IKS

„Oszust z Tindera”, reż. Felicity Morris, Netflix, film dokumentalny [Recenzja]

the-tinder-swindler-recenzja

The Tinder Swindler – czy jak kto woli „Oszust z Tindera”. Tytuł nie oddaje sensu, więc nie liczcie na kino o jakimś lovelasie z dużą ilością kochanek. Albo nie liczcie tylko na to. Jest to jednak dokument mocny, więc zacznę trochę od końca, żeby Was nie zniechęcać (nawet fani filmów fabularnych dostana tu rollercoaster emocji). Czy warto to obejrzeć? Bardzo. Czy jest dobry? Kurna, doskonały! Co jak co, ale RAW TV potrafi robić dobre, wręcz przebojowe dokumenty (wystarczy wspomnieć Don’t F*** with Cats czy Mistrzowie Mistyfikacji) ze świetnym montażem, dobrą kamerą i genialnie budowanym napięciem. Sama historia Oszusta z Tindera bardzo wciągająca. Tylko…

Tylko całość okazała się dla mnie mega irytująca. Produkcję ogląda się bardziej jak thriller psychologiczny niż dokument. Najgorsze jest jednak to, że niczym normalny film, niczego w waszym życiu nie zmieni. Wkurzy Was, ale obraz ten pokazuje jedno – kij Ci w oko widzu, tu nie ma refleksji i wartości edukacyjnej. To nie wina filmu, tak ma być.
 
No dobra, ale przejdźmy do fabuły. Krótko. Kobiety poznają typa na Tinderze (Tinder nic tu nie zawinił swoją drogą). Typ robi im wodę z mózgu mówiąc, że jest jakiś bazylionerem z bliskiego wschodu z prywatnymi odrzutowcami, Richard Mille na nadgarstku i Rolls Roycem w każdym kraju. Nieustannie podróżuje bo jest… I tu wersji kilka: sprzedawcą diamentów, handlarzem bronią, spadkobiercą miliardera, agentem Mossadu… Zależy od sytuacji, kraju i dziewczyny. Oczywiście my wiemy, że to ściema i to nie powinien być spoiler – to jest w tytule! Poznajemy więc historię tego co się działo, jak typek rozkochuje w sobie panny, a ponieważ jego praca jest ryzykowna, to w pewnym momencie wpada w problemy i potrzebuje pożyczyć od nich trochę siana. Najpierw 30 tysięcy dolarów. Potem 20 tysięcy. I tak kwoty rosną. A on żyje jak król, latając do innych panien w innych krajach, robiąc im to samo.
 
Tyle, żeby nie robić spoilerów jaki ta historia ma finał. Wszystko jest oczywiście szwindlem i na naszych oczach rozgrywa się dramat jednej strony i rozwiązywanie sprawy drugiej strony. Z minuty na minutę dowiadujemy się coraz więcej i więcej, treść żołądka zaczyna powoli naciskać na przełyk celem wydostania się na zewnątrz… Tak, cały temat, jego charakter i sposób bycia naszego antagonisty jest obrzydliwy. Konkretnie paskudny. To jak mówi, to co mówi i to jakie ma intencje. Argumentowanie, że kobiety same są sobie winne, że on może i kłamał, ale tak naprawdę „to co one sobie myślały? Pieprzone gold diggerki” – to jest chyba jeszcze gorsze.
 

Obejrzyjcie, naprawdę. Wyróbcie sobie sami zdanie, czy takie zachowanie jest etyczne i czy zasługuje na poklask. Nam oczywiście łatwo mówić, bo oglądamy ten film w ciepłym pokoju, jedząc ulubioną pizzę i popijając Pepsi kupioną w dwupaku w Żabce. Mam jednak osobiste doświadczenia z podobnymi sytuacjami i znam je trochę z pierwszej ręki. Jeśli ktoś uważa, że to one są sobie winne, to możemy tej osobie zazdrościć – oznacza to bowiem, że nigdy nie została zmanipulowana przez kogoś, komu zaufała bezgranicznie i komu w sytuacji krytycznej, niezależnie jak absurdalnej, chciała pomóc. Nie zawsze trzeba budować zaufanie latami. Czasem kilka intensywnych tygodni wystarczy.

Komentarze w filmie, pod filmem czy na Reddicie bardzo mnie rozczarowały. Nazywanie tego typa „magikiem”, „czarodziejem” czy „mistrzem” wiele mówi o ludziach. „Get rich quick” to nie coś, co powinnyśmy podziwiać – w 99% przypadków to zwykła ściema. A czy kobiety z filmu są sobie winne? Wina rzadko ma jeden wymiar, tu się zgodzę. Tak, mogły nie ufać, nie pomagać, nie pożyczać. Tak, mogły się zastanowić i przeanalizować jeden raz więcej. Na ich nieszczęście tak zostaliśmy stworzeni – z chęcią niesienia pomocy bliskim.
 
Manipulując szukamy osób, które mogą być na nas podatne, a kobiety, którym wmawia się, że gdzieś tam jest książę na białym koniu, mogą być podatne na kogoś, kto pojawi się w pięknych szatach na czymś, co białego konia przypomina. Pamiętajmy, że on wybierał konkretny rodzaj kobiet – otwarte podróżniczki lubiące wyzwania i nowości. Takie, wbrew pozorom, łatwiej nabiorą się na coś nieklasycznego. Kto jednak uważa, że on by się nie nabrał, temu rzucam wyzwanie umysłowe. Ktoś kogo znacie i komu ufacie mówi Wam o czymś dla niego bardzo ważnym – od tego zależy jego życie. Decyzja musi być podjęta tu i teraz. Jest presja czasu i nieustannie podsycane poczucie zagrożenia. Większość z nas nie będzie myśleć dwa razy, a konsekwencjami zajmie się później. On dla tych kobiet był kimś bliskim. Dodatkowo cała jego historia, choć niesamowita, składała się w całość. Skoro więc był bogaty, to mógł im oddać (pod jakim pretekstem wyłudzał to już znajdziecie w filmie). Więc zanim wystawimy jednoznaczną opinię – może należy się trochę zastanowić nad rzeczywistością.
 

Oszuści uczą się rozpoznawać osoby, na które podziała ich szwindel. Skoro nikt już dziś nie nabiera się na nigeryjskiego księcia, to po co te maile wciąż są wysyłane? Bo zdziwię Was, ale wciąż są tacy, którzy się nabierają. Skoro niczego nie zamawiałeś/nie robiłeś przelewu/płaciłeś za prąd w terminie, to po co klikasz w link w sms’ie? Tak z jednej strony ich łatwowierność to kuriozum i głupota, z drugiej – zwykła rzeczywistość. Owszem, na swój sposób kobiety te były naiwne, ale czy to kogokolwiek usprawiedliwia? Żerowanie na czyjej dobroci, głupocie, niepełnosprawności, wierze czy czymkolwiek innym jest obiektywnie złe i powinno być bezapelacyjnie piętnowane.

Najgorsze zostawiłem na koniec, więc zapnijcie pasy. Bo oszukiwanie, kradzieże to jedno. Brak szacunku do drugiego człowieka – jeszcze gorsze. Ale kupowanie podróbek zegarków?! Fuj! (taki żart na rozładowanie emocji). Polecam Wam obejrzeć The Tinder Swindler i ze spokojem sobie wszystko przeanalizować. No i pamiętajcie – czasem złol jest po prostu złolem. Bez drugiego dna.
 
Ocena (w skali od 1 do 10) 8 wymiotów kasą
 
🤑🤑🤑🤑🤑🤑🤑🤑
 
 
Jan Nostitz-Jackowski
IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz