IKS

Perfect Days | reż. Wim Wenders [Recenzja] dystr. Gutek Film

perfect-days-recenzja

„Perfect Days” Wima Wendersa to wzruszający film o prostocie życia, ale uprzedzam: prostota życia w skomplikowanym współczesnym świecie jest trudna do zrozumienia  – zatem i ten film jest trudny. Trudny i monotonny. A współczesny mózg monotonii nie lubi, a jeśli już jej doświadcza to natychmiast ją pacyfikuje. Niby tęsknimy za tak zwanym „świętym spokojem”, ale na co dzień pragniemy akcji-reakcji  działania, wrażeń, podniet zmiany. W tym filmie tego nie ma.

„Perfect Days” jest statyczny, wypełniony prozaicznym codziennym banałem życia. Przez dwie godziny chwytałam się rozpaczliwie każdej sceny z życia bohatera. Dialogu, obrazu, dźwięku – czegokolwiek co podniosłoby ciśnienie. I takie sceny były – jednak jako ulotne chwile na ekranie, w których działo się odrobinę więcej. Chwytałam się ich rozpaczliwie z nadzieją „o teraz się zacznie, teraz się rozkręci”, a nie zaczynało się i nie rozkręcało. Moja wyobraźnia samotnie snuła ciągi dalsze i tworzyła wartkie akcje, które nie następowały.

 

zdj. materiały prasowe Gutek Film

 

Bo „Perfect Days” to  film – hipnoza. Pan Hirajama (Kōji Yakusho) wstaje o  świcie budzony dźwiękiem zamiatanych na ulicy liści. Wstaje, wygląda przez okno, składa materac, myje zęby, zabiera swój roboczy kombinezon, drobne do kieszeni i wychodzi do pracy. Jego dni wypełnia sumiennie wykonywana praca tokijskiego pracownika firmy sprzątającej, w której co do zasady nie dzieje się nic wyjątkowego.

W niedzielę Pan Hirajama ubiera swoje niedzielne ubranie i zakłada zegarek. W niedzielne popołudnie kupuje książkę za 100  jenów – najtańszą. Wieczorami czyta i zasypia. Potem znów ktoś zamiata ulice, a on wstaje skoro świt budzony tym dźwiękiem. Jego życie to swoisty dzień świstaka. Podglądałam go w kinie przez dwa tygodnie jego życia. Tak się ogląda ten film: śledzisz wszystkie ruchy bohatera w oczekiwaniu na ten jeden ruch, który rozwinie akcję i od którego  zacznie sią dziać na ekranie to na co czekasz. I tak wyczekujesz na coś, co do końca filmu nie następuje.

 

zdj. materiały prasowe Gutek Film

Na czym więc polega jego urok? Są takie sceny, w których następuje poruszenie. Są to sceny równie błahe i banalne jak cała reszta, ale jednak inne i bardziej dynamiczne – wyrywające na chwilę widza z filmowego letargu.

Zauważałam je na ekranie nie dlatego, że były wybitne, tylko dlatego, że wybitnie przeżywał je bohater, a ja razem z nim. Właściwie to zastanawiałam się, co bohatera tak porusza, dlaczego się tak cieszy albo płacze. Przecież nie wydarzyło się nic szczególnego, ot ktoś kogoś pocałował, ktoś komuś opowiedział swoja historię, ktoś kogoś odwiedził, a potem wyjechał albo ktoś kogoś kochał, ale właśnie przestał. Te wszystkie małe sceny Hirajama przeżywa jak dziecko. Prawdziwie, szczerze i bardzo emocjonalnie, choć do bohaterów ekstrawertycznych na pewno nie należy, więc i jego przeżywanie jest skromne – ale prawdziwe. A prawdziwość w filmie to skarb.

 

zdj. materiały prasowe Gutek Film

I to jest fenomen tego filmu. Autentyczność przeżywania życia we wszystkim tym, co życie ci daje, nawet jeśli daje niewiele.

Film siadł mi w duszy w ostatniej scenie. Wtedy się wzruszyłam. W kolejny poniedziałek, gdy Hirajama znów jechał do pracy, na niebie wschodziło słońce a z samochodowego magnetofonu popłynęło „I’M FEELING GOOD”, a on był szczęśliwy – tak po prostu. Wtedy zrozumiałam. Ten film ostatecznie porusza w taki specyficzny sposób. Obnaża nas samych w naszej nieumiejętności przeżywania radości ze zwykłego życia. Hirajama nie prowadzi nudnego życia, to ja uznałam jego życie za nudne, to nie on grzęźnie w prozie, to tylko ja nie dostrzegam w jego życiu poezji.

 

zdj. materiały prasowe Gutek Film

Uświadomiłam sobie, jak bardzo już nie umiem dostrzegać rzeczy wielkich w rzeczach małych. A Hirajama to potrafi. Zawstydził mnie ostatecznie choć nie taki miał zamiar. I poczułam zazdrość.

Czekamy na wydarzenia spektakularne i doskonałe, podczas gdy doskonałość świata jest tuż obok i wszędzie. W tym dźwięku zamiatanych rano liści, które budzą cię każdego dnia i uśmiechasz się, bo jest nowy dzień. W odsłanianiu zasłon i spoglądaniu przez okno na słońce na niebie. W ruchu otwieranych drzwi, gdy wychodzisz do pracy i po raz pierwszy rano rozglądasz się po świecie i dostrzegasz drzewa rosnące przed twoim domem. Gdy całuje cię dziewczyna i chociaż wiesz, że pocałunek był przypadkowy i niezobowiązujący, to celebrujesz go przez następne godziny. Gdy z fascynacją czytasz najtańszą książkę zakupioną w antykwariacie i gdy podlewasz kwiaty na parapecie. Albo gdy zakładasz odświętne ubranie i zegarek na rękę bo jest niedziela.

 

Kiedy ostatnio oddychaliście pełną piersią gdy wychodziliście do pracy, nawet wtedy gdy padał deszcz? Czy cieszy was odświętna niedzielna koszula/sukienka? Czy umiemy przeżywać życie tak, żeby nic nie zachwiało naszej wiary w sens tego, co się dzieje, nawet jeśli czasem dzieje się niewiele, a my płaczemy lub czujemy się samotni. Dostrzeżcie mikrokosmosy jakie nas otaczają. Świat bowiem składa się z wielu światów, „Next time is next time  – Now is now”. Idźcie na spacer doświadczać. Posłuchajcie muzyki, może być ta filmowa: „Feeling Good” czy „Perfect Day”, „Pale Blue Eyes”, „The House Of The Rising Sun” i przeczytajcie książki, które czyta milczący bohater: „Dzikie Palmy” William Faulkner, „Jedenaście” Patricia Highsmith. Przede wszystkim jednak obejrzyjcie dwa tygodniu z życia Hirajamy. Warto.

 

Ocena: 5/6

   Sylwia Ratajczyk

 

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

👉 Twitter

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Ten post ma jeden komentarz

  1. Tomek

    Recenzja bardzo trafna. Oddaje klimat i emocje, jakie towarzyszą temu filmowi. Ciesze się że, miałem okazję obejrzeć ten film po przeczytaniu recenzji Pani Sylwii. Dziękuję za inspirujący opis i zachęcam innych do obejrzenia tego filmu. Brawo!

Dodaj komentarz