IKS

Arcane, twórcy: Christian Linke, Alex Yee, Netflix, serial [Recenzja]

arcane-serial-recenzja

To było bardzo niespodziewanie dobre. Tak, zarówno bardzo niespodziewanie, jak i bardzo dobre. Jedno z większych tegorocznych zaskoczeń, a przecież nigdy nie byłem fanem League of Legends.

Graczem jestem, ale gry PvP mnie nigdy specjalnie nie kręciły, więc nigdy dotąd się nie zagłębiałem w to uniwersum poza paroma teledyskami/shortami/filmikami – miały dobrą muzykę, fajną choreografię, genialną animację, oglądało się super. Ale zarówno sama gra, jak i (nomen omen) legendarnie toksyczne środowisko graczy niezbyt mnie zachęcały do sprawdzania zarówno rozgrywki, jak i świata w którym się ona dzieje. Chociaż muszę przyznać, że ostatnio nadrobiłem wiele filmików i teledysków od Riot Games, może nie aż zachwycając się każdym, ale bardzo doceniając ich zdecydowaną większość (a nad niektórymi jednak pochylając się z niezdrową aż fascynacją).
 

Do serialu podchodziłem z dziwną nadzieją. Nie dlatego, że mi zależało, żeby był dobry, ale po prostu naczytałem się i nasłuchałem wielu opinii bardzo pozytywnych, co mnie zaskoczyło od razu na wstępie.

Trailery i wycinki pokazywały coś z potencjałem, coś ciekawego, a przede wszystkim – prześlicznie stworzonego. I absolutnie się nie zawiodłem tym, czego dane mi było doświadczyć w dziewięciu odcinkach pierwszego sezonu serialu Arcane. Fabułę serialu można przedstawić w skrócie jako – historia dwóch sióstr (Vi i Powder), które rodzieliły wewnętrzne rozgrywki przestępczego światka. A po latach ich losy znowu się łącza, z techno-magiczną rewolucją industrialną w tle, jak również narastającym konfliktem pomiędzy górnolotnym i artystokratycznym miastem, a jego brudnymi slumsami pełnymi ludzi ambitnych, którzy zrobią wszystko, aby zrealizować swoje plany. Niech nikogo nie zwiedzie fałszywie klasyczne ułożenie początku historii. Jest tu wiele niuansów po drodze, sporo konfliktów, zarówno moralnych, psychicznych, wewnętrznych, jak i tych bardziej widocznych – z prawem, z rodziną, z ambicjami innych ludzi. Pierwsze trzy odcinki dzieją się w przeszłości w stosunku do głównej fabuły, służą do przedstawienia świata, z którym będziemy obcować, jak również do ułożenia pionków na planszy i dodania im motywacji, cech własnych, rysów psychologicznych. Rzeczy bardzo ważnych przy przedstawianiu oryginalnych, nietuzinkowych postaci.
 

I twórcy Arcane robią to świetnie. Błyskawicznie się wkręciłem i od razu zżyłem z tymi wszystkimi postaciami, z bohaterami jakby nie było, ale również i ze złoczyńcami.

Jedną z najciekawszych i najbardziej fascynujących postaci jest właśnie „złol” Silco, który praktycznie nie ma ani jednej złej sceny, jest fascynujący i wzbudza grozę, ale był też najbardziej zaskakującym źródłem łez w moich oczach podczas oglądania tego serialu. I pozostali „aktorzy” nie odstają – zarówno Vi i Jinx/Powder mają swoje super momenty, a ich relacja również w kontekście „jaśnie panienki” Caitlyn i demonów przeszłości jest niesamowicie wciągająca. Geniusz swoich czasów i prowodyr postępu techno-magicznego Jayce jest może nieco nudnawy, ale dzięki wsparciu o wiele bardziej złożonych postaci Viktora i Mel też ma coś ciekawego do zaprezentowania, i więcej moralnej szarzyzny do odwiedzenia. Fabuła jest nakreślona bardzo dobrze, przeskok czasowy został sprawnie ogarnięty, historie tak miasta, polityki, postępu technologicznego, jak i pojedynczych postaci są fascynujące, zgrabnie zrealizowane i poprowadzone.
 

Na osobny akapit zasługuje też oprawa graficzna, bo te odcinki i pojedyncze sceny, to często są małe arcydzieła.

Fragment z piątego odcinka z Vi zbiegającą po dachach i rurach ze słonecznego i ślicznego Piltover do brudnego, halogenowo-mrocznego Zaun zapętliłem i odpalałem w kółko przez dłuższy czas, tak mi się podobała realizacja animacji, aranżacji, choreografii, tła… Podobnie jak walka Vi z Seviką w tymże odcinku (jak i sam jej cudownie nagły i niespodziewany początek). A takich smaczków jest jeszcze więcej. O wiele więcej.
 

Animacja stoi na niesamowitym poziomie, z twarzy bohaterów można wyczytać wszelkie uczucia, nawet widać przemyślenia czy zmiany emocjonalne, które zachodzą w krótkim czasie (mikroekspresje).

Aktorzy podkładający głos pod te postaci robią to z wdziękiem, z pełnym zaangażowaniem i absolutnie do nikogo nie można się przyczepić. O muzyce studia Riot wiedziałem już wcześniej – tak jak wspominałem, trochę się ich twórczości nasłuchałem, zwłaszcza ostatnimi czasy. Ale tu już wchodzą na wyższy poziom – bo całej ścieżki dźwiękowej do serialu jeszcze nigdy nie robili. A dokonali tego niesamowicie wręcz. Jest to jeden z bardzo nielicznych seriali, które mają tak dobrą czołówkę (intro), że ani razu jej nie przeskoczyłem w trakcie oglądania całego serialu ciurkiem. A za to, że udało im się ściągnąć do współpracy przy piosenkach takie sławy jak Sting czy Woodkid, mają ode mnie wielką dozę szacunku.
 

Świat przedstawiony jest zarówno kolorowy, piękny i fascynujący, jak również mroczny, brudny i neonowo obrzydliwy… ale nadal fascynujący.

Genialna muzyka nadaje wszystkiemu jeszcze potężniejszej dawki atmosfery i klimatu, miejsca dyszą, mijane na ulicy czy w korytarzach postacie są indywidualne, jednostkowe, nie wpadnie się tu na „generic NPC #2”. Budynki, miejsca, wnętrza – wszystko ma swoją estetykę, wszystko jest genialnie oddane, zrealizowane, udekorowane… Oczy się cieszą patrząc na te piękne grafiki, na to jak cały ten świat się prezentuje. Wszystko jest też bardzo sprawnie „nakręcone” – świetne ujęcia, kąty kamery, przebicia obrazów (dobrym przykładem są chociażby schizy i wizje Jinx). Naprawdę nie ma się do czego przyczepić ,jeśli idzie o klarowność prezentacji, jasność obrazu i sytuacji.
 

I jest to wszystko niegłupie. Wszystkie te historie, elementy, fragmenty, wątki mają sens, i swoje podstawy.

Postaci działają logicznie (bądź instynktownie) tak jak trzeba, wysnuwają odpowiednie (bądź nie) wnioski, w zależności od otrzymanych informacji, podpowiedzi, danych, ale też uczuć, nieświadomych pragnień czy profilu psychologicznego. Ładunku emocjonalnego tego serialu nie można nie docenić – przywiązujesz się do postaci, do ich historii, do ich przeżyć. Razem z nimi się widz zastanawia „co dalej?”, „jak zareagować?”, i pokrzykuje z uciechy, kiedy dzieje się to, co nam się podoba,… jak również jęczy bądź się załamuje, kiedy dzieją się rzeczy niechciane i krzywdzące tych, komu kibicujemy.
 

Ja wiem, strasznie się rozpisałem, ale to dlatego, że ten serial mnie nie tylko pozytywnie zaskoczył, ale też po prostu zafascynował, wgniótł w ziemię, kazał czuć i przeżywać tą fabułę wraz z jej bohaterami;

zupełnie bez wysiłku sprawił, że zainwestowałem w niego emocjonalnie i ledwo mogłem się oderwać, żeby porobić inne rzeczy. Polecam. Bardzo. Całym moim geekowskim sercem, nie tylko fanom League of Legends, ani samym jeno admiratorom animacji. To jest kawał dobrej rozrywki, świetnej historii, fascynujących postaci, genialnie oddanego świata.
Chapeaux bas, panie i panowie, serio.
 
„In the purstuit of great, we failed to do good.” – Viktor
 
Ocena (w skali od 1 do 10) 9 klejnotów hextechowych
💎💎💎💎💎💎💎💎💎
 

Michał „Azirafal” Młynarski

IKS
Udostępnij i poleć znajomym!

Dodaj komentarz