IKS

Piotr „Chypis” Pachulski (Normalsi) [Rozmowa]

piotr-pachulski-normalsi-rozmowa

Piotr „Chypis” Pachulski – lider i jeden z założycieli łódźkiego zespołu Normalsi. Ich debiut płytowy – album „Soliloquium”, wydany w 2005 r. oraz wydany rok później ”Dekalog czyli Piekło Muzykantów” – okazały się dużym sukcesem artystycznym. W 2007 r. kuratorzy oświaty nagradzali płytą Normalsów najlepszych maturzystów w kraju. Zespół do tej pory wydał cztery albumy. Obecnie opublikował w serwisach streamingowych swój występ akustyczny (Kliknij tutaj). 

„To całkiem spontaniczna akcja charytatywna była, a że stały dwie kamery i akustyk, i światło to pomysł się narodził, żeby to nagrać. Przy pomocy paru serdecznych osób. I po miesiącu przed monitorkiem wyszło, jak wyszło. Nie jest to profesjonalny materiał, ale ślad pięknej akcji charytatywnej, zwieńczony obrazkiem i muzą do posłuchania na „spotifajach” czy „jutubach”. – o akustycznym koncercie, a także m.in. o braku sukcesu komercyjnego, spektaklu „Łajza” i planach na przyszłość – mówi w rozmowie ze SztukMix Piotr Pachulski

 Mariusz Jagiełło: Żyjemy w czasach, w których bardzo na miejscu jest zapytać, na początku naszej rozmowy – jak Twoje zdrowie?

Piotr Pachulski: Teraz już wszystko w porządku, ale dopiero co jestem po lekkim wstrząsie zdrowotnym, wszystko na szczęście przebiegło dość szybko, a to dzięki pewnemu lekowi, którego nazwy nie powinienem pewnie wymieniać, ale wymienię – Amantadynie. (Do tej pory nie ma badań naukowych potwierdzających, iż Amantadyna wpływa na łagodniejszy przebieg COVID-19 – przyp. MJ)

MJ: Teraz zapytam trochę zaczepnie, z czego wynika Twoim zdaniem fakt, że po wydaniu tak fantastycznych albumów „Soliloquium” i „Dekalog, czyli Piekło Muzykantów” – przez wiele osób uważanych wręcz za jedne z najlepszych polskich rockowych dokonań z początku nowego tysiąclecia – nie udało się tego przekuć w większy sukces komercyjny, chociażby na miarę innego łódzkiego zespołu na literkę „C”?

PP: Bardzo znane jest mi to pytanie i powiem, że w pytaniu jest trochę odpowiedzi. Nasz kraj to niewielka garstka świadomych słuchaczy, a w temacie rockerki to aż wstyd… Czyli jest mało słuchacza, a muzyki dużo, i np. porównując muzykę do kartofla, trzeba to poletko obsadzić wieloma rodzajami ziemniaka i z braku gruntu całkiem dużą część sadzonek się wyrzuca, nic po tym nie zostaje. My jesteśmy tymi właśnie kartoflami, które pozostały w kącie komórki… ojoj, ale pojechałem… przepraszam. Chciałem powiedzieć, że na naszym małym ryneczku nie ma miejsca na dwie kapele podobnie grające.
 

MJ: Po wydaniu kolejnego albumu „Pokój z widokiem na wojnę” na kolejną płytę przyszło nam czekać aż jedenaście lat. Skąd taka długa przerwa, co działo się przez ten czas z zespołem?

PP: Rzeczywiście dość długo, ale w tym czasie zespół miał problemy personalne i istnienie Normalsów wisiało na włosku; chyba dzięki spektaklowi „Łajza” kapela przetrwała, pojawiła się praca, granie, zarobkowanie. Spektakl może też nas rozleniwił, a może to nie był jeszcze ten skład, żeby podejść do nagrania płyty. Gdy doszedł do nas Michał Usdrowski (bębny), brzmienie chyba się skrystalizowało i tak weszliśmy do studia.
 

MJ: Skoro wspomniałeś o spektaklu „Łajza”, odpowiedz – jak doszło do jego powstania i jak obecnie go oceniasz?

PP: Długo by gadać o całej tej przygodzie. Powiem tak: ktoś nad tym czuwał, że tam zaprowadziły nas drogi. Była to magia i odkrycie wnętrza tej tajemnicy, jaką jest teatr. My oczywiście czuliśmy się jak świnie przy stole, ale było smacznie (śmiech). Szkoda, że spektakl zszedł z afisza, choć był dochodowy do samego końca. Graliśmy cztery lata do pełnej sali, często po dwa spektakle dziennie, a mimo to ktoś postanowił to po prostu wywalić do kosza. Teatr Muzyczny w Łodzi jednak dał nam szkołę i chęć działania na tym polu, bowiem w przygotowaniu jest kolejna sztuka, ale o tym może przy okazji następnego wywiadu. Ok? (śmiech)
 

MJ: Ok. A myślisz, że będzie można zobaczyć jeszcze „Łajzę” w przyszłości, przy założeniu, że świat wyjdzie z zamrażarki?

PP: Dla nas nie jest problemem grać, ale komuś to jednak przeszkadzało, nie chcę się denerwować, wyciągać brudów i obnażać kulisów. Tak widać musiało być, czas pokaże, czy da się odkopać ten kawał roboty i piękna.
 

MJ: W lutym 2020 roku ukazał się Wasz album „Wiry”. W mojej opinii bardzo udany powrót. Zaczęliście znowu koncertować i niestety zaczęła się pandemia. Nie poczuliście, że ciąży nad Normalsami jakieś fatum?

PP: Tak, płyta wyszła na końcu lutego, a w marcu nas pozamykali. Wtopa. Wiadomo, że z mediami też nam się nie układa, więc płyty sprzedajemy przede wszystkim na koncertach. Mówić dalej? Fatum? Ta choroba to był tak duży cios, sam w sobie, że chyba nie było czasu o tym w taki sposób myśleć, ludziom poprzewracało się w głowach globalnie, więc nasz problem to nie problem.
 

MJ: Podejrzewam, że promocja płyty konkretnie wyhamowała. Jak radziliście i radzicie sobie w tej trudnej sytuacji, która dopadła nas wszystkich?

PP: W roku 2020 zagraliśmy jeden, akustyczny koncert w przerwie międzypandemicznej – to była jesień, w warszawskim Gnieździe piratów, więc nie możemy sobie porozmawiać o promocji.

MJ: Czy według Ciebie świat wróci do normy?

PP: Zależy co przyjmujemy za normę, ale według moich norm – NIE.

MJ: Jaki, po półtora roku od ukazania się „Wirów”, masz do nich obecnie stosunek? Jesteś z nich dumny czy coś byś zmienił?

PP: Jest na tej płycie parę takich chwil, że mnie niosą w dobrym kierunku i łezka się zakręci. To, że chce mi się jej jeszcze słuchać, to znaczy, że nie jest źle, choć raczej rzadko słucham Normalsów.
 

MJ: Jaka jest geneza Waszego akustycznego występu, który właśnie ukazał się w serwisach streamingowych?

PP: To całkiem spontaniczna akcja charytatywna była, a że stały dwie kamery i akustyk, i światło to pomysł się narodził, żeby to nagrać. Przy pomocy paru serdecznych osób. I po miesiącu przed monitorkiem wyszło, jak wyszło. Nie jest to profesjonalny materiał, ale ślad pięknej akcji charytatywnej, zwieńczony obrazkiem i muzą do posłuchania na „spotifajach” czy „jutubach”. Mam nadzieję, że Iga, dla której graliśmy, czuje się lepiej.
 

MJ: Jakimi kryteriami kierowaliście się przy doborze repertuaru?

PP: Zawsze jest ciężko wybrać repertuar na pół godziny grania, ale trzeba zagrać tak zwane sztandary i to, co mieni się dobrze zapowiadającym się „chitem”. (śmiech)
 

MJ: Mam wrażenie, że dość zachowawczo podeszliście do wersji akustycznych swoich utworów. Poza „Łajzą” nie poszaleliście zbytnio przy aranżacjach. Czy takie było założenie?

PP: Tak jak mówiłem wcześniej, to był spontan, akcja była przekładana kilkakrotnie, a my ukradkiem spotykaliśmy się na próbach, bo przecież nie wolno było. Gdy wychodziliśmy na fajkę przed salę prób, to baliśmy się, że nas ludzie zakapują na policję… co to za czasy?
 

MJ: Czy jakiś utwór sprawił Wam problem przy przerabianiu go na akustyczną formę?

PP: Większość utworów zostało stworzone na pudle, więc raczej nie było problemu –to jakby wrócić do oryginału.
 

MJ: A nie korciło Was, żeby dodać jakiś cover? To dość powszechne przy tego rodzaju koncertach.

PP: Raczej nie…. gramy same covery, po co nam jeszcze cudze? (śmiech)
 

MJ: Wiele osób na pewno interesuje, czy koncert ukaże się na nośniku fizycznym?

PP: Powiem tak: jeszcze po „Wirach” czujemy pustkę w kieszeniach, to nie są tanie rzeczy, niestety, proszę Pana.
 

MJ: Jakie są Twoje ulubione akustyczne płyty innych artystów? Czy w jakikolwiek sposób inspirowaliście się wcześniejszymi dokonaniami w tym zakresie?

PP: Nie, niczym się nie inspirowaliśmy, ale muszę przyznać, że wielkie wrażenie zrobił na mnie akustyczny koncert Alisów z MTV. Do tej pory uważam go za najlepszy unplaguette… czy jak to się tam pisze. (śmiech)
 

MJ: Czy po „odmrożeniu” branży koncertowej planujecie występy akustyczne?

PP: Tak, to jest forma, na której potrzebne jest skupienie, nasze i widowni – trudniejsza akcja, a my lubimy wyzwania.
 

MJ: Na zakończenie zapytam o plany na przyszłość. Czy powstaje już nowy materiał na kolejną płytę?

PP: Wspomniałem wcześniej i delikatnie odkryję karty. Na styczeń 2022 przewidziana jest premiera nowego spektaklu, tym razem bez tańca, ale w towarzystwie szacownej ekipy aktorskiej. Mistrz i Małgorzata. Mówi Ci to coś?
 

MJ: Coś mi świta (śmiech). Dziękuję bardzo za rozmowę i mam nadzieję – do szybkiego zobaczenia na Waszych koncertach.

PP: Dziękuję.

 

Rozmawiał: Mariusz Jagiełło

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz