IKS

Iron Maiden, Stadion Narodowy, Warszawa, 24.07.2022 [Relacja]

iron-maiden-relacja

Jeśli dobrze policzyłem, brytyjska formacja Iron Maiden zagrała u nas właśnie po raz 27! Muzycy do Polski przyjeżdżają regularnie, choć tym razem fani nad Wisłą musieli uzbroić się w cierpliwość i poczekać na swoich ulubieńców prawie cztery lata. Tak długiej przerwy nie było od… 1995 roku (wizyta poprzedzająca odbyła się w 1986 – przy okazji promocji „Somewhere in Time”). Oczywiście, w tym najnowszym przypadku głównym winowajcą była pandemia koronawirusa, która wszystkim krzyżowała plany.

Bruce Dickinson i spółka odwiedzili Stadion Narodowy w Warszawie w ramach trasy „Legacy of the Beast”, czyli tej samej, co w Krakowie w 2018. Z tym jednak wyjątkiem, że przez te wspomniane cztery lata zespół wypuścił w świat kolejny studyjny album. Choć szyld pozostał nietknięty, zmiany nastąpiły w setliście i scenografii. Warszawski koncert rozpoczął się więc od trzech utworów z ubiegłorocznego „Senjutsu”. Na sam początek – potężny numer tytułowy, a później dwa single promujące to wydawnictwo: „Stratego” i „The Writing on the Wall”. Za plecami muzyków pojawiły się odpowiednie orientalne elementy. Nie zabrakło także Eddiego – w roli samuraja, rzecz jasna. Poza tym w setliście doszło jeszcze do jednej zmiany – do łask wrócił „Blood Brothers” (ostatni raz grupa wykonywała go w 2017). No i można jeszcze dodać kosmetyczne zmiany, jeśli chodzi o kolejność utworów. „The Trooper” rozpoczął bisy od niepamiętnych czasów, a całość zamykał z kolei „Aces High” (nigdy wcześniej to się nie zdarzyło).

 

Iron Maiden zagrali prawie dwugodzinny set, podczas którego nie zabrakło obowiązkowych przebojów – chóralnie odśpiewanego „Fear of the Dark”, ognistego „The Number of the Beast” czy „Troopera”, podczas którego Bruce Dickinson wymachiwał polską flagą. Osoby, które nie miały okazji być podczas ostatniej wizyty muzyków w Krakowie, mogły także wysłuchać kompozycji rzadziej wykonywanych przez zespół („Revelations”, „Flight of Icarus”, „Sign of the Cross”). Najważniejsza jednak jest taka informacja, że grupa jest cały czas w formie. Czapki z głów zwłaszcza przed Dickinsonem, który śpiewa – mimo upływu lat – wspaniale. No i nie zmienia się to, że frontman szaleje na scenie. Jeśli miałby na ręce opaskę do liczenia kroków, to z pewnością po zakończeniu warszawskiego występu otrzymałby powiadomienie z gratulacjami za bardzo dobry wynik. Można było ponadto zauważyć, że Bruce – w przeciwieństwie do poprzednich występów, na których miałem okazję być – mówił mniej., choć nie zrezygnował z klasycznych swoich okrzyków skierowanych do publiczności – „Scream for me Polska, Scream for me Warszawa”. Bez tego nie wyobrażamy sobie przecież koncertu Żelaznej Dziewicy.

 

A jak pozostali muzycy? Mniej szaleli, co nie jest niespodzianką, Adrian Smith i Dave Murray. Tradycyjnie z basu „strzelał” i podśpiewywał kolejne linijki tekstów Steve Harris, a Janick Gers nie zapomniał o niezbędnych wygibasach. A z tyłu nad wszystkim nadzorował Nicko McBrain, którego zestaw perkusyjny robi duże wrażenie.

Wspomniałem już, że na początku – ku uciesze fanów – wyszedł Eddie. Później zrobił to jeszcze raz. W trakcie „Troopera” walczył na miecze z Dickinsonem w stroju kawalerzysty. Podczas „Iron Maiden” pojawiła się natomiast dmuchana wersja maskotki IM. Ponadto we „Flight of Icarus” ujrzeliśmy gigantyczne Ikara, a Bruce bawił się w iście „rammsteinowy” sposób, gdyż miał do dyspozycji miotacz ognia. Z kolei w finałowym „Aces High” nad sceną zawisła imponująca replika samolotu, którym latali polscy piloci w trakcie Bitwy o Anglię w czasie II wojny światowej.

 

Chętnie bym teraz napisał, że było idealnie, ale… Czas na ukochany kącik. Dźwiękowcy przez cały koncert starali się walczyć z nagłośnieniem. Trzeba jednak pamiętać, że warszawski stadion jest trudnym przeciwnikiem. Niestety, brzmieniowo rewelacji nie było (zwłaszcza w mocniejszych fragmentach, dlatego też lepiej wypadł np. spokojniejszy stosunkowo „The Clansman”; nawiasem mówiąc wykrzyczane w refrenie „freedom” nabrało w obecnej sytuacji politycznej jeszcze większego znaczenia). Miejscami za bardzo to wszystko się zlewało, a perkusja zagłuszała resztę instrumentów. Sądzę jednak, że większość osób zdawała sobie z tego sprawę, jeszcze przed rozpoczęciem się koncertu.

 

Jeśli chodzi o trasę „Legacy of the Beast”, lepsze wrażenie muzycy Iron Maiden zrobili na mnie w odsłonie halowej niż stadionowej. Nie chodzi jednak o samą formę, tylko o nieszczęsne nagłośnienie. Poza tym – nie mam się do czego przyczepić. Wiem, że to wyświechtany frazes, ale Maideni są jak wino. Im starsi, tym lepsi. Strach pomyśleć, co będzie dalej…

 

P.S. przed Iron Maiden w Warszawie zaprezentowały się dwie formacje – Lord of the Lost i Within Temptation

 

Szymon Bijak

 

Setlista:

1. Senjutsu
2. Stratego
3. The Writing on the Wall
4. Revelations
5. Blood Brothers
6. Sign of the Cross
7. Flight of Icarus
8. Fear of the Dark
9. Hallowed Be Thy Name
10. The Number of the Beast
11. Iron Maiden

Bisy
12. The Trooper
13. The Clansman
14. Run to the Hills
15. Aces High

 


 

Kliknij i obserwuj nasz fanpage👉 bit.ly/Nasz-Facebook1

Kliknij i obserwuj nasz Instagram 👉 bit.ly/nasz-instagram1

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Ten post ma jeden komentarz

  1. Bartek

    Dodałbym ze z przednich rzędów widać było że muzycy też się świetnie bawili
    Zwłaszcza Dave z Yanickiem sporo się przekomarzali, ale Adrian też cały koncert chodził z bananem na twarzy

Dodaj komentarz