IKS

Imagine Dragons – „Mercury – Act 2” [Recenzja], dystr. Universal Music Polska

imagine-dragons-mercury-act-two-recenzja

Mają panowie z Imagine Dragons rozmach. Trzeba im to przyznać. We wrześniu ubiegłego roku na rynku pojawił się „Mercury – Act 1”, który zwiastował, że to nie koniec, tylko pierwsza część większej całości. I tak rzeczywiście się stało – na początku lipca otrzymaliśmy następcę wypełnionego po brzegi. 18 utworów, prawie 60 minut muzyki. Szczerze mówiąc nie spodziewałem się, że ta grupa wypuści coś tak obszernego. Miałem przy okazji obawy, czy na przestrzeni aż tylu piosenek da się utrzymać odpowiedni poziom? Jak się okazało: muzykom tej amerykańskiej kapeli to się nie udało.

Nie wiem jak Wy, drodzy czytelnicy, uważacie, ale ja bardzo nie lubię, gdy podczas słuchania dany album nie wzbudza we mnie żadnych emocji. Ani negatywnych, ani pozytywnych. Po prostu leci utwór za utworem, a ja wzruszeniem ramion przyjmuje kolejne indeksy. Takie właśnie jest „Mercury – Act 2”, czyli szóste studyjne dziecko Imagine Dragons. To muzyka idealna do puszczenia gdzieś w tle w trakcie wykonywania domowych czynności. Przy prasowaniu, gotowaniu czy zmywaniu naczyń nie będzie ten krążek nas rozpraszał.

 

Nie chcę się jakoś zbytnio pastwić nad Imagine Dragons. Lubię czasem sobie włączyć ich znane, starsze hity, których refreny wpadają od razu w ucho. Nic dziwnego: to w końcu dobrze skrojony pop-rock (choć częściej bez tego drugiego „członu”). Na „Mercury – Act 2” takich momentów w sumie jest jak na lekarstwo. Koncertowych przebojów muzycy z tego zestawu raczej nie wykroją. Jeśli jednak zostałbym przyparty do muru w tym temacie, to wskazałbym na otwierający „Bones”, który wykorzystano do promocji trzeciego sezonu serialu „The Boys”, czy electro-popowy „Blur”, w którym nieśmiało nawet gitara się „odzywa” (w „Younger” również, tak nawiasem mówiąc).

 

Sporo grupa zawarła tu ballad i spokojniejszych fragmentów. Lepszych („Take It Easy”, „Ferris Wheel”) i gorszych. Tych drugich jest zdecydowanie więcej (patetyczne „Crushed”, nijakie „Tied” i mógłbym tak jeszcze wymieniać…). Odrzuca ponadto „Waves” ze słodkim „la-la-la” w refrenie. Musiałem tu skorzystać z przycisku „skip”. A o takich „Peace of Mind” czy „Sirens” nawet nie chce mi się pisać. Nijakie i mdłe – to pierwsze określenia, które przychodzą mi do głowy.

 

Ciekawiej, na szczęście, robi się pod koniec „Mercury – Act 2”, a konkretnie od „I Wish”. Ostatnie trzy kompozycje to rzeczy mocno oszczędne, chwytające za serce, które nie brzmią, jakby nagrano je według utartego schematu tylko po to, aby przypodobać się masowej publiczności. Być może w takim kierunku muzycy powinni podążyć w przyszłości? Mam jednak obawy, że tak się nie stanie. To nie stadionowe hity, które porwą tłumy. A w przypadku ID muszą zgadzać się wyświetlenia w serwisie YouTube oraz odsłuchania na platformach streamingowych.

Od zawsze traktowałem Imagine Dragons jako zespół singlowy, a nie albumowy. Po raz kolejny ta opinia się sprawdziła. „Mercury – Act 2” to wydawnictwo, którego zawartość na dłużej nie pozostaje w pamięci (z wyjątkiem dosłownie kilku utworów, które wybijają się lekko na tle reszty). To jest największy problem tego bardzo słabego albumu. Przeglądając recenzje na różnych portalach – jak się okazuje – nie jestem w tej opinii osamotniony. Panowie, zmieńcie kurs, bo ta droga prowadzi donikąd…

 

Ocena [w skali od 1 do 10] 4 smoki
🐉🐉🐉🐉

 

Szymon Bijak

 

Lista utworów:

1. Bones
2. Symphony
3. Sharks
4. I Don’t Like Myself
5. Blur
6. Higher Ground
7. Crushed
8. Take It Easy
9. Waves
10. I’m Happy
11. Ferris Wheel
12. Peace of Mind
13. Sirens
14. Tied
15. Younger
16. I Wish
17. Continual
18. They Don’t Know You Like I Do

 


 

Kliknij i obserwuj nasz fanpage👉 bit.ly/Nasz-Facebook1

Kliknij i obserwuj nasz Instagram 👉  bit.ly/nasz-instagram1

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz