Mariusz Duda to osoba, której nie trzeba przedstawiać. Muzyk Riverside, Lunatic Soul, a od pewnego czasu także twórca wydający pod własnym nazwiskiem. Czołowa postać polskiej i światowej sceny rocka progresywnego… i nie tylko! Podczas rozmowy Mariusz opowiada o swoich inspiracjach, teraźniejszości i planach na przyszłość. Zapraszamy do lektury.
Michał Koch: Zacznijmy od pytania dotyczącego Twojego sztandarowego zespołu. Riverside ogłosiło cztery koncerty w ramach celebracji 20-lecia działalności. Czego możemy oczekiwać od tych wydarzeń? Czy macie już ułożony plan koncertów?
Mariusz Duda: Z pewnością usłyszymy przekrojowy materiał z całej naszej twórczości oraz niespodzianki.
MK: Będzie smutno czy raczej wzniośle?
MD: Że tak pozwolę sobie dość enigmatycznie odpowiedzieć — myślę, że postaramy się zapewnić naszym słuchaczom odpowiedni balans i wachlarz emocji (uśmiech).
MK: Koncerty muszą być organizowane zgodnie z wytycznymi epidemiologicznymi, które wymogła pandemia. Jak wyobrażasz sobie taki gig? (wywiad przeprowadzany był w czasie, kiedy na koncertach obowiązywały większe obostrzenia – przyp. red.)
MD: Na scenie będzie bez zmian. Raczej w maskach nie wystąpimy. Natomiast podkreślamy, że to nie będą koncerty klubowe, tylko występy na świeżym powietrzu. Bezpieczeństwo będzie więc zapewnione już z tej strony. Cała reszta, jak dezynfekcja rąk, mierzenie temperatury itd. też pewnie będzie musiała się odbyć. To tylko zapewni nam jeszcze większy komfort, bezpieczeństwo i spokój. Jeśli rozporządzenia z ministerstwa nie pokrzyżują nam szyków, to wszystko powinno być podobne do tego, co pamiętamy.
MK: Brakuje Ci grania koncertów? Jak na ogłoszenie zareagowali fani? Masz feedback z ich strony?
MD: Przyznaję, że za graniem koncertów tęsknię. A nasi fani jak to nasi fani — najlepsi. Koncert w Warszawie mamy już wyprzedany. Gdańsk już prawie też. Reszta powoli dobija do końca sprzedaży. To chyba wystarczający feedback.
MK: Jak ostatni rok wpłynął na Ciebie i Twoje projekty muzyczne?
MD: Ostatni rok sprawił, że się rozstroiłem. Na szczęście nie psychicznie tylko fizycznie. Teraz mam już trzy muzyczne światy. Odpowiadam więc już nie tylko za Riverside na przemian z Lunatic Soul, ale i za rzeczy wydawane pod własnym nazwiskiem.
MK: Słuchacze otrzymali w czasie pandemii Twój debiut solowy „Lockdown Spaces” i przestrzenny „Claustrophobic Universe”. Jaką wymowę mają te płyty? Czy to dźwięki, które teraz są Ci bliskie?
MD: Otrzymali jeszcze nowy album Lunatic Soul! Wszystkie te albumy charakteryzowało jedno — powrót do korzeni. Na jednej płycie były to korzenie organicznie dosłowne. Na dwóch wydanych pod nazwiskiem, elektroniczne i w przenośni. Wszystkie jak najbardziej bliskie. Folk i elektronikę kocham równie mocno, co muzykę rockową.
MK: Twoje „pandemiczne” płyty solowe wydane pod nazwiskiem, mają być tryptykiem. Czego możemy spodziewać się po kolejnej odsłonie? I czy będziesz kontynuował działalność stricte solową pod imieniem i nazwiskiem?
MD: Mam plan, żeby to kontynuować, jak najbardziej. A na trzecim albumie MD, po komputerach i kasetach magnetofonowych, zapewne przyjdzie czas na książki i komiksy. Marzy mi się muzyka zainspirowana szelestem papieru.
MK: Wspomniałeś już album „Through Shaded Woods”. Jak zamierzasz pogodzić Riverside, Lunatic Soul i solową twórczość?
MD: Żeby była jasność — Lunatic Soul i Riverside to też moja solowa twórczość (śmiech). Wiadomo, że w przypadku macierzystego zespołu nie jest to 100% jak przy LS czy MD, bo jesteśmy zespołem i nie tylko ja tu komponuję, ale jednak komponuję sporo. Jak pogodzić? To proste — przede wszystkim w każdym z tych muzycznych projektów tworzyć muzykę w innym gatunku. W Riverside balansować na granicy rocka i metalu, w Lunatic Soul zahaczać o folk i orientalizmy a pod własnym szyldem bawić się w elektronikę. Oczywiście nie zaszkodzi raz na jakiś czas zrobić crossover!
MK: Jesteś głównym kompozytorem w każdym zespole, w którym występujesz. Co jest wyznacznikiem, że dany utwór trafił na album Riverside, a inny na Lunatic Soul? Komponujesz zgodnie z jakimś kluczem?
MD: Nie wytwarzam zbioru piosenek. Nagrywam zawsze od razu całe koncepty. I oprócz wspomnianych różnic gatunkowych warto podkreślić, że nigdy nie mam problemów z wyborem co, idzie gdzie, bo jeśli komponuję album, to zaczynam od czystej kartki, aż ją zapisze i zapełnię. Zawsze jak przychodzi kolej na dany album, to na nim się koncentruję. Staram się unikać chaosu w głowie, mam go na co dzień za dużo poza nią.
MK: Pandemia mocno uderzyła w branżę muzyczną i koncertową. Myślisz, że scena podniesie się, gdy pożegnamy kryzys?
MD: Oczywiście. Chociaż wiele rzeczy będzie już inaczej wyglądało. Nie da się zupełnie wrócić do tego, co było kiedyś. Z pewnością nie u każdego pokolenia. Obawiam się, że jeszcze przez jakiś czas spora grupa fanów odpuści sobie muzykę na żywo. I tutaj też przerzuci się „z kina na streaming”.
MK: Jak zmieni się świat? Czy „nowa normalność” zostanie z nami na dłużej? Czy wyciągniemy lekcję z tej sytuacji?
MD: Nowa normalność właśnie się kształtuje. Jesteśmy świadkami transformacji i nowego podziału na wierzących i niewierzących. Już nie w Boga tylko w to, co się dzieje dookoła. Coraz bardziej dotykają nas decyzje polityczne, coraz mocniej się polaryzujemy. Z pewnością wyciągnęliśmy już jakieś lekcje, ale obawiam się, że one nic nie dadzą. I z góry przepraszam za dekadentyzm, ale czuję, że wrócimy do zagłady siebie i tej planety szybciej niż nam się wydaje. Przed nami jeszcze życie z nową chorobą, kolejne fale kolejnych mutacji, kolejne kontrowersje. To będzie czas, o którym napisze się wiele książek.
MK: SztukMix to portal o szeroko pojętej sztuce. Co inspiruje Mariusza Dudę? Proszę, opowiedzieć Czytelnikom o tym.
MD: Inspiruje mnie moje życie i życie moich bliskich, moje doświadczenia. Inspirują mnie wydarzenia, które dzieją się wokół mnie. Inspiruje mnie wyobraźnia innych ludzi, sztuka. Najlepiej inna niż ta, którą sam próbuję tworzyć — bo od muzyki innych artystów bardziej wolę filmy, gry, obrazy, historie przeczytane na papierze lub ekranie. Inspirują mnie zamknięcia w domu i piesze wycieczki górskie. Inspirują mnie wspomnienia i wszystko, co mam w DNA, czym nasiąkłem przez całe życie. Inspirują mnie też marzenia, nadzieja i chęć zmian na lepsze. To wszystko staram się umieszczać w swojej twórczości.
MK: Czy są jakieś płyty — lub zespoły — które mógłbyś polecić? Jaka muzyka towarzyszyła Ci podczas lockdownu? A może coś ze świata filmów i seriali?
MD: Wszystko się u mnie zmienia. Ostatnio słucham dużo muzyki klasycznej i black metalu (śmiech). Z seriali nadrabiam klasyki jak „The Wire”. Z książek literaturę popularnonaukową i nową prozę polską. Dodatkowo wpadłem też w wir kupowania małych instrumentów elektronicznych, więc mentalnie szykuję się na zamknięcie trylogii. Chciałbym zdążyć jeszcze w tym roku.