IKS

Daria Zawiałow – „Wojny i noce” [Recenzja]

daria-zawialow-wojny-i-noce-muzyka-recenzja

Daria Zawiałow to moja ulubiona polska wokalistka. Muszę o tym wspomnieć, żebyście zrozumieli, jak trudno było mi w miarę obiektywnie podejść do jej najnowszej płyty „Wojny i noce”. Poprzednie dzieła artystki, szczególnie „Helsinki”, niejednokrotnie wywoływały u mnie mentalny orgazm. Do tej pory wszystko, czego dotknęła, Zawiałow zamieniała w złoto. W przypadku najnowszej płyty… niestety momentami nie do końca „pykło”.

„Wojny i noce” to nie jest zły album. Zdecydowanie daleki jestem od takiej opinii. Niestety ma kilka mielizn, które wcześniej jej się nie zdarzały. Od razu podkreślę, że zawiera również utwory, które na pewno wejdą do „zawiałowej” klasyki. Zacznijmy od pierwszego singla. „Kaonashi” to rewelacyjny kawałek, a jego refren od tygodni siedzi w mojej głowie. Tytuł odnosi się do jednej z najbardziej ikonicznych postaci z nagrodzonego Oscarem japońskiego anime „Spirited Away” – boga bez twarzy.
 

Ten utwór to również drogowskaz, w którą stronę podążyła wokalistka. Z zimnych Helsinek przenosimy się do futurystycznego Tokio.

Mnóstwo jest na płycie odniesień do kultury Japonii. Wystarczy spojrzeć na okładkę albumu stworzoną przez Agnieszkę Szajewską. Również muzycznie w porównaniu do poprzedniczki nastąpiły zmiany. Artystka Zawiałow bardzo mocno skręciła w stronę popu. A jakże! Tutaj również mocno zainspirowanego j-popem i mangą. Tego akurat nie traktujcie jako zarzut. To bardzo ambitne podejście świadczące o próbach rozwoju i eksploracji nowych, niezbadanych rejonów. Niemniej ortodoksi gitarowego grania raczej nie znajdą tutaj nic dla siebie. A krytycy mogą wytykać jej, że zaczęła flirtować z… disco.
 

„Wojny i noce” to bardzo elektroniczna płyta i mnóstwo na niej smaczków producencko – aranżacyjnych.

Po raz kolejny Zawiałow koncepcję całości uszyła wraz z Michałem Kushem. Otwierający płytę „Oczy – Polaroidy” to jeszcze stosunkowo klasyczny synth-pop. Jednak już następny tytułowy kawałek to japoński city pop pełną… paszczą. Album z pewnością zawiera kilka perełek. Pierwszą z nich jest „Metropolis” (nawiązujące do opublikowanej w 1949 roku mangi autorstwa Ozamu Tezuki). W tym utworze najbardziej charakterystyczny jest fragment, w którym artystka nie śpiewa, a deklamuje tekst, poruszając przy tym bieżące sprawy… naszego kraju (łamanie konstytucji). Na pewno wyróżniłbym też „Principolo” (klimatem zbliżony do „Gdybym Miała Serce” z poprzedniego albumu), „Żółtą Taksówkę” (przenosząca nas chwilowo z Tokio do Nowego Jorku), „Flower Night” (z mocnymi wpływami nowej fali) oraz przepiękny „Socjopathetic” (daleki kuzyn ballad z lat osiemdziesiątych w stylu „The Power Of Love” FGTH, a może nawet… Kate Bush).
 

Skoro jest tak dobrze, to dlaczego we wstępie trochę pomarudziłem?

Ano dlatego, że są też utwory chybione. I naprawdę piszę to z bólem fanowskiego serca. Przede wszystkim to „Za krótki sen”. Tak mdły i radiowy (w najgorszym tego słowa znaczeniu) utwór, że trzymam się od niego z daleka. I nie pomógł nawet gościnny udział Dawida Podsiadło. Na najnowszym albumie niestety takich utworów jest więcej. „Reflektory-sny” to totalny koszmarek z jakimiś dziecięcymi japońskimi chórkami. Ok, kumam, że wpisuje się w konwencję całości – nie zmienia to jednak faktu, że bardziej pasuje na azjatycki festiwal w stylu Eurowizji niż dobry popowy album. Bardzo nijakie są również „.Hollow” i „Serce” – doskonale nadające się jako… b-side’y, zaś „Fuzuki” (tytuł odnosi się do imienia kolejnego boga z kultury japońskiej) to utwór jedynie poprawny.
 

Do genialnych „Helsinek”, „Wojnom i nocom” niestety sporo brakuje.

Fanem Darii oczywiście nadal pozostaję. Ale po kilkukrotnym odsłuchu jej nowej płyty nie zaliczyłem efektu „wow”. To przede wszystkim najbardziej nierówny album w jej karierze. Paradoksalnie to również krążek najbardziej spójny w dyskografii artystki (chociaż trzy teksty w języku angielskim odrobinę spójność psują) oraz w warstwie lirycznej najbardziej osobisty (co wielokrotnie Zawiałow podkreślała w wypowiedziach przed wydaniem albumu). Wielkie brawa dla twórców za koncepcję, pomysł, kilka utworów i… odwagę. Zawiałow odchodzi od wizerunku kobiety z gitarą, w koszulce Nirvany. Zdecydowanie stawia na nowoczesność i słodycz (momentami niestety trudną do strawienia). Czy to dobry kierunek? Podejrzewam, że kolejny album to ponownie będzie zaskoczenie. Tak to jest z artystami poszukującymi i… niespokojnymi. A taką właśnie jest Daria Zawiałow. Mnie „Wojny i noce” nie porwały, ale wiele aspektów z nią związanych naprawdę szanuję. Bardzo jestem też ciekawy, jak utwory z tej płyty wypadną na koncertach, w wersjach zaaranżowanych na cały zespół.
 
P.S. Wyjątkowo dziwne jest wydanie winylowe „Wojen i nocy”, wykastrowane z trzech utworów („Principolo”, „Fuzuki” i „Flower Night”). Serio, nie jestem w stanie zrozumieć takiego zabiegu. Te utwory nie są bonusami. To kawałki, które w pełni przynależą do całości. Osoby, które zakupią płytę na tym nośniku mogą czuć się delikatnie mówiąc rozczarowane. Ja byłem bardzo rozgoryczony. Szczególnie, że „Principolo” i „Flower Night”, to w mojej opinii jedne z najlepszych fragmentów „Wojen i nocy”. No cóż… kto bogatemu zabroni? Dlatego ja za ten zabieg obniżam ocenę o punkcik. Mi też nikt nie zabroni.
 
Ocena (w skali od 1 do 10) 6 kwitnących wiśni
🍒🍒🍒🍒🍒🍒
 
Mariusz Jagiełło
 
Tracklista:
 
1. Oczy – Polaroidy
2. Wojny i Noce
3. Kaonashi
4. Za krótki sen (with Dawid Podsiadło)
5. Metropolis
6. Reflektory – Sny
7. Hollow
8. Principolo
9. Fuzuki
10. Żółta Taksówka
11. Serce
12. Flower Night
13. Socjopathetic
IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Ten post ma 2 komentarzy

  1. Darek

    Uważam, że nie powinno się porównywać tej płyty do poprzednich. To jest zamknięty album koncepcyjny. Dla mnie płyta na bardzo wysokim poziomie.

    1. Mariusz Jagiełło

      Porównanie dotyczy właściwie tylko moich odczuć odnośnie tych albumów. W warstwie muzycznej to zupełnie inne tworzywa – o czym zresztą napisałem. Pozdrawiam!

Dodaj komentarz