IKS

Biała odwaga | reż. Marcin Koszałka | film [Recenzja] dystr. Monolith Films

biala-odwaga-recenzja

Ten temat długo czekał na opracowanie przez polskie kino. Postawa ludności Tatr wobec hitlerowskiej okupacji czy powstanie goralenvolku, to tematy tabu zarówno w życiu codziennym na Podhalu jak i biała plama w rodzimej kinematografii. W „Białej odwadze” zagadnienie kolaboracji zostało przedstawione w wyważony sposób i stanowi tło dla historii bardziej w swoim wymiarze ludzkiej. Przede wszystkim jest to film o ludziach gór, o wspinaniu i namiętnościach drzemiących w górach.

Film zaczyna się od sceny miłosnej głównego bohatera Andrzeja (Filip Pławiak) i Bronki (Sandra Drzymalska) – przedstawicieli młodego pokolenia dwóch znaczących rodów u podnóża Tatr. Wkrótce dochodzi do rozmów zmierzających do zaaranżowania ślubu łączącego nie tyle krew, co interesy obu rodzin. Jednak decyzją jednego z patriarchów dziewczyna zostaje oddana starszemu bratu Andrzeja, Maćkowi (Julian Świeżewski). Z tego oczywiście nie ma prawa wyjść nic dobrego. W efekcie Andrzej ucieka w coraz bardziej ryzykowne zajęcia wspinaczkowe.

 

W takim momencie poznaje nazistowskiego (para) naukowca i wspinacza Wolframa (Jakub Gierszał), który wprowadza go – uzdolnionego naturszczyka – w arkana nowoczesnej wspinaczki i stawia przed nim cel – niezdobytą dotąd ścianę. Tymczasem wybucha wojna i w Zakopanem zaczynają instalować się Niemcy. Skonfliktowani członkowie rodziny stają po dwóch stronach barykady i muszą – każde na swój sposób – skonfrontować się z trudną okupacyjną rzeczywistością.

 

Biała odwaga – fot. Adam Golec

 

Od strony historycznej, film w sposób wyważony obchodzi się z postawami ludności Podhala. Oczywiście można i trzeba w tej historii dostrzegać echa znanej historii rodziny Krzeptowskich (Wacława i Józefa – których losy są mocno zbliżone do tych przedstawionych w filmie).

Pojawiają się nawet historyczne cytaty – „nie sztuka na wojnie umrzeć – sztuka żyć” – przypisywana Księciu Tatr sentencja pojawia się jednak w innych ustach. Historia jednak służy tu bardziej uniwersalnym celom. Film stroni od generalizacji, czy też próby zarysowania proporcji ludzi, którzy poszli na współpracę z okupantem względem tych trwających w biernym lub czynnym oporze. Jędrek nie jest ideowcem, zostaje raczej uwiedziony przez Wolframa za pomocą wspinaczki –  fascynującej, nowoczesnej i działającej na wyobraźnie. W efekcie krok po kroku grzęźnie w układzie, który staje się zaprzeczeniem jego natury – wolnego człowieka gór.

 

Biała odwaga – fot. Adam Golec

 

Pielgrzymujący do hitlerowskich dygnitarzy rodzice, też nie z powodów rasowych wyciągają łapy po opuszczone po żydowskich mieszkańcach Zakopanego majątki.

Ten film maluje portret zbiorowy z bardziej uniwersalnych składowych: nie znoszącego sprzeciwu patriarchatu, bezrefleksyjnego przywiązania do ziemi i tradycji, pazerności, „chłopskiego rozumu”. W kontrapunkcie do różnie motywowanych postaw kolaboracyjnych, w filmie ważną rolę odgrywają postacie Macieja  (podziemnego kuriera i przewodnika emisariuszy) i Bronki – a zbiorowo także i inne, które wyrażają bierny lub werbalny dystans wobec nazistowskich porządków.

 

Na drugim planie pozostają Niemcy. Tu również mamy do czynienia z wachlarzem postaw – od „dobrego Niemca” Wolframa von Kamitz (Jakub Gierszał), po cyniczne postaci aparatu terroru. Tu show kradnie Rafael Stachowiak w swojej pierwszej na polskim gruncie roli filmowej. Jego Bruno Berg oficer SS jest w swoim okrucieństwie przyciągająco przewrotny jakby w ramach swoich obowiązków rozwiązywał psychologiczne szarady i bawił się studiowaniem reakcji otoczenia. Unika przy tym przerysowań tak charakterystycznych np. dla podobnej roli Christopha Waltza w „Bękartach wojny”.

 

Biała odwaga – fot. Adam Golec

 

Na osobną uwagę zasługuje również Wiktoria Gorodeckaja, w bardzo emocjonalnej roli Heleny, partnerki Andrzeja. Brawurowo zagrała tę „wiecznie drugą” i przez to nieszczęśliwą kobietę, która z racji żydowskiego pochodzenia, a wbrew swojej naturze została zmuszona do życia w zamknięciu.

Przede wszystkim jednak jest to film o górach. Tak zresztą definiował to w rozmowie reżyser i  współscenarzysta Marcin Koszałka („Czerwony Pająk”, „Deklaracja nieśmiertelności”) – prywatnie wspinacz górski. Faktycznie z filmu przebija fascynacja górami. To góry stanowią siłę i słabość bohaterów, potrafią uwieść i zniszczyć lub zahartować, czy nawet wyzwolić. W efekcie Tatry (które nie mają szczęścia w naszej kinematografii – niegdyś „Spirala” Zanussiego, czy „Prowokator” Langa, ostatnio serial „Forst”) potrafią być i piękne i zabójczo niebezpieczne.

 

Biała odwaga – fot. Anna Włoch

 

I to rewelacyjnie widać w zdjęciach zarówno klasycznie filmowych Koszałki jak i tych kręconych z drona przez Marcina Polara.

Za dobór ujęć i planów górskich oraz sceny wspinaczkowe odpowiadał z kolei Andrzej Marcisz, jeden z najwybitniejszych aktualnie znawców topografii Tatr. Dzięki takiej ekipie udało się ukazać zarówno piękno jak i realizm gór – a dzięki ich przynależności do środowiska – również taternicką pasję.

 

Powstał więc film poruszający omijany dotychczas wątek historyczny, a przy tym z dobrą historią czysto filmową – trochę archetypicznie tragiczną (Bronka jest ukazana niczym Helena Trojańska). Dzięki temu, że scenariusz nie trzyma się kurczowo losów postaci historycznych, opowieść trzyma w napięciu. Bohaterowie są krwiści, często niejednoznaczni, zawsze naznaczeni emocjami i tragizmem. No i te przepiękne zdjęcia. Film broni się bez odwoływania się do towarzyszących jego powstawaniu kontrowersji – bo tak naprawdę ich tu nie ma. To po prostu bardzo dobre kino o ludziach i górach.

 

Ocena: 5,5/6

Michał Straszewicz

 


ZAPISZ SIĘ DO  NASZEGO NEWSLETTERA WYSYŁAJĄC MAIL NA:  sztukmixnewsletter@gmail.com

 

Obserwuj nas w mediach społecznościowych:

👉 Facebook

👉 Instagram

👉 Twitter

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Ten post ma 3 komentarzy

  1. Marek Cieslak

    Ja niestety odniosłem wrażenie, że film miał nie wykorzystany potencjał, bo tak naprawdę nie wiem jaki był motyw przewodni tego filmu, czy współpraca górali, która moim zdaniem przedstawiona była po łebkach, czy dramat miłosny czy film o Tatrach i wspinaczce. Wyszedłem z niedosytem. Momenty „górskie” moim zdaniem świetne, niektóre sceny poruszające , ale dla mnie niedosyt pozostał, mimo to polecam do obejrzenia.

  2. Tomi

    Jak dla mnie za dużo fotomontaży, komputerowych efektów (np. scena z samochodem jadącym przez pustą ulicę w Krakowie udekorowaną flagami ze swastyką)

  3. martin

    gniot.

    dobre zdjęcia i dobra muzyka.

    Katastrofalna gra aktorska, zwłaszcza role kobiece to pukanie do dna od dołu. Scenariusz kompletnie do niczego. Fantazja i bezceremonialność w podejściu do historii przekraczają granice bezczelności. Obsesje obyczajowe (seks, wódka).

    Ogólnie: nieporadna hybryda mrocznej baśni (Tolkien) i chłopskiej sagi rodzinnej (Reymont), sfilmowana przez ciamajdę który jednak dobrze wie, z której strony wiatr wieje. Bo oczywiście jest postępowo. Polacy to obcy, przyjeżdżający do Zakopanego. Ksiądz (którego w filmie nie ma ani w kawałku na góralskich na weselach, pogrzebach, chrzcinach) pojawia się raz – gdy z ołtarza odbywa się propaganda na rzecz rekrutacji do Wehrmachtu.

    Sceny wspinaczkowe przynoszą wstyd Marciszowi, jeśli faktycznie był konsulatantem. Wspinacze w latach 30-tych w skórzanych kleterkach? No żarty, wszyscy mieli podbite gwoździami buciory. Hakowanie na czekanach (w dodatku nieumocowanych, więc oczywiście żelazo odpada) w skale? Ha ha, Marcisz chyba za dużo oglądał swoich filmów, jak dziobie szakalami na lodospadach.

Dodaj komentarz