IKS

Nira Nise – „The Witch Unburned” [Recenzja]

nira-nise-the-witch-unburned-recenzja

Grunge umarł. To oczywiście bardzo prowokacyjne stwierdzenie, niemniej próżno szukać w mainstreamie młodych wykonawców  odwołujących się do tego gatunku muzycznego. Kiedy po kolei odchodzili Kurt Cobain, Layne Staley, Chris Cornell, Mark Lanegan zabrakło na ich miejsce muzyków, którzy godnie zastąpiliby te niewątpliwe wielkie osobowości. Niby nadal spore zainteresowanie wzbudzają takie zespoły jak Foo Fighters czy Nickelback i można je na upartego wrzucić do szufladki post-grunge, jednak muzycy tych zespołów do młodzieniaszków też już nie należą. Ze względu na fakt, że jestem wielkim fanem tego muzycznego boom’u mającego miejsce na początku lat 90-tych, ogromnie ucieszyła mnie płyta młodej warszawskiej wokalistki Niry Nise, która wraz z towarzyszącym jej muzykami wydała niedawno debiutancki album „The Witch Unburned”.

Nira Wasik (bo tak formalnie nazywa się liderka) i zespół dość długo szlifowali debiutancki materiał. Już w 2018 roku wydali Ep-kę, jednak później nastąpił czas Covidu, który mocno wpłynął na tempo prac. Wokalistka ciężko przeszła chorobę i musiała długo przechodzić rehabilitację strun głosowych. Lekko więc nie było, ale na szczęście wreszcie doczekaliśmy się efektu końcowego w postaci „The Witch Unburned”. Obecnie skład grupy poza liderką (grającą również na gitarze) uzupełniają: Vincent Red (bass), Konrad Plichta (perkusja) i Łukasz Łopatowicz (druga gitara).

 

Byłoby dużą niesprawiedliwością napisać, że na swoim debiucie Nira Nise czerpie jedynie z grunge’u. W jej twórczości można odnaleźć również elementy punk-rocka czy też garażowej muzyki alternatywnej. Jednak na pierwszy plan wysuwają się wpływy takich zespołów jak Nirvana czy Alice In Chains. Absolutnie nie jest to zarzut, wszak dobre wzorce to już połowa sukcesu. Płytę rozpoczyna kawałek „Blame Is Mine”. Zdecydowanie najbardziej przebojowy fragment albumu, ukazujący też dlaczego to właśnie Nira firmuje całość swoją osobą. Bez dwóch zdań to jej głos jest najważniejszym elementem układanki. Szorstka barwa idealnie pasuję do tego rodzaju muzyki. Jej niemałe możliwości wokalne sprawiają, że w idealnym świecie, z miejsca stałaby się jedną z najważniejszych piosenkarek młodego pokolenia na naszym krajowym podwórku. A to jak potrafi wydrzeć paszczę pozazdrościłby jej niejeden przedstawiciel z rodziny kotowatych.

 

Zespół, poza umiejętnościami wokalnymi liderki, ma też inne atuty, jakimi niewątpliwie są kompozycje. Nie jest to może żadna instrumentalna wirtuozeria, ale energia, pasja i umiejętne budowanie nastroju sprawiają, że całość żre. Materiał nie jest również jednolity i nudny. Mamy więc na płycie muzyczny walec w duchu Alice’ów „House On a Tree”. W „Feathers” czy „Bad Dreams” pojawiają się nawiązania do twórczości Cobaina, a lekki „Tracks” spokojnie mógłby odnaleźć się na albumie Hole. Kończący regularną część płyty „In A Lie” przypomina w swoim klimacie „Something In The Way” Nirvany, czy też „Down In A Hole” Alice In Chains. Na płycie jest jeszcze bonus w postaci akustycznego „Done With All This Shit”.

 

 

Utworem, który zdecydowanie najbardziej chciałbym wyróżnić jest „Fokaia” (poprzedzony krótkim interlude „Better Run”). To w nim zespół rewelacyjnie zbudował mroczny, złowieszczy klimat. W warstwie tekstowej opowiada o zemście syreny, która postrzegana jest jako piękne stworzenie, a w rzeczywistości jest potworem. Nira Nise w swoich kawałkach nie skupia się jednak na baśniowych klimatach. Jej teksty bywają również zaangażowane. Przykładowo „Bad Dreams” jest wyrazem buntu przeciwko zakazowi aborcji i nawołuje do możliwości decydowania o swoim ciele, zaś „Don’t” to apel o… niedotykanie ludzi bez ich zgody.

 

Za miks albumu odpowiada Marcin Mackiewicz (w niektórych utworach wspomógł zespół w partiach gitary). I trzeba przyznać, że solidnie wywiązał się ze swojego zadania. Przede wszystkim bardzo umiejętnie uwypuklił najjaśniejszy element (wokal). Zadbał też, aby produkcja nie była nazbyt sterylna. W końcu mamy do czynienia z grungem i w kompozycjach musi być trochę brudu aranżacyjnego.

 

 „The Witch Unburned” to bardzo obiecujący debiut. Utwory są dość proste w warstwie instrumentalnej (m.in. właściwie brak w nich solówek gitarowych), jednak dobrze uzupełniają się z rewelacyjnym wokalem Niry Wasik. To jednak też bardziej eksportowa muzyka. Ma większe szanse zaistnieć na europejskich rynkach (np: Niemcy, Holandia), niż na naszym rodzimym grajdołku, gdzie królują wykonawcy typu Podsiadło, Sanah czy Zawiałow. Pewnie dlatego też teksty powstały w języku Szekspira. Jestem bardzo ciekaw, jaki kierunek Nira obierze na swoim kolejnym albumie. Czy nadal będzie eksplorować muzyczne rejony mało popularne w Polsce, a może zdecyduje się na jakieś kompromisy, aby zjednać sobie krajowych słuchaczy? Póki co stara się udowodnić, że grunge wcale nie umarł. I ja jej wierzę – bo ten rodzaj muzyki to przecież przede wszystkim serducho oraz szczerość i czuć je na „The Witch Unburned”.

 

                   Ocena: 4,5/6

                    Mariusz Jagiełło

Lista utworów: Blame Is Mine; Feathers; House On A Tree; Bad Dreams; Don’t; Tracks; Ugly Places; Better Run; Fokaia; In A Lie; Done With All This Shit (bonus track)

 


 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

👉 Twitter

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz