IKS

Polskie Znaki – „Rzeczy ostatnie” [Recenzja], wyd. Agora S.A.

polskie-znaki-rzeczy-ostatnie-recenzja

W życiu pewne są dwie rzeczy: podatki i śmierć. Kostucha, która często atakuje niespodziewanie, dosięgnie każdego – niezależnie od miejsca pochodzenia czy statusu majątkowego. Tematy przemijania czy przejścia na drugą stronę rzeki nie są zazwyczaj – przez muzyków – mocno eksponowane. Nie ma też się temu co dziwić. W końcu odbiorcy wolą słuchać utworów dotyczących miłości i radości, aniżeli smutku i momentu odejścia z tego świata. Dlatego tym większy szacunek dla pomysłodawców projektu Polskie Znaki, czyli Radka Łukasiewicza (Pustki, Bisz/Radex), Jarka Ważnego i Janusza Zdunka (obaj to przedstawiciele Kultu), którzy postanowili dać drugie życie pieśniom ludowym dotyczącym właśnie kwestii śmierci.

Aby ambitny pomysł wcielić w życie, trzeba było zacząć od podróży po miastach czy miasteczkach i spotkań z mieszkańcami-pasjonatami, którym tego typu twórczość, mocno zakurzona, nie jest obca. Wszystko po to, aby odkryć tradycyjne utwory, których część – jak podkreślają sami twórcy – nigdy nie została profesjonalnie nagrana. Po wielu godzinach „researchu”, odwiedzenia Zamojszczyzny, Lubelszczyzny czy Podkarpacia, a potem dłubania przy aranżacjach w studiu nagraniowym, na półkach sklepowych pojawił się album zatytułowany „Rzeczy ostatnie”. Po zapoznaniu się z nim, mogę napisać tylko jedno: dobrze, że całość ujrzała światło dziennie. Bo mamy oto do czynienia z dziełem naprawdę wyjątkowym.
 
Jest to pozycja jedyna w swoim rodzaju, ale – o co zadbali kuratorzy projektu – zrobione w taki sposób, żeby mogło trafić do jak najszerszego grona odbiorców. Czuć tu oczywiście dawny klimat (najbardziej w utworze „Jest drabina do nieba”). Opakowano jednak warstwę tekstową we współczesne, muzyczne ramy. Słuchacze, którzy – czytając zapowiedzi płyty Polskich Znaków – mieli pewne obawy, szybko o nich zapomną. Zadanie było trudne – łatwo przecież można byłoby wykastrować tego „klimatycznego ducha”, który powinien się unosić nad ludowymi pieśniami. Jako, że jednak za projekt odpowiadają tak znakomite postaci, które wiele dobrego dla rodzimej muzyki już zrobiły, to wszystko jest na swoim miejscu.
 
Wspomniałem chwilę wcześniej, że „Rzeczy ostatnie” – mimo ciężkiego przekazu – mają dużą szansę dotrzeć do szerokiego audytorium. I to jest prawda. Tego wydawnictwa po prostu dobrze się słucha (40 minut zlatuje w mgnieniu oka), ponadto zadbano o ciekawych gości. Potencjał komercyjny spokojnie zapewnią sanah („Przyjdzie Panie zaginąć” to kolejny dowód na to, że Zuza to mega utalentowana osoba) czy Vito Bambino, który w ostatnich miesiącach jest prawdopodobnie najbardziej rozchwytywanym artystą na polskim rynku muzycznym (udziela się on w bardzo przystępnym „Niech monarchowie”, który spodobał się m.in. słuchaczom Radia 357). Zaskakiwać może również obecność Michała Szpaka, który na albumie naprawdę olśniewa. Fanem jego twórczości nie jestem, ale w „Żegnam cię mój świecie wesoły” pokazuje się z najlepszej możliwej strony. Ma facet kawał głosu – czy komuś się to podoba, czy nie.
 

Na „Rzeczach ostatnich” pojawiają się także dwie osoby, których z nami – niestety – już nie ma: Bart Sosnowski i Mark Lanegan. Pierwszemu z nich zresztą album został zadedykowany. Swoim głosem, który jest niepodrabialny, uświetnił „Cokolwiek w świecie”. Z tego utworu emocje „wylewają się” z głośników. Natomiast legendarny amerykański muzyk, którego obecność jest tu jak najbardziej na miejscu, zaśpiewał w „Oh Angel”, jedynym anglojęzycznym numerze na płycie. Jak wspominał Radek Łukasiewicz, w różnych wywiadach, współpraca z Laneganem była owocna. Lider Screaming Trees mocno zaangażował się w ten projekt. Szkoda więc, że nie doczekał premiery – zmarł dosłownie miesiąc przed wydaniem „Rzeczy ostatnich”. Lekko skoczny „Oh Angel” to niewątpliwie jeden z najmocniejszych momentów płyty, pomimo, że nie jest zaśpiewany po polsku.

Moim faworytem jest jednak „O jak fałszywe wszystko” (w tym przypadku wokalnie muzyków wspiera Matylda Damięcka, którą słyszymy jeszcze w zamykającym i – bardzo oszczędnym – „Anielskim orszaku”). Ileż tu się dzieje na drugim planie. Warto wsłuchać się w warstwę muzyczną, bo smaczków panowie Łukasiewicz, Ważny i Zdunek nie szczędzili. Zresztą, tak jest na całym albumie. „Rzeczy ostatnie” to krążek, który należy słuchać od A do Z na słuchawkach. I to w totalnym skupieniu. Uderza ze zdwojoną siłą, kiedy nie jesteśmy „atakowani” przez inne bodźce.
 
Polskie Znaki to bardzo ciekawy projekt. Tego typu muzyczne inicjatywy są naprawdę potrzebne i należy o nich jak najgłośniej mówić. Pozostaje więc się tylko cieszyć, że artystów, którzy chcą brać udział w tego typu nietuzinkowych przedsięwzięciach, na naszym rodzimym rynku nie brakuje. „Rzeczy ostatnie” to nie jest wydawnictwo, które spowoduje uśmiech na twarzy. Temat śmierci takich reakcji nie wywołuje. Ale niewątpliwie ten krążek jest pewnego rodzaju „katharsis”. Jeśli oswoić się z nieuniknionym losem, to właśnie za pośrednictwem muzyki.
 
Ocena (w skali od 1 do 10) 8 czarnych serc
🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤🖤

Szymon Bijak

 
Tracklisting:
 
1. Mazurek
2. O jak fałszywe wszystko
3. Cokolwiek w świecie
4. Przyjdzie Panie zaginąć
5. Oh Angel
6. Jest drabina do nieba
7. Niech monarchowie
8. Już idę do grobu
9. Żegnam cię mój świecie wesoły
10. Anielski orszak
IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz