Niepokojąco dobry album. Takimi słowami okrasiłem jeden z moich wpisów na Facebooku, kiedy wrzuciłem link do odsłuchu na portalu społecznościowym. Dziś – po entym odsłuchu – jestem pewien, że to prawdziwe arcydzieło muzyczne, które urzekło mnie i przeszyło na wskroś. Niesamowite dźwięki i kreowana przestrzeń wciąż we mnie siedzą, a do muzyki I-Human i płyty „Remedy” chce się wracać raz po raz.
Zacznijmy jednak od garści podstawowych informacji, które ciężko wyłuskać z odmętów internetu. I-Human to projekt rodem z Ukrainy – pasjonatów i marzycieli, artystów różnych umiejętności. „Naszą pasją jest tworzenie muzyki, animacji, wizualizacji itp.” – informują artyści na jednej ze stron internetowych. Ich instrumentalna muzyka, w której sporo słychać klasycznego ambientu, smyczków i pianina zamknięta jest w niepokojącej atmosferze delikatności i płaczliwości słowiańskiej nuty. Jednym ze współzałożycieli I-Human jest Artur Bardash, który domknął ostatni z trylogii album grupy (wcześniej: „Decay” i „Broken Souls” – przyp. autora), by odejść i poświęcić się własnej drodze twórczej. Oprócz niego ogromny wkład w powstanie muzyki I-Human ma Dmitry Labutin, który skupił się właśnie na tym projekcie.
Trwający niecałe 36 minut album pochłania nas od pierwszych do ostatnich dźwięków.
Już otwierające całośc „Intro” nie pozwala nam przestać wtapiać się w kolejne, wyważone motywy. Klasyczne dźwięki smyczków i pianina powodują, że można przenieść się do zupełnie innego świata, gdzie tradycja miesza się z ambientowym tłem. Ileż myśli zaczyna kiełkować, gdy kolejne dźwięki zaczynają płynąć z obrazów.
Można śmiało napisać, że to niesamowita podróż w głąb samego siebie. Można tam odnaleźć wszystko to, co miesza się w naszych archetypicznych niedopowiedzeniach. Poszukiwanie siebie to właśnie to, co się z nami dzieje w trakcie słuchania tego albumu („And Here’s What’s Happening to Me”).
Ciężko jednakże szukać czegoś, mając za partnera nieuchronną śmierć. Ten motyw jest mocno eksponowany na płycie.
Przedstawiana jako ciemne niebo czy ulewny deszcz („Dark Sky”, „Heavy Rain”). Jest również świadkiem fatalnym i objawieniem w szarym świecie poszukiwaczy siebie. Ludzi o pustych oczach. Ta płyta to elegia przyszłości, gdzie śmierć staje się czymś wręcz namacalnym i uosobionym. Dzięki temu staje się bliska i z pewnością mniej straszna („Elegy of the Future”).
Nie zawsze czyste są dźwięki pianina. Sporo w nich momentami dysharmonii i pozornego rozstrojenia.
Wtedy do akcji wkracza ambientowa przestrzeń, która wabi ni to lamentem, ni zawodzeniem. Całość spajają smyczki, które dodają tylko monumentalnego efektu. Dodatkowego smaku dodaje również okładka albumu, którą wykonała Liuda Neznakhina. Jest w niej również coś niepokojącego, prawda? „Remedy to jak dla mnie płyta wybitna, ale z pewnością nie dla każdego. Jeśli ktoś jednak ma parę rzeczy do przemyślenia, to bez dwóch zdań warto sięgnąć po ten album. To wspaniałe lekarstwo dla duszy. Polecam z pełną odpowiedzialnością.
Ocena w skali od 1 do 10) 10 kropel deszczu
💧 💧 💧 💧 💧 💧 💧 💧 💧 💧
Marcin Szyndrowski
Tracklista:
1. Intro
2. And Here’s What’s Happening to Me
3. Overthinker
4. Deathwish
5. Remedy
6. Dark Sky
7. Apparition
8. Heavy Rain
9. Nephilim
10. Elegy of the Future
11. Grey World
12. Hollow Eyes
13. Fatalism
14. Witness
Zapraszamy także do kontaktu z nami!