Iron Maiden – „Nights Of The Dead: Live In Mexico City”
Od dzieciaka jestem fanem „koncertówek” we wszelakim wydaniu. Pamiętam, jak sam nagrywałem koncerty na „kaseciaka” i stawałem się szczęśliwym posiadaczem bootlegów, które z sentymentem przechowuję do dziś. Rok 2021 nie zapowiada się niestety, by stadiony na świecie wypełniały się muzyką naszych ulubionych zespołów. Sami artyści wciąż niepewnie patrzą w przyszłość.
Tym bardziej, każdego rodzaju wydawnictwa koncertowe przyjmujemy, jak namiastkę tego, co już było i tego, do czego z utęsknieniem chcielibyśmy wrócić. Nic bowiem nie zastąpi ulubionej muzyki wykonywanej przez artystów na żywo.
Najnowsza pozycja w dyskografii „Żelaznej Dziewicy”, to właśnie płyta koncertowa. Album „Noce Umarłych” został nagrany w dniach 27, 29 i 30 września 2019 roku w Meksyku podczas trasy Legacy of the Beast World Tour. Trasę tę doskonale polscy fani pamiętają. Sam byłem szczęśliwcem, który był na jednym z koncertów w Polsce. To płyta dla prawdziwych fanów zespołu – bez dwóch zdań, która udowadnia, że karnawał „Żelaznej Dziewicy” wciąż trwa w najlepsze.
Zespół ma z czego wybierać. W ramach najnowszej płyty koncertowej zaserwował nam klimaty powiązane blisko z globalnymi konfliktami zbrojnymi na przestrzeni różnych czasów. Setlista ułożona w ten sposób, to oczywiście znane wszystkim fanom utwory, które w wielu miejscach na płycie odśpiewywane chóralnie, wzbudzają niesamowitą atmosferę. Tę – przy dobrym sprzęcie – można chłonąć bez końca. Na plus utwory z płyty „Powerslave”. Bas chodzi jak trzeba, a gitarki tną przestrzeń, że aż ciarki przechodzą. Zresztą cała sekcja gra jak należy.
Odpowiedzialni za produkcję: Tony Newston i Steve Harris zadbali o to by płyta była „mocarna”. Brzmienie jest naprawdę rewelacyjne i żaden dźwięk nie kłóci się ze sobą uwypuklając jedną wspólną całość. To ważne, bowiem to przecież przedział trzech dni i wybór zaledwie kilkunastu utworów. Do tego utęsknieni fani mogą poczuć magię stadionowej zabawy, gdy tysiące gardeł śpiewa wspólnie z Dickinsonem partie wokalne. Weźmy np. „Fear Of The Dark”, który fani śpiewają niemalże cały czas przebijając się przez głos wokalisty wyraźnie podekscytowanego takim obrotem sprawy. Sam Dickinson dość często oddaje fanom głos, co tylko wzmaga nostalgię za koncertami na żywo.
Do wokalu na ogół przyczepić się nie można. Dickinson ma przecież już swoje lata i wygraną batalię z rakiem gardła. Tym bardziej należy mu się szacunek za wyciąganie wysokich rejestrów w numerach, które do najłatwiejszych nie należą. Na płycie, oprócz znanego zestawu kawałków, pojawiają się też takie grane po raz pierwszy od prawie trzydziestu lat. Na uwagę zasługuje z pewnością wykonanie „Hallowed Be Thy Name”, które dla prawdziwych fanów stanowi nie lada perełkę. Zresztą jak cała koncertowa płyta, która pokazuje, że zespół wciąż jest prawdziwą bestią w pierwszoligowym świecie muzyki heavy metalowej. Czy zapowiadany w lipcu tego roku koncert Iron Maiden na stadionie PGE Narodowy w Warszawie dojdzie do skutku? Ciężko wyrokować. Jak na razie pozostaje wspomnienie ubiegłych występów „Żelaznej Dziewicy”.
Ocena (w skali od 1 do 10) 9 diabełków
Marcin Szyndrowski
Tracklista:
Churchill’s Speech/Aces High
Where Eagles Dare
2 Minutes To Midnight
The Clansman
The Trooper
Revelations
For The Greater Good Of God
The Wicker Man
Sign Of The Cross
Flight Of Icarus
Fear Of The Dark
The Number Of The Beast
Iron Maiden
The Evil That Men Do
Hallowed Be Thy Name
Run To The Hills