Relacja z koncertu Forest Swords (zdj. Martyna Gut, tekst Grzegorz Bohosiewicz)
Matthew Barnes ukrywający się pod pseudonimem Forest Swords, w połowie marca, zawitał do Polski by promować swój najnowszy album „Bolted”. Trzeci studyjny krążek Brytyjczyka, wydany pod skrzydłami kultowego Ninja Tune tylko umocnił jego pozycję jednego z najlepszych producentów eksperymentalnej elektroniki na świecie. Forest Swords to artysta kompletny, w mistrzowski sposób łączący muzykę elektroniczną z pogranicza ambientu czy dubu ze sztukami wizualnymi. Jego występy live wynoszą znany z płyt studyjnych materiał na zupełnie inny poziom. Każdy kto wybrał się do poznańskiej Tamy i stołecznego klubu Niebo, mógł się o tym przekonać na własnej skórze.
Dalsza część tekstu pod galerią zdjęć
Siedemdziesięciominutowy set wypełniony duszną elektroniką, składał się zarówno z utworów „Bolted” jak i tych starszych, pochodzących z dwóch poprzednich płyt artysty. Podczas marcowej części trasy, Forest Swords na koncertach wspomagali dwaj wyjątkowi goście. Byli to Sam Wiehl, odpowiadający za wizualizacje oraz Andrew PM Hunt znany jako Dialect grający na saksofonie, przeszkadzajkach (…ah te dzwoneczki) i obsługujący drugą konsoletę. Całość wypadła niezwykle spójnie, a dołożenie saksofonu jako dodatkowego instrumentu nadało całości unikatowy charakter. Dzięki temu utwory takie jak uwielbiany przez fanów „The Highest Flood” wybrzmiało jeszcze bardziej majestatycznie.
Mroczne, przytłaczające obrazy przedstawiające zatopione, zrujnowane miasta i rozsypujące się rzeźby, wyświetlane na ekranie z tyłu sceny, stanowiły perfekcyjne tło do muzyki Forest Swords. Dźwiękowe kolaże wykreowane przez Barnesa, od zawsze miały w sobie coś intrygującego, zmuszającego do zadumy nad otaczającym nas światem, który z dnia na dzień staje się coraz bardziej przytłaczający. Z drugiej zaś strony mogą być swoistym remedium na ten nieunikniony stan rzeczy, pozwalając słuchaczowi na chwilę znaleźć się gdzieś indziej.
Co ciekawe, wizja zalanego, pogrążonego w rozpadzie świata emanującego z telebimu, faktycznie dla Barnesa musi być czymś więcej. By zmniejszyć negatywny wpływ na środowisko jako jedyny środek transportu na obecnej części trasy, artyści wybrali pociąg. Biorąc pod uwagę strajki rolników , które zalały Polskę w dniu warszawskiego koncertu, zdecydowanie Forest Swords ma coś z proroka i mowa tu nie tylko o muzyce!
Tekst Grzegorz Bohosiewicz