IKS

Caroline Polachek – „Desire, I Want to Turn Into You” [Recenzja]

Choć za nami dopiero dwa miesiące z hakiem, to w tym roku na rynku pojawiło się przynajmniej kilka albumów, którym warto się bliżej przyjrzeć. Jednym z nich z pewnością jest wydany w walentynki krążek zatytułowany „Desire, I Want to Turn Into You”, za który odpowiedzialna jest Caroline Polachek, czyli artystka, która latem przyjedzie do Polski i wystąpi na festiwalu Open’er. Nie mam wątpliwości, że warto jej koncert zaznaczyć już teraz mazakiem na czerwono, gdyż nie wolno tego przegapić.

To już czwarty studyjny album Polachek i wszystko na to wskazuje, że będzie on dla jej dalszej kariery kluczowy. Artystka wskazała, że „Desire, I Want to Turn Into You” to wydawnictwo „maksymalistyczne”. I rzeczywiście coś w tym jest. Na płycie sporo się dzieje, gatunki się ze sobą mieszają i… to wszystko dobrze smakuje. Pop, elektronika, trip-hop – tak, niczego na „Desire…” nie brakuje. To niezwykle eklektyczny krążek, którego od razu ogarnąć się nie da. Za pierwszym odsłuchem nie robi on jakiegoś gigantycznego wrażenia. Oczywiście, są fragmenty, które wpadają natychmiast w ucho, ale Caroline zadbała o to, żeby słuchacz musiał wytężyć wszystkie swoje zmysły, aby ogarnąć zawartość całości. Dlatego należy dać czas „Desire, I Want to Turn Into You”, aby prawidłowo się ten album „uleżał”.

 

Dobrze, przejdźmy już do samej zawartości najnowszego wydawnictwa Caroline Polachek. Zaczynamy od nowocześnie brzmiącego „Welcome to My Island”, który urzeka swoim refrenem. Gwarantuje, że szybko nie wyjdzie Wam on z głowy. Ponadto czymś niesamowitym są hipnotyzujące wokalizy artystki. Trzeba przyznać: mocne otwarcie bardzo udanego albumu. Następny w kolejce jest „Pretty in Possible”. Pierwsze skojarzenie? Suzanne Vega i „Tom’s Diner” – posłuchajcie tego zapętlonego „da-da-da’. A sam numer mocno klimatyczny, który kojarzy mi się ze wspomnianym już trip-hopem.

 

Na przeciwległym biegunie leży natomiast „Bunny is a Rider”, który zmusza do kręcenia biodrami. Nic dziwnego, że został wskazany na jeden z singli. Tak właśnie powinien brzmieć współczesny pop. To nienachalna kompozycja, od której jednak ciężko jest się uwolnić. A refren to już w ogóle majstersztyk. Numer, który sprawdzi się w wakacyjnym anturażu. Numer cztery to „Sunset” – kompozycja o zabarwieniu latynoskim. W końcu pojawia się tu motyw rodem z flamenco. Kiedy natomiast ze swoim wokalem wchodzi Caroline, posiadająca naprawdę niesamowite możliwości, dzieją się rzeczy nadprzyrodzone. Szkoda tylko, że to najkrótszy numer na „Desire, I Want to Turn Into You”. Chciałoby się, żeby trwał jak najdłużej!

 

 

Nadszedł moment na „Crude Drawing of an Angel”, który śmiało można nazwać najbardziej mrocznym fragmentem całego albumu. Zwłaszcza, kiedy usłyszymy upiorne pogwizdywanie w tle pod koniec utworu. Ciary przechodzą po całym ciele. W tym momencie robi się trochę spokojniej na „Desire…” – druga część albumu taka właśnie jest. Choć wyjątkiem jest taneczny „I Believe”. Przenosimy się w tym przypadku w czasie, a konkretnie do przełomu lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku. Nie sposób nie wspomnieć o „Gly to You” – to jedyny utwór, w którym mamy występy gościnne. I to od razu dwa, bo Caroline wspierają Grimes oraz Dido. Pierwsza z nich reprezentuje bardziej futurystyczne brzmienia, z kolei druga zapewnia namiastkę klasycznego popu. Dwa różne światy się spotykają i – wbrew pozorom – to działa. W tle główny motyw gna, ale paradoksalnie kompozycja specyficznie się „snuje”.

 

Końcówka albumu – wyłączając „Smoke”, który jest lżejszym numerem (nie brakuje klasycznego „na-na-na”) wprowadzającym trochę światła w ten muzyczny mrok – to bardziej stonowane kompozycje, odległe od tego, co otrzymujemy na początku. Mamy „Blood and Butter”, w którym pojawiają się dudy, a elektronika miesza się z tradycją. Jest „Hoperdunk”, czyli zdecydowanie najbardziej minimalistyczny numer na „Desire…”. Po nim na trackliście umieszczono senny „Butterfly Net” (znowu rządzi oszczędna aranżacja). A cały krążek zamyka, zawdzięczający sporo trip-hopowi, „Billions”, z którego pamiętamy przede wszystkim chór dziecięcy wyśpiewujący słowa „I never felt so close to you” (Nigdy nie czułam się tak blisko ciebie).

 

To niewątpliwie album, którym trzeba się delektować i potrzebne jest co najmniej kilka odsłuchów, żeby wyłapać wszystkie odcienie utworów zawartych na „Desire, I Want to Turn Into You”. Niby krążek trwa zaledwie trzy kwadranse, ale dzieje się tu zdecydowanie więcej. Pomysłami można byłoby, na spokojnie, obdzielić kilka wydawnictw. Więc tym większy szacunek należy się Caroline Polachek za to, że stworzyła świetny album czerpiący garściami z najlepszych tradycji muzyki pop.

Ocena [w skali szkolnej 1-6]: 5 królewskich koron

👑👑👑👑👑

 

Szymon Bijak

 

Lista utworów:

1. Welcome to My Island

2. Pretty in Possible

3. Bunny is a Rider

4. Sunset

5. Crude Drawing of an Angel

6. I Believe

7. Fly to You

8. Blood and Butter

9. Hopedrunk Everasking

10. Butterfly Net

11. Smoke

12. Billions

 


 

Kliknij i obserwuj nasz fanpage👉 bit.ly/Nasz-Facebook1

Kliknij i obserwuj nasz Instagram 👉 bit.ly/nasz-instagram1

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz