IKS

POLA Olszewska Komosiński – „13” [Recenzja]

pola-olszewska-komosinski-13

„A jednak ona, gdziekolwiek dotknęła,
Tło – nie istotę, co na tle – rozdarłszy,
Prócz chwili, w której wzięła, nic nie wzięła –
– Człek od niej starszy!”

Cyprian Kamil Norwid – „Śmierć”

 

..w dziejach muzyki powstało wiele kompozycji i tekstów, które w lżejszy czy bardziej dosadny sposób opisywały śmierć, samotność i tęsknotę. Nie ma w tej materii końca rozważań ani granicy, za którą treści by się powtarzały, mogąc stać się nudnymi. Wręcz przeciwnie. Każde głębsze spojrzenie i próba analizy tej tematyki zabiera nas w podróż do czyjegoś prywatnego świata, w którym małym emocjonalnym wojenkom nie ma końca. Zarazem odnajdziemy tam różne odcienie miłości, intymności i nadziei, które z tymi pierwszymi odwiecznie się przenikają. W taką silnie nacechowaną emocjami podróż zabrał mnie duet Zofii Olszewskiej i Piotra Komosińskiego w ramach debiutanckiego albumu pod tytułem „13”.

Znam twórczość Komosińskiego od jakichś piętnastu lat, zatem różne podejścia i próby gatunkowe w jego wykonaniu nie są mi dalekie. Począwszy od bardzo odjechanej, industrialnej, choć w moim odczuciu świetnej elektroniki w projekcie Pankratz – „Oktopussy”, przez Wtłaczacza, następnie zahaczając o rockowe Potty Umbrella i Hotel Kosmos, czy etniczne Ex Usu, kończąc na bluesowym Indivi Duo i nostalgicznym Die Perspektive z gościnnym udziałem trębacza Wojciecha Jachny. Gdy dowiedziałem się, słuchając zajawki, o jego kolejnym projekcie będącym duetem z Zofią Olszewską, stwierdziłem, że zdecydowanie muszę się z nim zapoznać. I już w tym miejscu mogę stwierdzić, że to jak dotąd najbardziej dojrzały materiał, w którego procesie twórczym maczał palce ciechociński muzyk.

 

Wspomniana reprezentantka płci pięknej – Olszewska w życiu codziennym trudni się fotografią, z muzyką zaś związała się w 2013 roku, gdy rozpoczęła grę jako trębaczka w Orkiestrze Klezmerskiej Teatru Sejneńskiego w Pograniczu. Od dziewięciu lat pisze teksty i komponuje muzykę, a jej niebywała wrażliwość została utrwalona w trackliście omawianego albumu. Słuchając „13”-tki miałem refleksję, że całość opowiada historię egzystencji zamkniętą w jednym człowieku, ale z toposami, które powtarzają się zasadniczo w życiu każdego z nas. „Babuleńka” rozpoczyna album niezwykle melancholijnie i żałobnie. Nie da się uciec od oczywistego wniosku, że podmiotem utworu jest śmierć, co już na początku wprowadza gotycką atmosferę, bardziej jednak porusza jej pokłosie i spustoszenie, jakie po sobie pozostawia. Ciężar emocjonalny wzmocniony jest przez niskie, lecz trafione w punkt tony kontrabasu i przejmujący głos Olszewskiej. Żebyście nie pomyśleli, drodzy słuchacze, o tym albumie wyłącznie jako o płycie nagrobkowej, to kolejne utwory, idąc w głąb listy, pełne są delikatności i subtelnego erotyzmu. „Noc” bazująca instrumentalnie na wyrafinowanej i inteligentnie skomponowanej linii pianina, podparta basowym tłem, jest wyznaniem miłości i tęsknoty: „Kochaj mnie w czasie, kochaj bez czasu, ty kochaj mnie w ciele, kochaj w zapachu…” Jak niewiele trzeba, by opowiedzieć tak wiele.

 

„Za dużo naszych bliskich odchodzi nie od święta, pijemy znów za zdrowie zdrowego zapomnienia” – słuchając tych wersów w utworze „Śmierć”, moje myśli powędrowały od razu do cytowanego na początku wiersza Cypriana Norwida. Zarówno on,jak i Olszewska potrafili zobrazować nieuniknione w kilku niebanalnych wersach, sprawiając, że myśl o tej kwestii, choć uśpiona, nieustannie budzi pewien niepokój.Nie brak na tym albumie również elektronicznych momentów, choć nie ukrywam, że moje uszy głównie skupiają się na kontrabasie. W kompozycjach „Bal” i „Tula” pochód basowy nie daje o sobie zapomnieć. Nie jest obecny stale, ale pojawia się dokładnie w tych momentach, w których nie mogłoby go zabraknąć. Szczególnie w drugim przypomina mi bardzo tło, jakie pojawiło się w utworze „Niedziela” z albumu „Zaczynam się od miłości” Natalii Przybysz. Przedostatnia pozycji z całej trzynastki muzycznie kieruje moje skojarzenia podążają w stronę niemieckiego mistrza elektroniki – Klausa Schulzego. Jego twórczość z lat 70. , po odejściu z Tangerine Dream, charakteryzowały właśnie tego typu astralne przestrzenne dźwięki, które w połączeniu ze słowami Olszewskiej: „Spotkamy się tam, na końcu naszej tęczy, gdzie nikt na nic nie czeka, wszyscy jesteśmy dziećmi” i w konotacji z tłem asocjującym pikanie szpitalnej aparatury, stawiają włos na sztorc na całym ciele. Przyznam się szczerze, że ta kompozycja zagrała na najcieńszych strunach mojej wrażliwości i została mi w głowie najdłużej. Ujmująco uchwycona afirmacja przemijania i wbrew pozorom optymistyczne zakończenie, stanowią myśl przewodnią ostatniego utworu pod tytułem „Kołysanka” zamykającego album. I kontrabas brzmi w nim najsurowiej, najbardziej naturalnie, będąc kropką nad i, która w formie zwykłej gitary basowej nie zostawiłaby tak wyraźnego śladu. A jazzowe klawisze, uderzane w odpowiednich chwilach, są jak otulająca kołdra, spod której nie chce się wychodzić w ulewny jesienny dzień.

 

„13” jest bardzo nieoczywistym, trudnym do zdefiniowania, ale pięknym w swoim przekazie albumem. Olszewska i Komosiński z poetyckim wyczuciem rysują ścieżki przeżywania życia, tak by na końcu tęczy stanąć jako szczęśliwe dziecko, które w swojej niewiedzy, wrażliwości i infantylności jest najbardziej szczere i wzruszające. Bardzo się cieszę, że z rąk, serc i umysłów dorosłego duetu POLA emanuje tak dużo wrażliwości.

 

Ocena (od 1 do 6) 5 nostalgicznych, nieprzemijających nutek.
♪♪♪♪♪

 

Błażej Obiała

 


 

Kliknij i obserwuj nasz fanpage👉 bit.ly/Nasz-Facebook1

Kliknij i obserwuj nasz Instagram 👉 bit.ly/nasz-instagram1

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz