IKS

Gus G. (Firewind, ex Ozzy Osbourne) [Rozmowa]

gus-g-rozmowa

GUS G, znakomity instrumentalista, lider powermetalowego Firewind, gitarzysta Ozzy’ego Osbourne’a w latach 2009 – 2017, mający na koncie także solowe dokonania, pojawi się z macierzystą grupą na dwóch koncertach w Polsce wspólnie z Masterplan – 15.03 w Lublinie i 16.03 w Zabrzu. Artysta będzie promować najnowszy album „Stand United”, który ujrzy światło dzienne 1 marca. Z tej okazji porozmawialiśmy o Firewind, nadchodzącej płycie, trasie i planach na przyszłość, a także o zespołach w średnim wieku i co by było gdyby nie zdarzył się Ozzy…

 

 

Kovy Jaglinski: Zacznijmy od dwóch najważniejszych wydarzeń, które będą miały miejsce w najbliższych dniach i tygodniach. Po pierwsze premiera nowego albumu Firewind  „Stand United”, po drugie duża światowa trasa koncertowa. W kontekście płyty bardzo mnie interesuje, jak definiujesz główny przekaz tego albumu oraz obecne brzmienie w porównaniu z poprzednimi wydawnictwami. Jak to czujesz?

 

GUS G: Cóż, początkowo „Stand United” był właściwie tytułem roboczym, który mieliśmy dla konkretnego utworu. Pochodził od naszego producenta, Dennisa Warda. Napisał do mnie pewnego dnia, że ma naprawdę fajny refren do piosenki, którą mu wysłałem. Wysłał mi linię wokalną – po prostu zaśpiewał „Stand United”  i dodał trochę innych rzeczy. Zainspirowało mnie to do pójścia w tym kierunku  i zachowania tego tytułu. Myślę, że to jest bardzo mocne stwierdzenie.  W tym czasie dyskutowaliśmy także o koncepcji płyty, która ma wiele wspólnego z ludzkością ogólnie i sytuacjami, przez które przechodzimy. Dużo pokus, którym ulegamy, dużo niestabilności na świecie, dużo szalonych rzeczy, które się dzieją i dużo emocji, z którymi się borykamy. Sporo o tym dyskutowaliśmy i pomyślałem, że „Stand United” to fajny tytuł, który to wszystko podsumowuje, ponieważ ludzie czują się bardziej podzieleni niż kiedykolwiek. Dobrze byłoby więc trochę o tym pomyśleć. To coś, co przypomina nam, że potrzebujemy siebie nawzajem, właściwie wszyscy mamy tylko siebie.  Oczywiście można to interpretować na wiele różnych sposobów – kiedy to pisałem, myślałem także o zespole. Zespół jest zjednoczony, jesteśmy w dobrej fazie naszej kariery i wszyscy mamy teraz ten sam cel. Zresztą to nie tylko to – każdy może to zrozumieć w taki sposób, jak chce.

 

zdj. Tim Tronckoe-Klein/ materiały promocyjne Firewind

 

KJ: Ale to nie jest klasyczny, powiedzmy, album koncepcyjny, prawda? To raczej myśl przewodnia – jak powiedziałeś – krążąca wokół tego co dzieje się na świecie, z ludźmi, ale także z sytuacją zespołu i osobistymi przeżyciami.

 

GG: Tak,  to bardziej ogólny motyw. To nie jest konceptualny typ płyty w tym sensie, że jest jednolita narracja od początku do końca tylko mocna myśl przewodnia przewijająca się przez cały album. Dla przykładu, piosenka „Fallen Angel” mówi o zdradzie i pokusach, którym ulegamy, „Come Undone” opowiada o wojnach a „Days of Grace” o walce ze śmiertelną chorobą. Wszystko to może być inspiracją. Wiele rzeczy  przez które przechodzimy sami albo znamy kogoś, kto przez nie przechodzi powinny nas prowadzić do jedności.

 

KJ: Przejdźmy do brzmienia. Jaki był koncept na warstwę dźwiękową?

 

GG: Myślę, że w porównaniu z poprzednim albumem, brzmienie jest znacznie bardziej… hmm… powiedziałbym, że jest znacznie bardziej nieprzewidywalne. Tworzyliśmy utwory z myślą o singlach, pojedynczych kompozycjach, bo pomysłem było wydanie wielu singli i finalnie albumu. Chciałem napisać takie piosenki, z których każda mogłaby stać na własnych nogach.

 

KJ: Żeby pokazać ich samodzielną wartość, bez kontekstu albumu?

 

GG: Dokładnie tak. Po prostu naprawdę dobre piosenki, które mają „to coś”, co można przekazać na żywo. Zostały nagrane z myślą, aby zawrzeć w nich ten specyficzny rodzaj radosnego uczucia i energetyczny charakter, bardziej hymnowy nastrój. Poprzedni album nie miał tego typu utworów, miał różnego rodzaju wariacje. Nowy album nawet nie ma klasycznej ballady, jedynie ostatni utwór z płyty, wspomniany „Days of Grace”, jest powiedzmy taką pół-balladą, która jednak przechodzi w ciężki heavy metalowy utwór, ale i z tchnieniem hard rocka. Więc nie ma tu spokojnych klimatów ani niczego w tym stylu, to po prostu wiele energetycznych numerów.

 

KJ: Ale nie jest to żaden drastyczny zwrot gatunkowy z twojej perspektywy?

 

GG:  Oczywiście. To nadal płyta Firewind, w 100%. Nie będziesz słuchał tego albumu i myślał sobie, „O kurwa, co to ma być?” (śmiech) To nie jest album, który cię w ten sposób zaskoczy, ale na pewno są w nim bardziej nowoczesne elementy i dużo interesujących smaczków tu i tam.

 

KJ: Rozumiem. Zastanawiam się nad tym, co powiedziałeś na temat strategii tworzenia tej płyty. Myślę, że w dzisiejszych czasach, gdzie całkowicie zmienia się model dystrybucji – pojawił się streaming przede wszystkim, konieczne są nowe strategie dla artystów. Czy to było także reakcją na zmiany w branży muzycznej, aby tak zadziałać?

 

GG: Mówisz o singlach?

 

KJ: Tak

 

GG: Tak, to był w zasadzie pomysł wytwórni płytowej. Kiedy zaczęliśmy rozmawiać o nowym albumie, przyszli  do mnie i powiedzieli: „Widzisz, format trochę się zmienia. Teraz skupiamy się głównie na cyfrowych singlach”.  Wytwórnie chcą maksymalizować liczbę odsłon, skoro już nikt nie jest w stanie sprzedawać fizycznych płyt w dużej skali. Nie ma już sklepów z płytami…

 

KJ: To trochę smutne, znak czasu…

 

GG: …i po prostu nie da się nic z tym zrobić. Więc wytwórnie i firmy płytowe myślą sobie: „OK, jak możemy uzyskać jak najwięcej odsłon z albumu, aby przynajmniej częściowo zwrócić inwestycję?” W zasadzie to jest jak stary model z lat 50-tych, ale w erze cyfrowej. Jeśli pomyślimy o artystach takich jak Elvis czy The Beatles, to kiedyś wydawali pojedyncze single na 7-calowych płytach. A kiedy mieli kilka hitów, kompilowali je, wchodzili do studia, żeby nagrać kilka kolejnych piosenek i w ten sposób wydawali długogrające płyty LP. Tak więc w pewnym sensie ten pomysł realizuje się teraz, ale w formacie cyfrowym. Nowym radiem jest Spotify, nową formą radia są właśnie te playlisty na Spotify. To się liczy.  Dlatego generalnie idea polegała na wydawaniu wielu singli. Oczywiście, nadal wydawalibyśmy album, ale skupiliśmy się na wydawaniu singli przez kilka miesięcy, aby następnie stały się one częścią albumu. Dlatego każda komponowana piosenka powinna być traktowana jak potencjalny hit, a nie jako – powiedzmy –  wypełniacz. Każdy powinien być jak utwór numer jeden. Trzeci, piąty i ósmy utwór powinien być czymś, czego chcesz posłuchać na początku playlisty. Tak właśnie o tym myślałem.

 

zdj. Kai R Joachim

 

KJ: To bardzo interesujące porównanie – te lata 50-te i Spotify. No i wydaje się, że idąc tym tropem można stworzyć naprawdę mocny album bez niepotrzebnych utworów…

 

GG: Dokładnie.

 

KJ: OK, skoczmy teraz do wydarzenia numer dwa. W marcu zaczynasz ogromną trasę, najpierw Europa, potem Stany Zjednoczone. Widziałem także kilka japońskich koncertów w maju. Zacznijmy od Europy – jesteście co-headlinerami wspólnie z Masterplan. Jaka jest idea stojąca za tą współpracą i co będzie się działo w kwietniu?

 

GG: Tak, pomysłem było zorganizowanie wspólnej trasy z zespołem podobnego rozmiaru, który nie jest o wiele mniejszy lub o wiele większy od nas. Chciałem również koncertować z zespołem, który jest z naszego pokolenia, zasadniczo z naszych czasów. Nie jesteśmy już młodym zespołem, nie jesteśmy też jeszcze starym zespołem. Jesteśmy zespołem, który ma 20 lat, więc…

 

KJ: Zespołem w średnim wieku? (śmiech)

 

GG:  Tak, dokładnie (śmiech). Jesteśmy zespołem w średnim wieku. Brzmi to okropnie (śmiech) . Chociaż nie! Myślę, że jesteśmy teraz po prostu dorosłym zespołem, nie w średnim wieku a dorosłym. W średnim wieku to będzie na przykład Judas Priest, wiesz, 50+ (śmiech) . Więc jesteśmy teraz dorosłym zespołem i chciałem koncertować z zespołem, który pojawił się na początku lat 2000., tak jak Firewind. Zastanawiałem się kto to mógłby być i pomyślałem właśnie o Masterplan. Pojawił się w tym samym roku co my, w 2002 lub 2003 roku. To też zespół, który był na początku supergrupą power metalową z chłopakami z Helloween. Mieli również kilka razy tak jak my zmianę wokalisty i byli uważani za takich, którzy mieli się przebić. A potem z powodu zmian stracili dużo popularności, co też nam się przydarzyło. Więc mamy trochę podobne doświadczenia. To jest trochę jak równoległa historia, ale oba zespoły zawsze wydawały, moim zdaniem, wysokiej jakości muzykę, bez względu na to, kto był wokalistą. A z drugiej strony  Masterplan nie koncertował przez myślę, że około 10 lat. Firewind wrócił po przerwie około pięć lat temu, więc pomyślałem, że to będzie naprawdę dobra kombinacja, ponieważ oba zespoły odkryły nową publiczność w nowej dekadzie. Masterplan chce wrócić po dziesięciu latach i koncertować, co jest ekscytujące dla fanów, ponieważ długo ich nie widzieli. Więc pomyślałem, że to stworzyłoby naprawdę dobrą ofertę, ponieważ nie jest to zespół, który wypalił się nadmiernie od tras koncertowych. A my jesteśmy zespołem, który próbuje znaleźć nowy sposób, nową publiczność. I jesteśmy świeżo po trasach z większymi zespołami. Więc myślę, że to jest to.

 

KJ: Można powiedzieć, że to strategia win-win dla obu zespołów

 

GG: Tak. To jest dobre dla nich, aby znaleźć nową publiczność dzięki nam  i dla nas również, aby stworzyć dobry zestaw z zespołem, który kiedyś oczywiście był większy od Firewind, ale teraz chcą wrócić do gry.

 

KJ: Co więcej Masterplan jest z oczywistych względów bardzo mocny w Niemczech, więc może to być również interesujące dla was aby dotrzeć lepiej do tej publiczności.

 

GG: Tak, jak najbardziej.  Rzecz w tym, że Helloween zrobił reaktywację i są więksi niż kiedykolwiek. Przeszli z klubowego zespołu na zespół arenowy, a jedynym członkiem, którego nie zaprosili z powrotem, był Roland (Grapow – Masterplan, były członek Helloween – przyp. aut.). Więc myślę, że prawdopodobnie będzie sporo fanów Helloween, którzy będą chcieli znów zobaczyć Rolanda na scenie.

 

KJ: W ramach trasy europejskiej zagracie dwa koncerty w Polsce. Coś specjalnego dla polskich fanów?

 

GG: W tej chwili pracujemy nad nowym zestawem utworów i nową produkcją. To będzie  coś, co zaprezentujemy wszystkim fanom we wszystkich krajach europejskiej trasy. Natomiast muszę powiedzieć, że Polska to kraj, który odwiedziliśmy dość późno w naszej karierze. Pierwszy raz Firewind zagrał w Polsce w 2019 roku i od tego czasu byliśmy tu kilka razy, ale w tych miastach jeszcze nie graliśmy (Lublin i Zabrze – przyp. aut.), więc szczerze mówiąc jestem podekscytowany, że zobaczę te miejsca.

 

KJ: Polska to duży rynek, mocny metalowo, to może być dobra publiczność na kolejne lata.

 

GG: Mam nadzieję, tak.

 

KJ: Kilka słów o następnym etapie trasy. W kwietniu część amerykańska, około 20 koncertów jako headliner z kilkoma gośćmi. Czy będą jakieś różnice w setliście i produkcji?

 

GG: Nie. Myślę, że będziemy trzymać się tego samego zestawu utworów. Jesteśmy tam, aby promować „Stand United” i oczywiście chcemy zagrać wiele nowych piosenek, wiele nowych singli z albumu. Oczywiście są też pewne starsze utwory, które są filarami, nie możemy ich pominąć. Tak więc, nie wiem, czy coś się zmieni w trakcie trasy. Może niektóre utwory nie przypadną do gustu publiczności i będziemy musieli dokonać korekt. Ale jeśli coś się zmieni, to być może jeden lub dwa numery. Nie sądzę, że zmieni się to drastycznie.

 

zdj. Kai R Joachim

 

KJ: A co z letnimi festiwalami? A może jakieś wakacje po trasie?  No i jakie plany na drugą część roku?

 

GG: Myślę, że będziemy uczestniczyć jedynie w kilku festiwalach, ponieważ nasz wokalista Herbie ma trasę z Avantasią latem i będzie miał pełny harmonogram. Do tej pory potwierdziliśmy jedynie dwa koncerty pod koniec sierpnia, więc prawdopodobnie weźmiemy czerwiec i lipiec wolne z Firewind. Nie wiem jeszcze, czy wrócę i będę robić coś solo, czy po prostu odpocznę i zostanę w domu. Ale tak, Firewind nie zagra tylu festiwali w tym roku. Mam nadzieję, że w 2025 roku będziemy mogli zagrać więcej festiwali. Plan na drugą część roku, to zagrać więcej koncertów klubowych, ale nie mogę jeszcze podzielić się konkretami. Rozmawiamy o kilku ciekawych rzeczach, mam nadzieję, że będą potwierdzone późną wiosną.

 

KJ: Wspomniałeś o swoich solowych działaniach. Zastanawiałem się, jak przebiega proces twórczy i jakie są różnice w podejściu do solowych albumów podpisanych jako Gus G a  Firewind. Jak bardzo różni się twoje podejście w tych dwóch odsłonach? A może wcale się nie różni?

 

GG:  Przede wszystkim głównym powodem, dla którego dziesięć lat temu zacząłem robić solowe albumy był fakt, że chciałem na chwilę przestać robić Firewind. Miałem dość wszystkich zmian wokalistów i ludzi, którzy przychodzili i odchodzili. Więc pomyślałem sobie, że po prostu zrobię to sam. Nie miałem jasnej, określonej wizji, chciałem po prostu zrobić trochę więcej rockowych rzeczy. Więc moje pierwsze dwa solowe albumy to były kolaboracje z różnymi wokalistami, basistami i perkusistami. Powstało wiele różnorodnych utworów, od ciężkiego metalu, przez bardziej alternatywny rock, po różne inne rzeczy dalekie od tradycyjnego stylu Firewind. Oczywiście, nadal jest to generalnie granie okołometalowe, ale jednak trochę inne. Potem poczułem potrzebę, by znowu mieć zespół. Stworzyłem więc trio z grającym na basie i śpiewającym Dennisem Wardem oraz perkusistą. I w końcu w 2021 roku wydałem swój pierwszy instrumentalny album gitarowy, a w tym samym czasie wrócił Firewind. Projekt solowy powstał więc de facto z konieczności, by po prostu zrobić coś innego. To dla mnie także sposób, by po prostu wyrazić siebie w innych pomysłach, które nie znajdą się na płytach Firewind. Natomiast gdy robię solową płytę, to jest generalnie ten sam proces, mam swoje domowe studio, nagrywam różne riffy i niektóre trafiają na płytę Firewind, a niektóre na płytę Gusa G. Oczywiście muszą być pewne podobieństwa, ponieważ to wciąż ten sam  człowiek. Rozumiem, że ludzie mogą się dziwić dlaczego tego nie połącze i nie zrobię z tego jednego projektu, ale Firewind to zespół, który ma swoją historię i nie mogę tego po prostu zabrać.

 

KJ: Masz po prostu więcej swobody w swoim projekcie solowym?

 

GG: Tak, dokładnie. Jeśli chcę zrobić eksperymentalny, instrumentalny, dziwny album, mogę to zrobić pod moim własnym nazwiskiem i ludzie będą mówić: „O tak, Gus teraz to robi, bo miał na to ochotę”. Jeśli chcę zrobić akustyczny album, czy ścieżkę dźwiękową lub coś w ten deseń i mogę to nazwać Gus G, ludzie to zrozumieją. Ale nie mogę tego zrobić z Firewind, więc dlatego oba projekty istnieją. Firewind stał się marką, która istnieje od 20 lat i mamy pewną historię, pewne piosenki, które ludzie znają i chcą usłyszeć, jest jednak pewien konkretny poziom oczekiwań. A z moim solowym projektem, gdzie teraz robię więcej rzeczy instrumentalnych, mogę po prostu robić szalone koncerty gitarowe i grać solówki przez godzinę (śmiech), a ludzie, którzy doceniają gitarę, mogą tego posłuchać.

 

KJ: Skoczmy zatem teraz nieco w przyszłość, ale związaną z pracą w studio. Ponieważ, jak wspomniałeś w 2021 roku mieliśmy twój ostatni solowy album, teraz mamy nowy album z Firewind, więc co będzie następne? Jakie są twoje kolejne plany wydawnicze?

 

GG: Cóż, cały 2024 rok jest zaplanowany na koncerty –  w zasadzie do grudnia. I szczerze mówiąc, prawdopodobnie będziemy kontynuować ten kierunek w 2025 roku, jeśli będziemy grać na festiwalach lub wrócimy do Ameryki. Natomiast jeśli zakończymy to myślę, że będę musiał sobie zrobić przerwę od tego wszystkiego, żeby usiąść i zastanowić się, co będę robił dalej. W tej chwili wszystko jest dla mnie bardzo świeże. Nie zdecydowałem jeszcze, co będę robił po tym.

 

KJ: A póki co skupiasz się na najbliższych zadaniach? 

 

GG: Tak, w stu procentach. Myślę przez ostatnie kilka miesięcy o kolejnych trasach i jak odpowiednio przygotować występy.  Będziemy mieli nowe show świetlne, większą ekipę, staramy się rozwijać naszą scenografię i atrakcyjność sceniczną. Oznacza to, że potrzebuję na to dużo czasu, pieniędzy i dużo wcześniejszego planowania. Więc tak naprawdę nie mam nawet czasu na myślenie o innych rzeczach.

 

KJ: To skoczmy jeszcze na chwilę w przeszłość do twojej współpracy z Ozzy Osbournem – wiadomo, że to wielki temat i de facto twój skok do światowej ekstraklasy. Ale ja chciałbym zapytać trochę inaczej. Jestem ciekawy jak mocno to wpłynęło na twoje wcześniejsze plany, czy musiałeś coś zatrzymać, z jak wielu innych rzeczy zrezygnować aby zrobić ten krok i jak to postrzegasz z dzisiejszej perspektywy, co się przez to nie wydarzyło?

 

GG: Wiesz, to pytanie… nie odbierz tego źle, ale muszę powiedzieć, że to nie ma dla mnie dużego znaczenia. Po prostu jestem osobą, która skupia się na rzeczach, które się wydarzyły, a nie na tych, które się nie wydarzyły.  Ktoś zapytał mnie ostatnio: „Hej, co by się wydarzyło, gdybyś nagrał jeszcze jeden album z Ozzym?” Odpowiedziałem po prostu „Hej, ale ja tego nie zrobiłem. Nagrałem tylko jeden album z Ozzym, więc po co miałbym myśleć o albumie, który nigdy nie powstał?” (śmiech). Tak więc jestem osobą, która skupia się na tym, co się wydarza i szczerze mówiąc, nie oglądam się za bardzo za siebie.  Patrzę naprzód, patrzę w przyszłość i skupiam się na tym, co robię teraz. Oczywiście gdy zostałem poproszony o grę z Ozzym, musiałem na pewien czas zawiesić działalność Firewind, a wtedy Firewind był w fazie wzrostu. Zespół  radził sobie naprawdę dobrze w wielu częściach świata, zaczęliśmy sprzedawać dużo płyt w tamtym czasie, odnieśliśmy pewien sukces w Europie, trochę w Ameryce, w Japonii. Nie na dużą skalę oczywiście, ale…

 

KJ: … dynamika rosła.

 

GG: Tak, zdecydowanie rosła i mieliśmy wiele propozycji, aby wyjść w trasę z dużymi zespołami i tak dalej. Po tym, jak otrzymałem ofertę z Ozzym, musiałem podjąć pewną decyzję ale wiedziałem, że zawsze mogę wrócić do Firewind, bo to mój własny zespół. Oczywiście praca z Ozzym otworzyła mi wiele drzwi osobiście, ale nie powiedziałbym tego samego o wpływie na Firewind. Na pewno pomogło to Firewind, aby stał się znany na całym świecie, ale to nie jest tak, że nagle zaczęliśmy grać na arenach ze względu na moje zaangażowanie z Ozzym. To dwie różne rzeczy. W tamtym czasie – gdy Ozzy postanowił mnie ściągnąć – otrzymywałem wiele ofert, aby dołączyć do różnych zespołów. Więc myślę, że w końcu moim przeznaczeniem było zrobić coś z większym zespołem w jakimś momencie. Proszono mnie, abym dołączył i nawet po Ozzym. Otrzymałem kilka ofert, aby dołączyć do dużych zespołów ale odmówiłem. Wcześniej grałem przez chwilę z Arch Enemy, ale nie czuję się generalnie zbyt komfortowo jako strzelec do wynajęcia. Wiesz, jakoś tak jest że zespoły potrzebują często dobrego gitarzysty, więc byłem takim gościem, którego ludzie zawsze mieli na swojej liście. Więc myślę, że ostatecznie coś takiego i tak by się zdarzyło. Oczywiście  Ozzy to największa rzecz, jaka może przytrafić się gitarzyście (śmiech), ale myślę, że w pewnym momencie jakieś współprace tego typu i tak by się pojawiły.

 

zdj. Kai R Joachim

 

KJ: To chyba dla ciebie bardzo komfortowa sytuacja, ponieważ z jednej strony jesteś, cenionym gitarzystą do współpracy z zespołami, z drugiej strony masz swój własny popularny zespół, no i projekt solowy na najbardziej zwariowane pomysły. Masz wiele możliwości. A czy przyszłości jesteś otwarty na jakieś nowe współprace czy skupiasz się wyłącznie na własnych projektach?

 

GG: To naprawdę zależy. Musi być odpowiednia oferta, odpowiedni zespół, odpowiednie wymagania. To tak jakby ktoś oferował ci pracę i musisz zapytać – jakie są wymagania? Przykładowo, jeżeli trzeba tylko grać solówki, to ja nie jestem właściwym gościem do tej roboty (śmiech). Jestem kimś, kto jest bardziej kreatywny i ma większy potencjał. Oczywiście, potrafię grać dobre solówki i może dlatego ludzie pytają mnie, czy chcę dołączyć do zespołów, ale…

 

KJ:  …dla ciebie to nie jest interesujące, bo chciałbyś być także częścią procesu twórczego?

 

GG: Tak, dokładnie.

 

KJ: Tym akcentem chciałbym ci podziękować za fantastyczną rozmowę, życzyć fantastycznego przyjęcia nowego materiału i… do zobaczenia na polskich koncertach!

 

GG: Dzięki! Do zobaczenia!

 

Rozmawiał Kovy Jaglinski

 

 


 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

👉 Twitter

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz