IKS

Arena – „The Theory of Molecular Inheritance” [Recenzja]

..fakt, że brytyjska formacja Arena jest często wymieniana jako jedna ze składowych neoprogrockowego świata nie powinien zasadniczo nikogo poruszającego się w tym buszu dziwić. Założony w 1995 roku przez klawiszowca Pendragon  Clive’a Nolana oraz byłego perkusistę Marillion Mike’a Pointera zespół na przestrzeni czasu wytworzył tonę świetnych dźwięków skondensowanych na dziewięciu albumach. Pod koniec października zaprezentował światu kolejny – „The Theory of Molecular Inheritance”.

W ciągu 27 lat istnienia grupy skład instrumentalistów przechodził reformy, ale również i tych pracujących strunami głosowymi zmiany nie ominęły. W najnowszym materiale mikrofon przejął Damian Wilson, znany niegdyś z progmetalowego Threshold. Gdy ta informacja obiegła muzyczny glob, docierając również do mnie, byłem nieco zszokowany i próbowałem sobie wyobrazić połączenie tych dwóch elementów. Koniunkcja głosu Wilsona i stylu, który wykształcił się w głowie Nolana, prowokowała nieoczywiste wnioski i wzmagała ciekawość ostatecznego efektu.

 

Przepych, urodzaj i emocje, jakich oczekujemy od brytyjskiego zespołu, są na tym albumie obecne. Kiedy Wilson w ramach debiutu rozpoczyna operową pieśń w „Time Capsule”, można uśmiechnąć się wewnątrz, bo oto wróciła stara, poczciwa Arena, do której zdążyłem przywyknąć na przestrzeni 15 lat. Niczym spotkanie ze znajomym, którego postać mimo upływu czasu nie ugrzęzła w niepamięci. Wilson jako piąty już wokalista dołącza do dwójki założycieli, którzy wraz z wieloletnimi współpracownikami Johnem Mitchellem i Kylanem Amosem uformowali tę bryłę. Zmiana na froncie nie przeszkodziła w utrzymaniu wysokiej formy z bardzo udanego „Double Vision” z 2018 roku.

 

Wejdźmy zatem w głąb molekularnej struktury. Wspomniany już „Time Capsule” otwiera ściana dźwięków i operowy okrzyk Wilsona, zanim rozpocznie się właściwa historia. Zauważalne jest połączenie dramatyzmu i melodyjności Wilsona, Amosa i Pointera wybijających rytm oraz charakterystycznych klawiszy Nolana szybujących ponad przemyślanymi akordami Mitchella, a pierwszy z jego wspaniałych solowych riffów pojawia się zaledwie po czterech minutach. Warstwą tekstową ten utwór dotyka historii odkrycia pięćdziesięcioletniego ukrytego laboratorium i następstwach tego zdarzenia.

 

„Equation (The Science of Magic)” to przykład nietuzinkowego podejścia do procesu tworzenia muzyki i opowiadania historii. Drodzy czytelnicy, wyobraźcie sobie, że pokazujecie kawiarkę indukcyjną człowiekowi z epoki kamienia i ten reaguje głębokim zdziwieniem i wypiekami na twarzy. To, czego nie rozumiemy, tłumaczymy albo magią albo wiarą, a głównym przesłaniem utworu jest to, że co do zasady nic się w tej kwestii nie zmieniło po dziś dzień. Muzycznie – niezły klimat. Fortepian i delikatny wokal doskonale rysują scenę. Kiedy zaczyna się główna partia, jesteśmy częstowani operową prog-rockową ucztą, w której protagonista pewny swojej pracy szaleje przeciwko tym, którzy nie chcą go zrozumieć.  Wilson, niezwykle ekspresyjny, wścieka się: „People called me mad – But what do they all know!” Brzmi idealnie, a refren pokazuje, że zespół nie stracił absolutnie nic ze swoich ekspansjonistycznych korzeni. No, wyszło solidnie.

 

Czy wiecie, ile waży dusza? Istnieje teoria, że 21 gramów. Nie powiem, że codziennie czuję tę wagę, ale czasami, gdy dopadnie mnie refleksja, dochodzę do wniosku, że to nieznaczna wartość jak na ciężar istoty egzystencji. Nolan w tematyce dziedziczenia cząstek molekularnych również rozmyślał nad tą kwestią. Podkreślenie basu i perkusji wsparte kilkoma akordami imponująco buduje napięcie, aż do połowy „Twenty-One Grams”, gdy dochodzi do kolejnej eksplozji dźwięku, a tempo ma swoją kontynuację w kołyszącym się tonie, zapewniając pozytywne wrażenia wszystkim wieloletnim fanom Areny.

Confession” to najkrótszy utwór na albumie trwający zaledwie dwie minuty i dwadzieścia sekund. I w tych stu czterdziestu sześciu sekundach mówi tyle samo, co jeden z wielu eposów z dawnego katalogu zespołu, o udręczonej duszy, która straciła wszystko w swojej obsesji na punkcie znalezienia naukowej prawdy. Wilsonowa barwa komponuje się idealnie z akordami Mitchella i podkreśla emocje wydobywające się z trzewi umęczonej psychicznie jednostki.

 

The Heiligenstadt Legacy” nawiązuje do słynnego listu napisanego do braci przez Beethovena, w którym jeden z największych twórców w dziejach muzyki rozważa nad samobójstwem z powodu znacznej utraty słuchu. W ostateczności było to iskrą do tworzenia nowej muzyki, o czym świadczyć mogą słowa zawarte w tekście In this cold and noiseless state, I must continue to create”. Dramatycznie nacechowane linie pianina i wokalu tworzą aurę niepokoju już przed upływem dwóch minut, po których jesteśmy świadkami rozkwitu hałasu, a dynamiczne tempo wraz ze słowami doskonale mówią o nieodłącznym kontraście smutku, samotności i depresji połączonych z potrzebą tworzenia i bycia wysłuchanym. Wyjątkowy utwór z ważną postacią w tle.

 

Field of Sinners” opowiada o molekularnym związku podmiotu lirycznego z przeszłością. Upiera się on, że jest zdrowy na umyśle, jednocześnie szukając sposobu, by postępować jak jego bratnie dusze z przeszłości, czyli bardziej instynktownie. Towarzysząca temu szaleństwu muzyka jest gotycka i klimatyczna, a Nolan i Mitchell tworzą mroczny, wirujący, pastisz z mocnymi fundamentami stworzonymi przez Amosa i Pointera; z riffów Mitchella wyłania się ogromny ładunek emocjonalny, jakby celował z futurystycznej głowicy typu E.

 

Następny w kolejności Pure of Heart” jest typowym hardrockowym numerem, który swoim stylem mógłby śmigać w radiach bez problemu. Klasyczny riff basu, niesiony przez wpadające w ucho gitarowe akordy i syntezatory, przypomina stare dokonania Areny i stanowi sympatyczny ukłon w stronę fanów.

 

Zbliżamy się już do końca albumu. Under the Microscope”, ósmy z jedenastu, jest interesującym dyskursem na temat obsesji będącej przyczynkiem do inspiracji i procesu tworzenia. Wokalnie naładowany niczym spluwa gotowa wystrzelić tysiąc pocisków. Instrumentalnie osadzony jest na ciężkiej i masywnej jak beton (w tym wypadku w dobrym znaczeniu) sekcji rytmicznej, moim skromnym zdaniem będzie koncertowym szlagierem. A dodatkowo, to najdłuższy numer na płycie. Bravissimo.

 

„Part Of You” to fascynująca refleksja na temat dążenia do odkrywania prawdy. Mitchell, cholernie mocno przypominający w tej odsłonie Marka Knopflera, tworzy wspaniały gitarowy pasaż, w sposób, w jaki założyciel Dire Straits umiał najlepiej. Nolan swoimi klawiszami dodaje odrobiny dramatyzmu, który eksploduje chaotyczną feerią dźwięków perkusji i basu. Powiedziałbym, że ten utwór ma w sobie komercyjnego ducha.

 

„Life Goes On” zamyka album i czyni to w niebywały sposób. I nie do końca chodzi mi tu o warstwę muzyczną, a bardziej o tekstową. Podejmuje rozważania na temat człowieka jako małej cząstki całego wszechświata, jak i nieśmiertelności 21 gram, które nieprzerwanie krążą i co jakiś czas zmieniają naczynie. Można wierzyć w absolutne byty rządzące światem, można w pełni je negować i można być w tej kwestii neutralnym, ale czy chociaż przez moment nie zastanawialiście się, co się dzieje po nieodwracalnym zamknięciu powiek i wygaszeniu oddechu? Ja tak, wiele razy i nie znam odpowiedzi, ale Wilson w niezwykle emocjonalny, przeszywający sposób śpiewa tytułowe słowa, że życie toczy się dalej. Utwór trafił na podatny do rozmyślań grunt, jak wiertarka na ścianę z GK.

 

 

Tak tak, wiem, odleciałem w tej recenzji. Za długo, za dużo, bla, bla, bla, ale na swoją obronę mam fakt, że ten album zrobił na mnie naprawdę ogromne wrażenie i musiałem go rozwalić na elementarne cząstki. Nie powiem definitywnie, że Wilson jest odkryciem w składzie Nolana, i że czemu trzeba było tyle na niego czekać, ale niezaprzeczalnie tworzy nowy rozdział w dziejach tego zespołu i czyni to w sposób godny i dużym wyczuciem. A sama „Teoria Molekularnego Dziedziczenia” zaskoczyła mnie najbardziej ambitną historią rozczłonkowaną na jedenaście kompozycji, nad którą zdecydowanie warto się pochylić, bo w niezwykle barwny i jednocześnie przystępny sposób opowiada o meandrach naszej materii i jej zaawansowanych trybikach.

 

Ocena (w skali od 1 do 6): 5 atomów rozwalających głowę

⚛️⚛️⚛️⚛️⚛️

 

Błażej Obiała

 


 

Kliknij i obserwuj nasz fanpage👉 bit.ly/Nasz-Facebook1

Kliknij i obserwuj nasz Instagram 👉 bit.ly/nasz-instagram1

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz