Dwadzieścia lat temu amerykańska formacja Interpol była na ustach wszystkich. A to za sprawą debiutu „Turn on the Bright Lights”, czyli bez wątpienia jednego z najlepszych albumów pierwszej dekady XXI wieku. I choć czasy świetności autorów takich utworów, jak m.in. „Obstacle 1” czy „Evil”, już minęły, to wciąż nie dają słuchaczom o sobie zapomnieć.
Po niecałych czterech latach (zespół lubi wydawać swoje płyty w okresie letnim) od „Marauder”, notabene bardzo udanego krążka, na półkach sklepowych pojawił się „The Other Side of Make-Believe”. Prace nad najnowszym, już siódmym studyjnym albumem, rozpoczęły się w czasie pandemii koronawirusa. I jak możecie się łatwo domyślić – ta sytuacja wpłynęła na sposób tworzenia. Muzycy najpierw działali zdalnie i osobno, a dopiero później przenieśli się do domu w Catskills, żeby „dłubać” dalej nad zawartością „The Other Side…”. W nagrywaniu wsparli ich legendarni producenci – Flood oraz Alan Moulder. – Praca w samotności na początku była trudna, ale otworzyła dla nas nowy rozdział – powiedział, przed premierą, Daniel Kessler, gitarzysta Interpolu.
Bez obaw jednak: zespół nagle nie skręcił w zupełnie inne rejony muzyczne i nie wywrócił wszystkiego o 180 stopni. Słychać tu wierność swojemu stylowi, do którego – co jakiś czas – dokładane są elementy mniej oczywiste. „The Other Side of Make-Believe” rozpoczyna się bardzo dobrze. Na sam początek muzycy serwują smakowite danie – singlowe „Toni”, w którym na pierwszy plan wysuwa się fortepian. Dobrze to współbrzmi z pozostałymi instrumentami. No i oczywiście z głosem Paula Banksa. Lata lecą, a jego wokal cały czas odpowiednio działa na duszę.
To jednak nie jest najlepszy punkt programu. Za taki uważam bowiem „Something Changed” – tu znajdziemy wszystko, co najlepsze w muzyce Interpol. Mrok wprost wylewa się z głośników. Grupa zadbała jednak, żeby nie było zbyt monotonnie. W trakcie słuchania „Mr. Credit” dostajemy muzycznym obuchem prosto w głowę. Zagrywka gitarowa palce lizać. Lekko w stronę parkietów zaprowadza nas „Renegade Hearts”. Zespół przyspiesza, żeby przypadkiem nie „utknąć” wyłącznie w tym jesienno-zimowym, ale bezpiecznym, klimacie („Fables”, „Into the Night” są „okej”). Wyróżniłbym jeszcze połamany rytmicznie „Big Shot City” oraz prosty, ale jakże skuteczny, „Gran Hotel”. Post-punk w najczystszej postaci.
Jak widać – Interpol umie w dobre numery, choć tej formy na przestrzeni trzech kwadransów nie potrafi w stu procentach utrzymać. „Greenwich”, „Go Easy (Palermo”) to po prostu średniaki – ani ich nie zganię, ani nie pochwalę. Ot, po prostu są i tyle.
Na „The Other Side of Make-Believe” ciężko znaleźć potencjalne przeboje. Grupa postawiła na aspekt atmosferyczny, a niekoniecznie chwytliwość. Dlatego też słuchacze muszą przygotować się na dłuższą przygodę z siódmym studyjnym krążkiem zespołu Interpol. Czasu poświęciłem mu sporo i choć – w ostatecznym rozrachunku – mnie nie oczarował, to przyniósł kilka fragmentów, które – jestem tego pewien – zostaną ze mną na dłużej. W telegraficznym skrócie – solidna „siódemka”.
Ocena [w skali od 1 do 10] 7 noży okładkowych
🔪🔪🔪🔪🔪🔪🔪
Szymon Bijak
Lista utworów:
1. Toni
2. Fables
3. Into the Night
4. Mr. Credit
5. Something Changed
6. Renegade Hearts
7. Passenger
8. Greenwich
9. Gran Hotel
10. Big Shot City
11. Go Easy (Palermo)
Kliknij i obserwuj nasz fanpage bit.ly/Nasz-Facebook1
Kliknij i obserwuj nasz Instagram bit.ly/nasz-instagram1