reżyser nie traci czasu na zbędne ceregiele, po krótkim wprowadzeniu uzasadniającym motywacje głównego bohatera do masakrowania setek przeciwników, zostajemy wrzuceni w wir akcji , który nie zatrzymuje się nawet na sekundę, aż do napisów końcowych.
Zdaję sobie sprawę, że powinienem przybliżyć fabułę „Pszczelarza”, ale z premedytacją tego nie zrobię, bo gwarantuję, że każdy, kto zdecyduje się wybrać do kina, bez mrugnięcia okiem stwierdzi, że podobne historie widział już setki razy. Jednak całość jest tak zgrabnie podana, że po chwili , zapominamy o wszystkich użytych kliszach i przy odrobinie dobrego nastawienia dostajemy idealny film akcji, o jaki ciężko w ostatnich czasach. Oczywiście, że można przyczepić się do dialogów czy pewnych rozwiązań fabularnych , ale umówmy się, że nie one są tu najważniejsze. Film ogląda się niezwykle dobrze, a gdy po godzinie wydaje nam się, że już nic nas nie zaskoczy, Ayer po mistrzowsku serwuje plot twist, który staje się perfekcyjnym dopalaczem dla finałowej potyczki. Bardzo często tego typu produkcje gubią impet w finałowych sekwencjach, ale „Pszczelarz” dzięki temu zabiegowi trzyma w napięciu do samego końca.
„Pszczelarz” jest przede wszystkim filmem rozrywkowym z idealnym balansem pomiędzy scenami akcji i drobnymi elementami humorystycznymi, bazującymi głównie na „one linerach” ( za które wcześniej pokochaliśmy twardzieli takich jak John McClane czy Harry Callahan).
Każda sekwencja akcji (czyli większa część filmu) prezentuje się niezwykle widowiskowo i bez zbędnych udziwnień. Walki na pięści wyglądają efektownie, a wybuchów i strzałów jest dokładnie tyle, ile potrzeba by nie stracić uwagi widza. W „Pszczelarzu” nie znajdziemy dziwactw, jakimi bombardowani jesteśmy ostatnimi czasu w kinie (mowa między innymi o serii „Fast and Furious”). Film zawiera każdy element klasycznego kina akcji, za jaki pokochaliśmy klasyki z lat 80 i 90, no może poza jednym (UWAGA SPOILER!), brak sceny erotycznej, rodem z „Desperado” czy „Czystej Gry”, czyli pozycji obowiązkowej w większości filmów akcji z tamtych lat.
Aktorsko „Pszczelarz” prezentuje dokładnie to, czego się od niego oczekuje. Nieskalana emocjami twarz Jasona Stathama nie przeszkadza w odbiorze scen akcji, które są tutaj kluczowe. Ciekawie wypadają czarne charaktery. Joshua Hutcherson jako zdeprawowany do szpiku kości główny antagonista wypada przekonywująco, ale dla mnie show kradnie Jeremy Irons. Jego występ, sam w sobie jest oczkiem puszczonym w stronę fanów klasycznych filmów akcji , bo chyba każdy kto takie kino uwielbia, pamięta brata Hansa Grubera z kultowego „Die Hard: With a Vengeance” (po naszemu „Szklana Pułapka 3”).
Na pewno część widzów zarzuci „Pszczelarzowi” nadmierną odtwórczość i bez wątpienia jest to argument, z którym trudno polemizować.
Oczywiste skojarzenia z „Johnem Wickiem” są jak najbardziej uzasadnione. Obie produkcje łączy wiele i to na kilku płaszczyznach. „Pszczelarz” korzysta dokładnie z tych samych mechanizmów, co film z Keanu Reevesem. David Ayer nie jest pierwszym i na pewno nie ostatnim, który swoją historie bazuje na zapożyczeniach od innych. Najważniejsze, że robi to świadomie i finalnie daje nam dzieło, sprawdzające się w swojej roli (w tym przypadku rozrywkowe kino akcji) i przede wszystkim nie udające czegoś czym nie jest.
Jeżeli szukacie głębokiego, artystycznego filmu, który zmusi was do myślenia, trzymajcie się od „Pszczelarza” z daleka i mówię to serio! Jednak jeżeli chcecie spędzić niecałe dwie godziny na niezobowiązującej rozrywce, gwarantuje, że nowy film z Jasonem Stathamem jest wyborem idealnym. „Pszczelarz” posiada elementy za które kochamy kino akcji lat 80 i 90, ale podane w odświeżonej formie. David Ayer nie stara się eksploatować psychiki bohaterów, prowadzić filozoficznej dysputy na temat sensu zemsty. Za to daje nam bohatera, bez mrugnięcia okiem wymierzającego sprawiedliwość niegodziwcom, którzy w realnym świecie zapewne pozostaliby bezkarni. I to jest właśnie ta magia kina, którą uwielbiam od przeszło 30 lat!
Ocena: 4,5/6
Grzegorz Bohosiewicz
Obserwuj nas w mediach społecznościowych: