IKS

Future Islands – „People Who Aren’t There Anymore” [Recenzja] dystr. Sonic Records

future-Island-people-who-arent-there-anymore-recenzja

Zawsze, gdy myślę o Future Islands, przed oczami mam szalony taniec Samuela T. Herringa towarzyszący wykonaniu „Seasons (Waiting on You)” w programie Davida Lettermana.  Nie przypominam sobie, żeby ktoś wcześniej tak się ruszał, a dołożenie growli do muzyki synth-pop było pomysłem na równi ryzykownym, jak i intrygującym. Mimo że w 2014 roku zespół działał już od przeszło dekady, to właśnie ten moment skupił uwagę fanów i wyniósł ekipę z Baltimore na zupełnie inny poziom zainteresowania. Od czasu pamiętnego programu, z którego nagranie stało się youtubowym viralem minęło kolejne 10 lat, a zespół wydał trzy studyjne albumy, w tym ten najnowszy „People Who Aren’t There Anymore”. Jak wypadło Future Islands na swoim siódmym krążku i czy dalej wzbudza we mnie równie pozytywne emocje, jak wtedy, gdy pierwszy raz ich usłyszałem, postaram odpowiedzieć w tym tekście.

Nie ma w dyskografii Future Islands albumu, który powstawałby równie długo jak „People Who Aren’t There Anymore”. Przez ponad trzy lata, gdy świat był pogrążony, a następnie powolnie wychodził z pandemii, zespół konsekwentnie nagrywał materiał na swój siódmy krążek. Izolacja zrujnowała wiele związków, a międzyludzkie relacje z każdym kolejnym miesiącem stawały się coraz bardziej skomplikowane. W warstwie lirycznej „People Who Aren’t There Anymore”, jest niczym innym, jak kroniką powolnego rozpadu związku wokalisty z jego długoletnią partnerką Julią Ragnarsson. Dramatyczny kontekst powstawania kompozycji wyjątkowo mocno czuć w tekstach i właśnie to drugie dno, skrywane pod chwytliwą muzyką stanowi największą siłę „People Who Aren’t There Anymore”. Herring w bardzo subtelny sposób opisuje pustkę i tęsknotę za szwedzką aktorką, z którą był związany od 2017 roku, i z którą rozstał się właśnie podczas pandemii Covid 19.  Na płycie znalazła się też niezwykle wymowna kompozycja „Give Me The Ghost Back” upamiętniająca przyjaciela, który zmarł w wyniku przedawkowania narkotyków. To utwór mogący przywodzić pewne skojarzenia z Depeche Mode. Ekspresja sceniczna i sam sposób śpiewu był zawsze wizytówką Samuela T. Herringa, w przypadku nowego materiału, każdy emocjonalny wers brzmi jeszcze bardziej prawdziwie i przejmująco.

 

Photographer Frank Hamilton & Art Direction Nolen Strals

 

 

Przez 20 lat na scenie Future Islands osiągnęli mistrzostwo w pisaniu chwytliwych melodii. I każdy, kto kocha estetykę lat 80-tych z pograniczna nowej fali znajdzie tu coś dla siebie.

W dużej mierze utwory mają podobną konstrukcje, po spokojniejszych zwrotkach dostajemy zdominowany przez syntezatory i gardłowy głos wokalisty refren. Zespół nie sili się szczególnie na eksperymenty i poszukiwania nowego brzmienia i porusza się na dobrze znanym i lubianym przez fanów poletku. Poza oczywistymi hitami jak „The Tower”, „Iris” czy „Say Goodbye”, na uwagę zasługują też spokojniejsze utwory, jak mój osobisty faworyt „The Flight”, czy zamykający „The Garden Wheel”, z może niezbyt rozbudowanym, ale niezwykle istotnym riffem.

 

Ciekawie wyglądała też promocja płyty. Przed premierą krążka dostaliśmy aż sześć singli promujących, wydawanych w mniej więcej półrocznych odstępach. Pierwszy z nich „Peach” ukazał się w sierpniu 2021 roku. Jednak, pomimo tak długiego okresu w jakim powstawał materiał „People Who Aren’t There Anymore” brzmi zaskakująco spójnie. I tutaj paradoksalnie można mieć największe zastrzeżenia. Abstrahując od samego bardzo charakterystycznego brzmienia grupy, krążek niewiele różni się od ich poprzednich dokonań. Dalej mamy do czynienia z mieszanką synth-popu z wyraźną domieszką indie rocka. W zasadzie każdy z utworów na płycie począwszy od „King of Sweden” po zamykający „The Garden Wheel” mógłby być potencjalnym radiowym przebojem, ale też żaden z nich nie wnosi nic nowego i wyjątkowego do dyskografii Amerykanów. Future Islands osiągnęło swój szklany sufit, przez który z jakiegoś powodu nie są w stanie lub po prostu nie chcą się przebić.

 

fot. Frank Hamilton & Art Direction Nolen Strals

 

Dziś, po premierze „People Who Aren’t There Anymore” mogę z czystym sumieniem powiedzieć, że Future Islands, dołączyło do grona zespołów takich, jak między innymi Interpol, których każdy kolejny album brzmi z grubsza tak samo jak poprzedni. Nie zmienia to faktu, że są one nagrywane z pasją i sprawiają prawdziwą radość słuchaczom. Może największy problem tkwi w tym, że kwartet od lat przyzwyczajał nas do wydawania bardzo równych i przebojowych płyt.

 

Na początku tego tekstu obiecałem, że odpowiem, czy Future Islands dalej wzbudza we mnie tak pozytywne emocje, jak przed laty. Bez wahania odpowiem, że tak! Kwartet z Baltimore nagrał niezwykle solidną płytę, która co prawda nie jest żadnym szczególnym przełomem w dyskografii, ale stanowi kopalnie potencjalnych hitów, które z pewnością urozmaicą koncertowe sety na nadchodzącej trasie. Formacja ogłosiła właśnie letnie daty koncertów, z zaledwie kilkoma na kontynentalnej Europie. Jeden z nich odbędzie się na Off Festivalu. Tym bardziej warto wybrać się na katowicką imprezę i sprawdzić, czy Future Islands dalej są w tak fenomenalnej formie, jak na pamiętnym wideo z programu Lettermana.

 

Ocena: 4/6

Grzegorz Bohosiewicz

Lista utworów: King of Sweden; The Tower; Deep In The Night; Say Goodbye; Give Me The Ghost Back; Corner Of My Eye; The Thief; Iris; The Fight; Peach; The Sickness; The Garden Wheel

 

 


 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

👉 Twitter

 

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz