IKS

Kim Nowak – „My” [Recenzja]

W 2012 roku moją polską płytą roku został drugi studyjny krążek formacji Kim Nowak, która była dla braci Waglewskich odskocznią od świata hip-hopu. „Wilk” mnie zachwycił (choć widzę, że w ostatnich wywiadach Fisz nie wypowiada się o nim jakoś super entuzjastycznie) i, co oczywiste, chciałem, żeby kolejne płyty tego rockowego tria (Waglewscy zaprosili do udziału w tym projekcie gitarzystę Michała Sobolewskiego) wychodziły, jak najczęściej. Okazało się, że na następcę „Wilka” musiałem długo poczekać. Jedenaście lat to sporo, ale muzycy mi to zrekompensowali, gdyż „My” to krążek, który od premiery nie schodzi z prywatnej playlisty zatytułowanej „najczęściej odtwarzane”.

Czy coś zapowiadało, że grupa Kim Nowak powróci? Raczej się o tym nie mówiło. Zwłaszcza, że Fisz, Emade i Michał Sobolewski na nudę narzekać nie mogli. I tak naprawdę szybciej spodziewałem się premiery następcy albumu „Ballady i protesty”. A jednak… Spontaniczna reaktywacja stała się faktem. Kluczowa w tym wszystkim była postać basisty Staszka Wróbla, który najpierw – po wielu latach – ponownie połączył siły z braćmi Waglewskimi i dołączył do Tworzywa, a później postanowił „zawalczyć” o Kim Nowak. I tak oto powstał krążek „My”, nagrany na tzw. „setkę”, na którym słychać doskonale, że muzycy świetnie bawili się w studiu. Że te wszystkie dźwięki wypłynęły z nich w sposób naturalny. Tytuł dobrze więc odzwierciedla zawartość trzeciego albumu zespołu. Zespołu, który jest prawdziwym monolitem.

 

Skoro ekipie dobrze się pracowało, to efekt działań nie mógł być inny niż świetny. Choć panowie zarejestrowali sporo materiału (14 utworów, prawie cztery kwadranse muzyki – w dzisiejszym „singlowo-playlistowym” świecie, mamy do czynienia z naprawdę długim longplayem), to uniknęli mielizn kompozycyjnych. Każdy strzał jest celny. Idąc dalej analogią piłkarską – w takiej formie spokojnie wygraliby turniej rangi mistrzowskiej. I żaden „Łysy z Fify” by im w tym nie przeszkodził.

 

 

Album „My” jest wypełniony, bądź co bądź, dość prostymi gitarowymi numerami osadzonymi w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku, ale mają one to „coś”, co sprawia, że chce się do nich raz za razem wracać. Oczywiście, dużą robotę robią także teksty Fisza, który – jak sam przyznaje w wywiadach – musiał się słownie ograniczać, żeby przypadkiem utworów nie zagadać. Czy mu się to udało? Jak najbardziej. Bartek Waglewski bywa nostalgiczny, ironiczny (w „Lajonelu” śpiewa „Miej wyjebane, jak Lionel Richie” – zwrot prosty i prawdziwy!), ale także wkurzony. No i chyba nie muszę dodawać, że cały czas gra w najwyższej klasie rozgrywkowej.

 

Same single już zawiesiły wysoko poprzeczkę. Zwłaszcza utwór tytułowy, napędzany przez nowofalową perkusję Bartka Waglewskiego, który trafia do mnie, przede wszystkim, pod względem tekstowym. Zwłaszcza fragment „Ciekną nam łzy/Nie potrafię bez ciebie żyć”, który jest mi obecnie niezwykle bliski. Z kolei skandowani „Bohaterzy” od razu wpadają w ucho. Ale i tak największe wrażenie, w tej kompozycji, stanowi instrumentalna końcówka. Fisz oddaje pole kolegom i bardzo dobrze! Czysto rock’n’rollowy jest „Łysy z Fify”. Podobnie jak, nomen omen, „Garażowy pies”. Panowie potrafią także przywalić obuchem w łeb, gdyż nie brakuje na albumie szybkich, punkowych strzałów przekraczających ledwie 60 sekund („Ludzie w biegu”, „Dzikie gęsi”). Jako fana muzyki funk bardzo cieszą wyraźne partie basu – posłuchajcie sobie chociażby „Wiatru ze wschodu”, odwołującego się do bieżących kwestii politycznych, „Pra świata” czy „Apetytu” (w tym ostatnim znów mocniej odzywa się także nowa fala). I od razu uśmiech na twarzy się pojawia. Pod koniec płyty grupa trochę zwalnia. Muzycy nigdzie się nie spieszą, co również daje znakomite efekty (najdłuższe w całym zestawie „Echo” z partią altówki, „Słodycz”). A no i jeszcze muszę wspomnieć o „Soli”, która jest najbardziej poruszającym momentem krążka „My”. Ach, jak ten numer hipnotyzuje za sprawą swojej „plemienności”. Coś wspaniałego.

 

Przyznam się szczerze, że brakowało mi na polskim rynku muzycznym formacji Kim Nowak. OK, może rock obecnie nie jest najpopularniejszym gatunkiem nad Wisłą, ale gitary, moim zdaniem, zawsze będą w cenie. Więc tym bardziej się cieszę, że ta ekipa wróciła i to jeszcze w świetnym stylu. „My” to album szalenie równy, gdzie świetne utwory przeplatają się z… bardzo dobrymi. Czy mnie to zaskoczyło? W żadnym wypadku. Bracia Waglewscy od 2010 roku (wtedy to ukazał się debiut Kim Nowak) nie wydali ani jednej płyty, o której mógłbym powiedzieć, że mnie zawiodła. Wszystko jest „master class”. Jestem ciekawy, ile ta passa jeszcze potrwa. Życzę, żeby nigdy się nie skończyła!

Ocena: 5,5/6

Szymon Bijak

Lista utworów: My; Łysy z Fify; Bohaterzy; Ludzie w biegu; Lajonel; Piasek; Sól; Garażowy pies; Dzikie gęsi; Pra świat; Wiatr ze Wschodu; Apetyt; Echo; Słodycz.

 


 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

👉 Twitter

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz